Nasz ulubiony reżyser był naprawdę zszokowany i zaczynał być załamany. Po wyjściu z budynku agencji, wsiadł do samochodu i pojechał prosto do Jeong Hui. Musiał się odnaleźć, przeanalizować sytuację, dowiedzieć się, co naprawdę stało się Lim Seung Kyu i wymyślić plan B.
Po drodze słuchał oficjalnych wiadomości, które zdominowane były – rzecz jasna – sprawą śmierci znanego aktora. Nagle wszystkie media i policja zaczęli mu współczuć i wychwalać jego osiągnięcia. A przecież od kilku miesięcy dosłownie pastwili się nad nim, bo z policji do mediów wyciekła wiadomość i toczącym się postępowaniu w związku z podejrzeniem o zażywanie substancji zabronionych. Wszyscy rzucili się na Lim Seung Kyu, jakby już zapadł wyrok i prześcigali się z spekulacjach na jego temat. Agencje pozrywały z nim umowy i domagały się za to rekompensaty. Stał się właściwie persona non grata w swoim środowisku i nie miał już szans na kolejne role.
Dlatego zbuntowany Gi Hoon zamierzał pozyskać go do swojego projektu, a ponieważ samodzielnie decydował o wszystkim, nie musiał nikogo prosić o pozwolenie. W nosie miał ewentualny bojkot swojego nowego serialu, bo nie robił go z myślą o ludziach podatnych na manipulacje i sensacje. Mocno wierzył, że są jeszcze w koreańskim społeczeństwie jednostki mądre, sprawiedliwe i wrażliwe na wartości. To dla nich kręcił swoje filmy, a ten miał być wyjątkowy.
Jakżeż teraz żałował, że nie skontaktował się z Lim Seung Kyu dzień, dwa, może trzy dni wcześniej… Kto wie, czy to by go nie uratowało…
– Gdyby miał po swojej stronie kogokolwiek… – myślał Gi Hoon – Gdyby wiedział, że jestem z nim i potrzebuję go… – Gi Hoon sięgnął po kieliszek. Siedział samotnie przy ladzie i nie miał ochoty z nikim rozmawiać – czuł, że nadciąga w jego kierunku wielka depresyjna chmura, której mógł nawet dać nazwę: „Za późno!” Brakowało mu młodszego hyunga, który był w zasadzie jedyną osobą, z jaką pił i dyskutował, gdy nachodziły go takie emocjonalne i mentalne doły. Dong Hoon nie zadawał głupich pytań, nie oceniał, nie krytykował. Umiał słuchać i – co najważniejsze – rozumiał go bez słów.
– Dlaczego nie zadzwoniłem do Lim Seung Kyu wcześniej? – Gi Hoon znowu zaczął się katować tą myślą – Dlaczego to jest takie ostateczne i nieodwracalne… Już nic nie mogę dla niego zrobić… Nic się już nie da naprawić… – nalewał sobie kolejne kieliszki soju, ale wyrzuty sumienia wciąż wypływały na wierzch.
Jeong Hui obserwowała go już od dłuższej chwili i była zaniepokojona aurą smutku, jaka emanowała od najmłodszego z braci Park. Jeszcze trochę i Gi Hoon spadnie z krzesła, a już na pewno nie dotrze do domu na własnych nogach. Dała znak dwóm chłopakom z sąsiedztwa, aby odprowadzili go do domu, ale to nie było takie proste. Gi Hoon domagał się kolejnej butelki, bo jak twierdził nie zalał jeszcze swojej winy.
Jeong Hui zatelefonowała do Sang Hoon, aby odebrał i odstawił swojego brata do domu, bo ten nikogo nie zamierzał słuchać.
Pojawił się po pół godzinie i razem z trzema innymi kumplami wcisnął całkiem pijanego i płaczącego Gi Hoon do samochodu. Zawiózł go do mieszkania Dong Hoon, aby nie denerwować matki. Wtaszczyli go z dużym trudem na górę. Najstarszy z braci został przy nim, a reszta wróciła do siebie. Zdjął z nieprzytomnego wreszcie brata wierzchnie ubrania i zapakował do łóżka. Zadzwonił do matki, aby nie czekała na niego, gdyż wezwali go pilnie na plan filmowy. Potem zadzwonił do żony i powiedział, że nie wróci na noc, bo ma ekstra dyżur przy Dong Hoon. Rozebrał się, umył i położył obok pijanego brata.
– Oj, będziesz miał jutro kaca, jak stąd do Jeju – westchnął ze współczuciem patrząc na śpiącego – i nie minęło kilka minut, jak sam spokojnie zasnął.