Nie minęło kilka minut, jak Ji An usłyszała spokojny oddech Dong Hoon.
– Naprawdę był zmęczony – pomyślała.
„Kiedyś w knajpkach albo z braćmi siedział nawet do rana a potem szedł do pracy, a czasem na trening piłki nożnej. Teraz po wypadku i długim pobycie w szpitalu stracił swoją formę.” Ji An rozmyślała tak bezwiednie porządkując swoją malutka kuchnię i przygotowując ubranie na jutro. „ W końcu otarl się o śmierć, a wychodzenie z ran, które doznał, było dla jego organizmu ogromnym wysiłkiem”. Jej myśli wciąż krążyły wokół Dong Hoon. „Jak on może mieć wątpliwości, że jego pokiereszowana twarz jest dla mnie problemem. Nawet jeśli jest, to tylko ze względu na jego ból fizyczny i to, że się krępuje wobec ludzi z powodu swojego wyglądu. Będę musiała jak najszybciej mu to wybić z głowy.” Ta ostatnia myśl była, jak didaskalia do głównego monologu, jaki ze sobą właśnie toczyła.
Rozwiesiła komplet ubrań przygotowany na kolejny dzień pracy i położyła się do łóżka. Na szafce leżał jej telefon z odsłuchem na żywo pochrapującego Dong Hoon. Ji An była od tego uzależniona. Zasypianie przy słuchaniu jego oddechu było dla niej takie kojące…
W środku nocy nagle obudził ją jakiś niepokój. Gdy odzyskała świadomość, usłyszała, że z Dong Hoon dzieje się coś niedobrego. Jakby się szamotał, coś bełkotał w przerażeniu, momentami płakał. Ji An zerwała się na równe nogi, szybko włożyła na siebie przygotowany wieczorem zestaw ubrań, złapała torebkę i wybiegła z mieszkania. Udało jej się złapać taksówkę i po 10 minutach wysiadła pod budynkiem, gdzie mieszkał.
Na szczęście znała kod otwierający dolne drzwi i kod do jego mieszkania. Dał jej sam, kiedy wyszedł ze szpitala. „Żebyś się o mnie tak bardzo nie martwiła” – powiedział, gdy spojrzała zszokowana na niego. Nawet nie nacisnęła na dzwonek do drzwi, ani nie zapukała. Trzęsącymi rękoma wystukała właściwie cyfry i energicznie otworzyła drzwi. Pobiegła prosto do sypialni zapominając, że Gi Hoon może spać w pokoju dziennym.
Dong Hoon już tak bardzo się nie rzucał na łóżku, jak to słyszała przez telefon, ale nadal był niespokojny, spocony i napięty. Ji An zapaliła nocną lampkę i przez chwilę zastanawiała się, co powinna zrobić. Ostatecznie, kiedy przekonała się, że nie ma większego zagrożenia i Dong Hoon oddycha w miarę spokojnie, nie wybudziła go. Usiadła obok na podłodze i podparła się plecami o jego łóżko. Nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Obudziło ją lekkie dotknięcie jej ramienia przez Dong Hoon, który zszokowany zobaczył ją, gdy się obudził.
– Ji An! Co ty tu robisz? – zapytał mocno zdziwiony.
– O! Ahjussi! Jak się czujesz? – odpowiedziała pytaniem na jego pytanie.
– Normalnie – zdziwienie nie opuszczało go – Czemu pytasz? Stało się coś? – zaczynał się niepokoić.
– Nie, nie! – szybko zaprzeczyła – Tylko widzisz, usłyszałam w nocy, że się bardzo rzucasz na łóżku, pokrzykujesz i… – spojrzała na niego niepewnie.
– I co? No wyduśże dziewczyno!
– I popłakiwałeś. Przestraszyłam się i przyjechałam do ciebie sprawdzić, co się dzieje – Ji An wstała z podłogi rozprostowując jednocześnie całe ciało.
– Nic nie pamiętam. Czinczia! – Dong Hoon usiadł na łóżku i pociągnął Ji An, aby usiadła obok – Gi Hoon nie słyszał, że przyszłaś?
– Aigo! Całkiem o nim zapomniałam! – Ji An złapała się za usta – Jak mu wytłumaczymy, co ja tutaj robię?
– Nie wytłumaczymy – Dong Hoon lekko się uśmiechnął na tę obawę Ji An – Zaraz go obudzę i pogonię do pracy, a ty siedź tu po cichu. Zabawimy się w konspirację – najwyraźniej zaczynało go to bawić.
Ji An jednak nie bawiła się tak dobrze, jak Dong Hoon, ale postanowiła go posłuchać. Na szczęście miała na sobie ciuchy, w których mogła jechać prosto do pracy, a stąd miała tam znacznie bliżej, więc nie martwiła się jeszcze o ewentualne spóźnienie. Niepokoiła ją tylko myśl, że Gi Hoon może tu zajrzeć i ją odkryć, a to będzie bardzo krepujące. Wolała tego uniknąć.