Kiedy Seok Beom wrócił z otrzymanymi informacjami na temat aktualnej sytuacji, był blady, a na jego twarzy położył się dziwny cień. Ciężko usiadł przy łóżku Hyung Kyu, nabrał powietrza i wydusi ciężkim głosem:

– Walczą o życie szefa… Doznał bardzo ciężkich poparzeń głowy, twarzy, szyi, gardła i klatki piersiowej… Jest na stole operacyjnym… Jeszcze nie ma żadnych informacji, co się tam dzieje… Operacja będzie bardzo długa… Nie ma pełnej gwarancji, że szef ją przeżyje, ani że się uda…

Zamilkł i pochylił głowę, a z jego piersi wyrwał się tłumiony dotąd szloch. Dae Ri objął go ramieniem, ale sam miał łzy w oczach. Najmłodszy z nich, który dopiero co zaczął w miarę logicznie myśleć, znowu drżał na całym ciele. Cała trójka dobrze zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, a ich bezsilność sprawiała, że czuli się bezużyteczni.

– Acha, poproszono mnie o kontakt do rodziny szefa, ale nie wiedziałem, kogo im podać. To taka tragiczna informacja. – kontynuował drżącym głosem Seok Beom. – Powiedziałem im, że sami poinformujemy rodzinę, która na pewno się tu pojawi. Ustalmy razem, do kogo najpierw zadzwoni, bo ja nie wiem… – spojrzał na przyjaciół załzawionymi oczyma.

-Na pewno nie do mamy! – od razu wyrwało się z ust Dae Ri.

– No to pozostaje najstarszy brat albo najmłodszy – stwierdził Seok Beom – Nie wiem, naprawdę, ni wiem, komu pierwszemu to przekazać. Jeden się rozpłacze, a drugi eksploduje – skwitował.

– Ja bym zatelefonował do młodszego – włączył się Hyung Kyu – to narwaniec, ale potrafi myśleć i działać logicznie.

– Tak uważasz? – zapytał Seok Beom – A ty, Dae Ri, kogo byś wybrał? – zwrócił się do drugiego kolegi.

– Młody chyba ma rację. Dzwońmy do Gi Hoon. Nie ma na co czekać. – wyciągnął smartfon, kolejny raz wziął głęboki wdech i kliknął na połączenie.

Kilka sekund, kiedy czekali, aż ten odbierze, ciągnęły się w nieskończoność. Telefon był włączony na głośnomówiącą opcje, więc wszyscy słyszeli sygnał łączenia.

– No co tam, brachu? – usłyszeli znajomy głos Gi Hoon, młodszego brada Park Dong Hoon – Mam odebrać hyonga, czy co? – Gi Hoon myślał, że znowu ostro zabalowali i będzie musiał odwieźć Dong Hoona do domu.

– Hmm – odchrząknął nerwowo Seok Beom – To nie to… – kontynuował niezbyt pewnym głosem – Widzisz, musisz przyjechać do szpitala… Twój hyong miał wypadek…

– Co! Co!? – Gi Hoon, tak jak przewidywali, zareagował bardzo nerwowo – Ale nic mu nie jest? – krzyczał do słuchawki – Nic mu nie jest, prawda? No odpowiadaj gnojku! – słyszeli jak miotał się prawdopodobnie ubierając buty.

– No więc… szef żyje… – Seok Beom starał się mówić jak najspokojniej – Trwa operacja. Musisz tu przyjechać jako opiekun. Wszystko ci powiedzą…

– A ty nie możesz mi wyjaśnić, co się stało? – wybiegł z domu.

– Widzisz, to nie jest rozmowa na telefon… Po prostu przyjedź, jak najszybciej.

– Iiii shiii! – zaklął Gi Hoon – i usłyszeli, że zatrzymuje taksówkę. – Zaraz tam będę, tylko szybko podajcie, który to szpital, bo kierowca słucha.

 

Scroll to Top