Wszystko w ostatnich dniach toczyło się tak szybko, jakby ktoś podkręcił prędkość przeglądania filmu. Wcześniej, kiedy Lee Ji An przeniosła się do Busan, a Park Dong Hoon odszedł z korporacji i założył własną firmę, czas był bezlitośnie ospały. Rozstanie bolało, niczym wyrwa w sercu, której nie sposób było czymkolwiek zastąpić. Życie toczyło się niby normalnie, ale okrutnie wolno.
Dla Dong Hoon była to praca, rodzina, Hoogye, praca, rodzina, Hoogye, praca… Dla Ji An otworzył się nowy świat, nowi ludzie, nowe możliwości. Zewnętrzne życie pojaśniało i nabrało sensu. Wiosna i inne pory roku zaczęły się jej podobać, ale w środku ciągle czegoś jej brakowało. A może powinnam być szczera i napisać, że kogoś jej brakowało? Nawet mi jest trudno przyznać się do tej wewnętrznej prawdy, więc wyobraź sobie, jak im było ciężko się z tym pogodzić…
Znasz to? Kiedy pustkę w sercu zakopujesz codziennością, rutyną, hałasem świata. Uciekasz tak bardzo, bo masz już dość bólu utraty, tęsknoty, złudzeń. Chcesz o tym zapomnieć, więc zatracasz się w szalonym wirze tego, co wnosi każdy dzień i usilnie się na tym koncentrujesz.
Ale tak dzieje się tylko do czasu… Tylko do momentu, kiedy przekorne życie postawi cię w sytuacji, w której cała nagromadzona sceneria, maski, rekwizyty opadną, a wyrwa w sercu będzie widoczna w całej swej okazałości, ba! Zobaczysz, że jest jeszcze większa i bardziej bolesna! Znasz to?
Jeśli tak, to dobrze rozumiesz, co się naprawdę wydarzyło podczas tego z pozoru mało znaczącego spotkania Ji An i Dong Hoon, doładowanego jeszcze krótką wymianą sms’ów i perspektywą bliskiego spotkania. Opadły z nich skrzętnie uformowane zabezpieczenia i znowu stali się bezbronni wobec prawdy własnych uczuć i pragnień.
Myślisz, że coś z tego będzie? Ja sama jeszcze nie wiem… Musimy poczekać na dalszy ciąg wydarzeń.