W szpitalu najpierw pojawił się Gi Hoon, a dość szybko po nim najstarszy z braci, Sang Hoon. Teraz wokół łóżka Hyung Kyu zebrało się już czterech facetów i każdy z nich lamentował na własny sposób. Kiedy już wszyscy jako tako się wygadali, Sang Hoon postawił zasadnicze pytanie:
– Jak i kiedy powiedzieć o tym mamie? – spojrzał po twarzach pozostałych – Musimy jej powiedzieć, bo nawet nie wiadomo, czy Dong Hoon przeżyje operację – dorzucił niepewnym głosem.
– Ale jak chcecie ją poinformować? – zapytał Dae Ri – Chyba nie przez telefon? – spojrzał na braci.
Ci również spojrzeli po sobie z bólem i niepewnością. Zapadła cisza, Każdy z tych mężczyzn szukał w głowie pomysłu, jak przekazać starszej już matce, że jej ukochany syn, o którego zawsze tak się martwiła, jest w bardzo ciężkim stanie i nawet może umrzeć. Jak to zrobić?
Myślę, że jest to jedno z najtrudniejszych wyzwań w ogóle. Nawet poinformowanie żony o śmierci męża, nie jest tak bolesne, jak przekazanie jakiejkolwiek matce złej wieści na temat jej dziecka. Jednak zawsze ktoś musi się tego podjąć, bo matka nie może zostać nieświadoma sytuacji. Teraz to zadanie czekało jednego z braci. Który udźwignie taki ciężar? Który sobie z tym poradzi?
– Dobra… Ja to zrobię – zdeklarował się Gi Hoon – Zaraz do niej pojadę i powiem osobiście – Musze tylko się uspokoić i ułożyć w głowie, jak to zrobić – rozejrzał się po obecnych – jakieś wskazówki?
– Nie rób długiego wprowadzenia do tematu, bo matki mają swoją intuicję i prawdopodobnie, jak cię zobaczy, od razu wyczuje, że coś jest nie tak – stwierdził SeoK Beom – więc jej dodatkowo nie denerwuj. – dodał.
– No, też tak uważam – przytaknął Dae Ri – zadbaj o to by siedziała, tylko nie każ jej tego robić! Po prostu ją posadź, a potem spokojnie i w prostych słowach powiedz swoje.
– A jak mi zemdleje? – zapytał nie nażarty przerażony Gi Hoon.
– Nasza mama nie jest taka słaba – włączył się do dyskusji Sang Hoon – ona już wiele widziała i wiele przeszła. Wytrzyma i to. Będzie zdruzgotana, ale na pewno nie zemdleje.
– W takim razie jadę do niej, a wy tu czekajcie na koniec operacji. Jak będzie coś nowego wiadomo, od razu do mnie telefonujcie! – dorzucił na odchodnym.
– Jasne! O to się nie martw! Idź! Dasz sobie radę. Przywieź ją tutaj! – inni poklepali go po plecach i dodawali otuchy, jak umieli.