Późnym wieczorem na swój dyżur zjawiła się Ji An. Tym razem zmieniała najmłodszego z braci, który jeszcze zanim dotarła do szpitala zadzwonił do niej, by poinformować o tym, co dziś wydarzyło się. Nie chciał, by także i ona przeżyła kolejny wstrząs, wchodząc do Sali Dong Hoon. Ale okazało się, że szwagierka ja już uprzedziła i dziewczyna była gotowa psychicznie na te niby małe, a jednak dla nich wszystkich, wielkie zmiany.

Dong Hoon był jeszcze uśpiony, bo w pewnym sensie odnowiono jego częściowo zagojone rany, jednak już z daleka widać było zmiany w opatrunkach. Zwłaszcza dłonie były już prawie całkiem odsłonięte, co na bliskich robiło ogromne wrażenie. Mogli zobaczyć skalę poparzeń i zmian na skórze i mogli wyobrazić sobie ból, jakiego doznał podczas wybuchu, a potem podczas gojenia się ran. Z drugiej strony to, że zdjęto mu już bandaże na rękach napawało optymizmem i było dowodem, że wszystko zmierza ku lepszemu.

Ji An, jak zwykle, zapukała delikatnie do drzwi i weszła na zaproszenie Gu Hoon.

– O jesteś! – przywitał ją z nutą sympatii

– Dobry wieczór! – Ji An nawet na niego nie spojrzała, bo od wejścia magnetycznie wpatrywała się w śpiącego Dong Hoon.

– No! Hyung robi postępy, jak wiesz – Gi Hoon podszedł razem z nią do łóżka – zobacz, ma odsłonięte dłonie i trochę większe otwory na oczach i ustach.

Ji An nie odpowiadała. Stała bez ruchu i nad czymś intensywnie myślała. Gi Hoon poczuł potrzebę zagadania tej niezręczności i przekazywał jej skróconą wersję dzisiejszych wydarzeń. Łącznie z tym, jak bardzo wystraszył się starszy hyung, kiedy tu przyszedł i zobaczył puste łóżko. Jednak na niej to jakby nie robiło wrażenia. Odpłynęła w swoje myśli. Gi Hoon cofnął się  i z zainteresowaniem reżysera obserwował reakcję dziewczyny.

– Hmm – mruknął po swojemu – ona naprawdę jest oryginalna – pomyślał – taka szczera w swoim zachowaniu. Nic nie robi na pokaz, a jednocześnie wszystko w sobie kontroluje. Lubił analizować jej ruchy, spojrzenia, słowa i sposób, jaki je wypowiadała. Zamierzał to wykorzystać do kreowania jednej z najważniejszych postaci swojego nowego projektu.

– Ji An – odezwał się w końcu do niej.

– Tak? – o dziwo, słyszała go.

– Poradzisz sobie? – zapytał całkiem serio.

– Tak, proszę się nie martwić – zapewniała.

– Hyung jest jeszcze na środkach usypiających i lekarze nie potrafią dobrze określić, kiedy zacznie odzyskiwać świadomość. Wtedy może odczuwać ból i konieczne będzie ich wsparcie – mówił jej to intensywnie przyglądając się jej reakcjom, zwłaszcza niewerbalnej, bardzo wysublimowanej mikroekspresji Ji An, która go fascynowała.

– Będę o tym pamiętać i jak się obudzi powiadomię lekarzy – mówiła spokojnie i pewnie.

– W takim razie ja się zrywam – Gi Hoon pozbierał swoje szpargały reżyserskie i zamknął laptopa – spokojnej nocy Ji An! – powiedział wychodząc z sali.

– Dobranoc! – odpowiedziała kłaniając się, ale on już tego ani nie usłyszał, ani nie zobaczył.

Zostali sami. Nareszcie.

Ji An się trochę rozluźniła, kiedy przestała czuć na sobie baczne spojrzenie najmłodszego z braci, który sobie nie zdawał sprawy, że ona doskonale wiedziała, jak pilnie ją obserwuje. Właściwie nic nie robiła, aby cokolwiek udawać, ale podświadomie kontrolowała się i usztywniała. Wciąż nie była pewna tego, co on wie, co on myśli i jakie są jego intencje, jeśli chodzi o nią i jej relacje z ahjussim.

Nachyliła się nad Dong Hoon i wsłuchiwała się w tak dobrze znany oddech. Delikatnie dotknęła odsłoniętej dłoni, której gojąca się skóra była pomarszczona i szorstka.

– Ahjussi – wyszeptała – czy to bardzo boli? – i dwie duże łzy spłynęły po jej policzkach, a potem na łóżko śpiącego.

Scroll to Top