Kiedy Sang Hoon przyjechał na swój dyżur do szpitala i wszedł do sali brata, stanął jak wryty. Nie było tam, ani Dong Hoon, ani jego żony, którą właśnie miał zmienić. Nogi się pod nim ugięły, a spanikowany umysł podpowiadał najgorsze scenariusze przyczyny tego, co widział. Spanikowany poszedł do gabinetu pielęgniarek, bo dowiedzieć się, co się stało, ale kiedy miał już otwierać drzwi, winda, która była w pobliżu otworzyła się i wyszła z niech Yoon Hee.

– O! Cześć szwagier! – przywitała się z nim zupełnie swobodnie. Jednak, gdy dostrzegła jego bladą twarz i trzęsące się dłonie, zrozumiała, że przeraził go widok pustego łóżka brata, więc natychmiast go uspokoiła – Dong Hoon pojechał na pierwszą turę przeszczepów na twarzy – wyjaśniała – rano lekarze uznali, że warto sprawdzić, jak goją się jego rany i stwierdzili, że pora na pierwszy krok, bo jest dobrze.

Sang Hoon opierając się o ścianę plecami zjechał do pozycji siedzącej. To, co przed chwilą przeżył, przerosło go, a teraz siły, które cudem z siebie wykrzesał, nagle go opuściły i stracił panowanie nad swoim ciałem. Yoon Hee dostrzegła, że za chwilę – swoim zwyczajem – szwagier rozpłacze się, jak dziecko.

Podeszła do niego i usiadła obok na ziemi. Najpierw nic nie mówiła, tylko potrzymała go za rękę. Potem łagodnym głosem powiedziała:

– Już dobrze. Miałeś prawo źle to zinterpretować… Powinnam była cię uprzedzić… Ale wszystko potoczyło się naprawdę szybko i niespodziewanie… – tłumaczyła się, bo rzeczywiście zabrakło jej pod tym względem wyobraźni – Przepraszam… chodźmy do sali, to ci wszystko opowiem.

Podniosła się, stanęła naprzeciwko szwagra i wyciągnęła do niego dłoń, aby pomóc mu wstać. Sang Hoon skorzystał z tego i jeszcze na chwiejących się nogach wrócił do pozycji stojącej. Jak małe dziecko posłusznie poszedł za nią do sali.

Yoon Hee najpierw nalała mu do szklanki zimnej wody, a potem zaproponowała kawę, ktor tak lubił. Usiedli na sofie. Sang Hoon wreszcie wydobył z siebie głos:

– Myślałem, że mu się coś stało… Naprawdę… – mówił zachrypniętym ze wzruszenia głosem – Te kilka minut były chyba gorsze od tych, gdy dowiedziałem się o jego wypadku – dodał.

– Wiem – przyznała Yoon Hee – Bardzo cię przepraszam, że natychmiast nie przekazałam ci informacji, ale naprawdę z emocji straciłam poczucie czasu – tłumaczyła się – Siedziałam najpierw pod salą, gdzie go badali i gdzie trwały konsultacje w jego sprawie, a potem, jak przewieźli go do sali operacyjnej, utknęłam tam myśląc tylko o Dong Hoon. Kiedy spojrzałam na zegarek, przypomniałam sobie o tobie i natychmiast wróciłam, ale ty już zdążyłeś wszystko zobaczyć i się wystraszyć…

– Dlaczego musimy przez to przechodzić… – Sang Hoon wciąż był roztrzęsiony – Dlaczego to przytrafiło się właśnie jemu? Łe? Łe? – najwyraźniej nagromadzone emocje znajdowały ujście kierując go ku pierwotnemu wydarzeniu, z którym również się jeszcze nie uporał.

– Na to nie ma żadnej odpowiedzi – Yoon Hee mówiła jak najspokojniej – Wypadki po prostu się zdarzają…

– Ale dlaczego częściej zdarzają się dobrym ludziom? Łe? – Sang Hoon nie odpuszczał.

– Może dlatego, że oni wolą narazić siebie a nie innych? – Yoon Hee sama w tym momencie uświadomiła sobie, że tak właśnie często się dzieje. Dong Hoon nie wysłał na tę niespodziewaną kontrolę swoich pracowników, tylko pojechał sam biorąc ze sobą jedynie najmłodszego z nich, którego trzymał na dystans i za swoimi plecami, jak sobie słusznie wyobrażała, ale tego już na głos nie wypowiedziała – Nasz Dong Hoon jest właśnie takim człowiekiem… – podsumowała.

– Co oni mu właściwie dzisiaj zrobią? – wreszcie zadał bardziej konkretne pytanie.

– Podobno jakimiś sposobami poprawią ruchomość szyi, ale jeszcze dokładnie mi tego nie wyjaśnili. Zapytamy, jak Dong Hoon wróci – stwierdziła – Czy poradzisz już sobie, bo ja muszę lecieć do Ji Seok? – zapytała uważnie oceniając, czy szwagier już jako tako się pozbierał.

– Ka! – usłyszała – Idź! Poradzę sobie i poczekam tu na niego – sięgnął po filiżankę z kawą.

– Jakby coś się działo, natychmiast zadzwoń – poprosiła zabierając torebkę i żakiet z sofy.

– Jasne – brzmiała odpowiedź.

– To ja wychodzę. Trzymaj się!

Yoon Hee wyszła dość niepewnie, ale nie miała wyboru. Od wypadku Dong Hoon zakres jej obowiązków znacznie się powiększył i brakowało jej czasu na takie niespodziewane sytuacje, jak ta z roztrzęsionym szwagrem. W samochodzie wybrała jeszcze numer do Gi Hoon, zreferowała mu, co się stało oraz doradziła, aby ktoś dołączył do Sang Hoon, bo jest bardzo poruszony.

Scroll to Top