Jak widzicie nasz Dong Hoon ma się coraz lepiej. Pewnie gdyby nie rany i bandaże, na które wciąż był skazany, już dawno kombinowałby z opuszczeniem szpitala. Jednak ubytek skóry i czas, jaki jest potrzebny na gojenie się oraz czekające go przeszczepy i operacje plastyczne, skutecznie zatrzymywały go w tej sali. Prosił wszystkich swoich opiekunów, aby przestali już doglądać go przez 24 godziny na dobę tłumacząc, że już mu nic nie grozi, a oni maja dużo swojej pracy. Jednak nikt nie chciał go posłuchać. I tak grafik dyżurów, z małymi przesunięciami od czasu do czasu, wciąż był aktualny.
Dziś na noc pojawiła się jego mama. Oczywiście z torbami jedzenia dla niego i dyżurujących. Kiedy wszystko rozpakowała i poukładała część w lodówce, siadła przy nim i głaszcząc go po ręce, mówiła:
– Jak będziesz głodny, powiedz mi. Zrobiłam dla ciebie różne potrawy, które już pozwolono ci przełykać. Arrasso? – zapytała stanowczo.
– Arrasso, omma! – usłyszała cichą zgodę i poczuła, jak syn ściska jej dłoń.
– Och, synku, jak ja się cieszę, że już trochę mówisz, że ruszasz rękoma.
Dong Hoon chciał się do niej uśmiechnąć, jednak okolice ust wciąż były obolałe i zamiast jego uroczego kiedyś uśmiechu, pojawiał się dziwny grymas w dodatku w dużej części zasłonięty jeszcze bandażami. Ale matka i tak go dostrzegła. Podniosła się i pogłaskała go po zabandażowanych wciąż policzkach, po czym usiadła znowu na krześle. Spostrzegła, że syn wygląda na sennego, więc już się nie odzywała. Po chwili wstała i zgasiła górne światło pozostawiając tylko dwie małe lampki na szafce koło łóżka i przy sofie. Poprawiła posłanie Dong Hoon i poukładała rzeczy na szafce. Zauważyła, że wyciągnął z szuflady swój telefon i trzymał go na wierzchu, co też ją ucieszyło, bo oznaczało, że sprawy mają się coraz lepiej. Po kilku minutach usłyszała miarowy oddech syna, więc odeszła dalej i usiadła na sofie. Była zmęczona, więc co jakiś czas popadała w drzemkę, ale mimo to nie położyła się, tylko okryła pledem i czuwała na siedząco.
W pewnym momencie obudziła się słysząc, że Dong Hoon wierci się niespokojnie, jakby czegoś się obawiał.
– Biedactwo – pomyślała – pewnie teraz miewa koszmary – Wybudziła się całkowicie i obserwowała go, aby ewentualnie wezwać pomoc, gdyby uznała to za stosowne.
Jednak Dong Hoon po chwili uspokoił się, ale zaczął coś mamrotać. Matka podeszła bliżej, bo myślała, ze chce jej coś powiedzieć, ale zobaczyła, że Dong Hoon cały czas śpi.
– Ji An… – usłyszała nieznane sobie imię – Ji An… przepraszam… nie mogłem przyjść… nie gniewaj się – syn najwyraźniej zwracał się do jakiejś kobiety.
Usiadła znowu przy jego łóżku trochę zdziwiona jego niespokojnym snem.
– Tak ładnie teraz wyglądasz… – Dong Hoon – kontynuował swoją rozmowę z kimś zupełnie obcym dla niej – jak pięknie się umiesz uśmiechać… Jesteś wreszcie szczęśliwa, Ji An – i znowu to imię. Matka była tak zdziwiona, że całe zmęczenie i senność już zupełnie ją opuściły. Wsłuchiwała się w syna, jakby to był ktoś obcy, ktoś, kogo mało znała.
Dong Hoon jednak przestał mówić przez sen i spał już spokojnie do samego rana. Kiedy się obudził, mama krzątała się przy lodówce zastanawiając się, co może zaproponować synowi na śniadanie. Ani słowem nie pisnęła na temat jego nocnych majaczeń. Zamierzała jednak przy najbliższej okazji wypytać o jakąś Ji An jego braci. Intuicja podpowiadała jej, że to nie jest jakiś mało ważny sen.