W sali Dong Hoon nikogo nie było. Yoon Hee tylko szybko zajrzała przez drzwi i przywołała Ji An. Jedna weszła do środka, a druga wróciła do swoich obowiązków.

Ji An natychmiast dostrzegła, że zmieniono już sposób opatrunków na głowie Dong Hoon i odsłonięto jego oczy i usta. Kiedy podeszła bliżej, ze wzruszeniem dostrzegła jego zamknięte powieki. Nie miał rzęs, ale skóra oczu nie wydawała się bardzo poparzona. Dong Hoon może w ostatnim momencie odruchowo schylił głowę i kaskiem osłonił oraz ramieniem osłonił oczy. Tak sobie pomyślała w tym momencie. Usta też były odsłonięte, ale  tu już widać było skutki oparzeń, niestety. Ji An ścisnęło się serce na ten widok i cała zadrżała z wrażenia i bólu.

Szkoda, że nikt jej nie uprzedził o tej ważnej zmianie. Pewnie by się przygotowała na to psychicznie, a tak wzruszenie obezwładniło ją i rozpłakała się nie mogąc się opanować. Głośny szloch wyrwał się z jej gardła.

W tym momencie Dong Hoon otworzył oczy. Ji An zalana łzami nie dostrzegła tego momentu. Starała się stłumić płacz, by nie obudzić Dong Hoon, jednak, kiedy na niego spojrzała, zamarła…

To były te oczy… To samo spojrzenie… Pełne tkliwości i smutku… Patrzył na nią tak intensywnie, że nie mogła z siebie wydobyć słowa.

– Ji An… – usłyszała charczący, obcy głos – Lee Ji An – powtórzył podnosząc jednocześnie rękę w jej kierunku.

– Ahjussi… – wyszeptała stojąc, niczym słup soli.

Dong Hoon siłą woli podniósł swoją dłoń jeszcze wyżej i Ji An wreszcie dostrzegła ten gest. Złapała go delikatnie obiema rękoma i przytuliła do jego dłoni swój policzek schylając się przy tym, aby nie musiał wykonywać tak dramatycznego ruchu.

On zaś usiłował końcami palców pogłaskać ją po twarzy, ale opatrunki mu to uniemożliwiały.

– Ji An – powtórzył jeszcze raz z wyraźnym wysiłkiem i bólem.

– Ahjussi, nic nie musisz mówić… – zareagowała zdając sobie sprawę, ile to wołanie jej go kosztuje cierpienia.

Podeszła bliżej jego głowy i ich wzrok znowu się skrzyżował. Patrzyli tak na siebie długą chwilę, a właściwiej należy napisać, że mówili tak do siebie dłuższą chwilę. Doszli już bowiem do wprawy w przekazywaniu sobie słów bez ich werbalizowania. Ji An pierwszy raz usłyszała go wtedy, gdy skasowała aplikacje podsłuchującą Dong Hoon, a on wracając wówczas do domu głośno wypowiedział słowa: „Bądźmy szczęśliwi!”. Potem było jeszcze kilka momentów, gdy mówili do siebie tylko spojrzeniem. Na przykład przy rozstaniu, a ostatnio podczas tego niespodziewanego spotkania. Tak, Ji An i Dong Hoon naprawdę słyszeli się już bez słów i teraz znowu prowadzili taką rozmowę.

Jeszcze nie pora, by Wam ją ujawnić, ale na pewno sami się domyślacie, co było najważniejszą treścią tego dialogu bez słów.

Kiedy Ji An przestała szlochać, Dong Hoon delikatnie pociągnął jej dłoń w dół chcąc, aby usiadła. Podsunęła więc krzesło bliżej jego głowy i posłusznie przysiadła pochylając się w jego kierunku.

– Ahjussi, czy ty czegoś potrzebujesz? – te słowa wypowiedziała już na głos – Może chcesz pić? – na szafce obok stała szklanka z wodą ze specjalną rurką.

Dong Hoon zaprzeczył oczami. Najwyraźniej nie chciał, aby odchodziła od niego nawet na moment. Dla niego ta chwila była również bardzo wzruszająca, ale miał jeszcze bardzo ograniczone możliwości komunikacji, więc chciał, aby była blisko, jak najbliżej, bo to go uszczęśliwiało.

Ji An zrozumiała i przysunęła się najbliżej, jak mogła, a głowę oparła na skrawku poduszki. Znowu wsłuchiwała się w jego oddech, co ją uspokajało i goiło wszelkie rany. Dong Hoon natomiast potrzebował czuć jej ciepło jak najbliżej, bo wewnątrz jego zagubionego serca i umysłu znowu ścierały się dawne siły zewnętrzne i wewnętrzne, które wprowadzały tam dużo niepokoju.

Scroll to Top