Wieść o wypadku Park Dong Hoon rozniosła się Hoogye lotem błyskawicy. Wszyscy koledzy z klubu piłkarskiego i ze szkoły chcieli go odwiedzić w szpitalu, ale Jeong Hui, u której – jak zwykle – się zbierali doradziła im, aby wysłali tylko trzech oddelegowanych kumpli.
– Don Hoon jest w śpiączce farmakologicznej, więc i tak z nim nie pogadacie – objaśniała cierpliwie kolejnym przybyłym – Poza tym ma ograniczone możliwości odwiedzin, bo jest na intensywnej terapii, gdzie wpuszczają tylko najbliższych – kontynuowała – Kupcie jakieś kwiaty i coś dobrego dla jego mamy i braci, którzy tam cały czas czuwają i zapewnijcie, że całe Hoogye jest z nimi w tym smutnym czasie. To wystarczy póki co. – zakończyła stanowczym głosem.
Towarzystwo zaczęło się zastanawiać, kto powinien pojechać do szpitala. Wszyscy byli chętni, ale w końcu wybrano pierwszą delegację, które jutro miała odwiedzić Dong Hoon. Potem, jak to zwykle bywało, wszyscy sobie popili i zrobiło się gwarno.
Jeong Hui wymknęła się na chwilę do swojego pokoiku na górze. Chciała zobaczyć, co u Ji An, bo nie pozwoliła jej pójść samej do domu. Umówiły się, że jutro pojadą razem do szpitala, a najpierw wpadną do mieszkania Ji An, aby mogła się odświeżyć i przebrać. W pracy przez telefon wzięła sobie kilka dni wolnego, więc nie musiał się tym przejmować. Jeong Hui rozłożyła dla niej posłanie, postawiła na szafce lekkie jedzenie i coś do picia i tak, jak teraz, zaglądała do niej co jakiś czas.
Tym razem zastała ją już prawie uspokojoną. Leżała na boku, ale nie spała.
– Potrzebujesz czegoś? – zapytała Jeong Hui.
– Nie, dziękuję. – brzmiała cicha odpowiedź.
– Nie przeszkadzają ci hałasy z dołu?
– Yym – zaprzeczyła Ji An.
– To dobrze, bo wyobraź sobie, że ta cała czereda z Hoogye chciała się jutro zwalić do Dong Hoon i to jednocześnie – Jeong Hui chciała trochę rozerwać przyjaciółkę lżejszą konwersacją – ale wyperswadowałam im ten pomysł i zgodzili się, że oddelegują tylko trzech spośród siebie.
– Acha…
– Dowiem się, o której tam pojadą, to my się wybierzemy po nich, żeby było już spokojnie, dobrze?
– Tak, unnie. Tak zróbmy…
– To wracam na dół, bo zaraz będą mnie tuja szukać – zamknęła delikatnie drzwi i zeszła do swoich gości na dole.
Kiedy Ji An została sama, znowu zaczęła płakać. Ile by teraz dała, by móc chociaż słuchać jego oddechu i bicia jego serca… Byłaby dużo spokojniejsza. A tak bała się, ze lada moment odezwie się telefon z… nie nie chciała nawet o tym myśleć. I znowu polały się łzy. W jej głowie kotłowało się tyle myśli, a wszystkie sprowadzały się do tego, ze zmarnowała tyle czasu, kiedy mogła się z nim kontaktować, rozmawiać chociaż przez telefon, wymieniać sms’y, mailować. Jednak uznała, że powinna uszanować decyzję Park Dong Hoon o podtrzymywaniu małżeństwa i rodziny, więc nie chciała na siłę kontynuować tej znajomości, mimo, że to kosztowało ja wiele bólu i tęsknoty.