fighting!
rozdział 3
Minęły już dwa miesiące, odkąd Park Dong Hoon i Lee Ji An, kazde osobno, ale w tym samym czasie postanowili walczyć o swoje szczęście. Mimo wyjątkowo trudnej sytuacji i okoliczności zdecydowali się na małe kroki w kierunku realizacji swoich obietnic złożonych jeszcze przed rozstaniem i wyjazdem Ji An do Busan.
I słusznie, nie było na co czekać. Małżeństwo Park Dong Hoon i Kang Yoon Hee było tylko fikcją, o której wiedzieli najbliżsi oprócz mamy i syna. Nie było szans na to, by można było odwrócić lub zapomnieć jej zdradę. Takie rzeczy można przebaczyć, ale nie da się pogodzić z tym, że była w ramionach innego mężczyzny, a w tym przypadku Do Joon Young, tak znienawidzonego przez Dong Hoon. To było nie do przeskoczenia. Tak, że ich uczucia stanowiły linię płaską na barometrze miłości. I Dong Hoon uznał, że nie ma już sensu podtrzymywać tej fikcji.
Ta decyzja uwolniła potencjał uśpionych uczuć wobec Lee Ji An, ale problem polegał na tym, że pojawiły się skrupuły związane już nie tylko z różnica wieku, ale z tym, że jego wygląd został zrujnowany przez wypadek i nikt nie mógł zagwarantować, że będzie jeszcze prezentował się atrakcyjnie, a już na pewno nie będzie przypominał wyglądu dawnego siebie.
Mimo tych nowych okoliczności nie poddawał się. Pozwalał Ji An być coraz bliżej i sam czynił nieśmiałe kroki w jej kierunku. Miał za sobą kilka przeszczepów dokonywanych na jego twarzy i szyi, które póki co miały za zadanie przywrócić jako taka ruchomość i mimikę, możliwość mówienia i jedzenia. Terapeuci byli pod wrażeniem jego postępów i zaparcia się w kierunku poprawy tych zdolności.
Co do wyglądu… Nie było dobrze, niestety. To już nie była dawna twarz tak lubiana przez bliskich i znajomych. Zostały z niej właściwie tylko oczy, reszta była jedną wielką blizną po doznanych obrażeniach. Nikt mu o tym nie mówił, ale Dong Hoon sam nie rozpoznawał siebie w lustrze. Codziennie rano, gdy w nie spoglądał, musiał sobie kilka razy powtarzać:
– To nic wielkiego! To nie jest takie ważne…
Jego mama czasem popłakiwała z tego powodu, bracia starali się nie zwracać na to uwagi, podobnie, jak przyjaciele. Gorzej było z jego synem, dla którego nowy wygląd taty był trudny do akceptacji. Yoon Hee zapisała go nawet z tego powodu na terapię, aby chłopiec uporał się z tą ewidentną traumą. Nie powiedziała jednak o tym mężowi. Postanowiła, że już nie sprawi mu nigdy żadnych przykrości, ani nie przysporzy problemów i mocno się tego trzymała. Co nie zmienia faktu, że ze szczerym bólem patrzyła na tę obcą, zdeformowaną twarz.
Park Dong Hoon był już po pierwszych konsultacjach co do korekty wyglądu twarzy za pomocą operacji plastycznych. Yoon Hee wynalazła i umówiła go z najlepszą kliniką specjalizującą się w korekcie po takich traumatycznych wypadkach. Pierwsza z nich miała się odbyć już za tydzień, na co wszyscy czekali z nadzieja, ale i z domieszką obawy. Jak to zwykle bywa przy oczekiwaniu na operacje.
Sam Dong Hoon miał pozytywne nastawienie. Uznał, że najgorsze ma już za sobą i teraz może być już tylko lepiej. Skutecznie wspierała go w tym Ji An, która kompletnie nie zważała na jego wygląd. Dla niej liczyła się tylko jego osobowość, serce, delikatność i wrażliwość, które pokochała już od tak dawna. A twarz… No cóż… to tylko powłoka. Bardziej doceniała jego spojrzenie, którym umiał wyrazić swoje tak głębokie uczucia, a teraz było ono tym mocniejsze, że już nie musiał zachowywać dawnego dystansu.
Tak, tak, nasz Dong Hoon nauczył się pokazywać jej jawnie, co do niej czuje i było mu z tym naprawdę cudownie. Ale o tej przemianie napiszemy sobie trochę później.
Odkąd Dong Hoon wyszedł ze szpitala i zamieszkał znowu w swojej kawalerce blisko pracy. Co chwilę ktoś do niego wpadał, aby sprawdzić, jak sobie radzi i czy czegoś nie potrzebuje. On sam niechętnie wychodził jeszcze na miasto, bo swoim wyglądem przyciągał uwagę ludzi, a to mu nie odpowiadało. Jeśli bardzo chciał, robił to po zmroku i zakładał czapkę bejsbolówkę, aby ukryć brzydkie blizny i zdeformowaną twarz. Nie było to nic miłego, ale starał się z tym oswoić i nie przejmować.
Dziś też chciał trochę się rozruszać i maił już wychodzić, gdy pojawił się Gi Hoon w bardzo kiepskim nastroju.
– O hyung! Wychodzisz? – zapytał, bo zastał brata tuż przed drzwiami.
– Ne! Chciałem może trochę pobiegać – Dong Hoon zlustrował go uważnym spojrzeniem – wyczuł od razu, że coś jest nie tak – stało się coś? – zagadnął.
– Pójdę z tobą, mogę? – zadeklarował Gi Hoon.
– Jasne. Chodźmy do parku i powiesz mi, co się dzieje – stwierdził Dong Hoon zamykając mieszkanie.
Gi Hoon posłusznie poszedł za nim do windy, a potem w stronę parku. Po drodze nic do siebie nie mówili. Czasem wystarczała im sama obecność i już czuli się lepiej. Dziś takiego wsparcia potrzebował najmłodszy z braci, więc Dong Hoon cierpliwie czekał, aż ten ujawni, co mu leży na sercu. Gdy tak szli, pomyślał, że może ma problemy z dziewczyną, bo związek tych dwojga nie należał do najłatwiejszych już z samego powodu ich charakterów, a na to nakładała się jeszcze branża, w której oboje pracowali. I choć kłopoty sercowe nie były jego mocną stroną, to chciał wesprzeć brata choć przez samo wysłuchanie go.
Gdy dotarli do parku, usiedli na ławce w bardzo zacisznym miejscu. Dong Hoon nadal milczał, ale wyczuwało się, że życzliwie czeka, aż brat odważy się mówić.
– Hyung – Gi Hoon patrzył trochę nieobecnym spojrzeniem przed siebie – kojarzysz takiego aktora, Lim Seung Kyu? – zapytał.
– No jasne – odpowiedź była bardzo szybka – Ale zaraz, zaraz, czy on nie popełnił niedawno samobójstwa? Jak leżałem w szpitalu? – Dong Hoon natychmiast skojarzył nagłówki newsów, których wszędzie było pełno jakiś czas temu.
– Tak… niestety zrobił to – Gi Hoon mówił ze ściśniętym gardłem, co bardzo zdziwiło starszego brata.
– Przejąłeś się tym? – zapytał, aby zachęcić go do wyrzucenia z siebie bolesnych uczuć, które najwyraźniej go dręczyły.
– Przejąłeś? Mało powiedziane, hyung! – Gi Hoon nagle się ożywił – Ja do tej pory nie mogę się z tym pogodzić! Na dzień lub dwa przed jego śmiercią miałem do niego zadzwonić i zaproponować mu główna rolę w obsadzie mojego serialu. Wiedziałem, że toczy się jego proces i ludzie z branży się od niego odwrócili, aby nie narażać się na straty – teraz już potok słów wylewał się prosto z biednego serca Gi Hoon – Nie pamiętam, dlaczego, ale nie zatelefonowałem do niego, a potem dotarła ta straszna wiadomość… – rozpłakał się.
Dong Hoon nic nie powiedział tylko ogarnął młodszego brata ramieniem. Ten płakał dość długą chwilę. Kiedy się trochę uspokoił, mówił dalej.
– Może, jakbym mu dał tę rolę… może by tego nie zrobił… wciąż o tym myślę… ciągle, hyung! – spojrzał żałosnym wzrokiem na brata – A teraz jest już za późno… Tak ostatecznie za późno! Już mu nie pomogę… Jego już nie ma! – znowu szloch wyrwał się z serca tego przecież dość twardego faceta.
– Znaliście się dobrze? – zapytał Dong Hoon.
– No spotkaliśmy się kilka razy na imprezach. Dobrze nam się gadało. Nadawaliśmy na tych samych częstotliwościach. On chyba mnie też polubił. Wymieniliśmy się kontaktami i ja mu wspomniałem nawet, że niedługo będę miał dla niego propozycję. Wiesz, on był naprawdę świetnym aktorem. Rolę w najnowszym serialu pisałem specjalnie pod niego… – zamilkł na chwilę i wytarł głośno nos – Mogłem choć mu o tym napisać w smsie albo cholernym mailu, ale nie! Ja chciałem mu zrobić niespodziankę! – w Gi Hoon budził się jego temperament – Masz takiego brata idiotę, hyung! Nie kumam, że ważne jest TERAZ! Że trzeba od razu pokazywać wsparcie komuś, kto tego potrzebuje. Nie czekać, aż będziesz mógł to zrobić z pompą!
Dong Hoon zaczął się obawiać, że brat dostanie ataku autoagresji, co mu się zdarzało w skrajnych sytuacjach, gdy nie mógł sobie poradzić z emocjami.
– Nie mogłeś tego przewidzieć – pocieszał go – a twoje intencje były dobre – poklepał go po plecach.
– Dobre intencje! Dobre intencje! Bull shit! Chciałem odegrać bohatera-ratownika! A on potrzebował zwykłej życzliwości, rozmowy przez telefon, smsa z informacją, że jestem po jego stronie… Tych prostych gestów, które tak umiała ci dawać Ji An… – przywołał jej imię nawiązując do czasu, kiedy Dong Hoon dowiedział się o zdradzie Yoon Hee i jego serce było roztrzaskane, a ona umiała drobiazgami sprawić, żeby oddychał i żeby dał radę dalej żyć.
Dong Hoon przypomniał się ów poranek, gdy wracali w trójkę z Sand Hoon po nocnych braci rozmowach i on dostał od niej tak pocieszającego smsa. Dlatego wlot złapał ból Dong Hoon, że nie potrafił w ten sposób wesprzeć swojego znajomego i wszystko w tym przypadku zakończyło się tragicznie.
– Widzisz hyung – kontynuował Gi Hoon – ja zrobiłem pewien reaserch, jeśli chodzi o ostatnie miesiące życia Lim Seung Kyu. Tak mnie to nurtowało, że musiałem zbadać, co go tak strasznie zdołowało, że w konsekwencji odebrał sobie życie, bo przecież nie sprawa o narkotyki, którą już prawie wygrywał.
– No i? – Dong Hoon chciał, aby brat wydusił z siebie, jak najwięcej, to może wtedy odczułby ulgę.
– Nie wiem na 100 procent, ale wydaje mi się, że dał się uwikłać w jakiś rodzaj relacji z dziwną kobietą, która w którymś momencie podała mu podejrzaną tabletkę, od czego zaczęła się afera o zażywanie narkotyków, a potem – jak się okazało – ta kobieta szantażowała go wciskając mu, że to ktoś ją szantażuje.
– Zaraz zaraz, Gi Hoon – przerwał mu – bo się pogubię. Jaką relację miał z tą kobietą? Skąd policja dowiedziała się, że coś zażywał? No i jeszcze raz wyjaśnij, kto kogo i czym szantażował?
– Z tą kobietą mógł go łączyć jakiś rodzaj romansu. Widziałem (teraz już chyba skasowane z sieci) nagrania, na których ją przytulał, głaskał w jakimś dziwnym towarzystwie. Do policji trafiły jakieś donosy, a jeden z policjantów pokusił się o przeciek do mediów i tak się rozlała sprawa narkotykowa. Policja dobrnęła do dwóch kobiet, jedna była właścicielką lokalu, gdzie bywał Lim Seung Kyu, a druga w jakiś sposób go wyrwała i uwiodła. I to ona podszyła się pod rzekomego szantażystę chcąc wyłudzić od niego sporo kasy, skoro jest celebrytą, ale jemu mówiła prze telefon, że to ją ktoś szantażuje grożąc, że ujawni ich związek. Łapiesz?
– Chyba tak, ale to wszystko wydaje się bardzo skomplikowane – przyznał Dong Hoon.
– Tylko pozornie tak jest – stwierdził Gi Hoon, który już miał swoją teorię na ten temat – Moim zdaniem Seung Kyu zorientował się, że zrobiła go w balona, to raz, a po drugie policja już wiedziała o tym szantażu i lada moment to by wyszło do opinii publicznej. Myślę to o nieszczęsnym romansie. A przecież on ma żonę również aktorkę i dwoje dzieci w wieku nastoletnim! Hyung! – spojrzał na brata – tu jest pies pogrzebany! Kumasz?
– Faktycznie, to poważna sprawa – przyznał Dong Hoon.
– Mało tego! Wyobraź sobie, że on grał w dwóch dramach, które dosłownie są anatomią zdrady małżeńskiej, tyle, że jego role to były ofiary zdrady. Miał więc emocjonalnie i mentalnie rozpracowane emocje i destrukcyjne skutki takich tragedii. Przejrzałem kluczowe dialogi i są one tak naładowane uczuciowo, że serce pęka. Na przykład jego żona w serialu, która go przeprasza za zdradę, mówi wprost, że poważnie myślała, żeby się zabić za to, że tak go zraniła i ze wstydu. Jak będziesz chciał, to pokażę ci te sceny albo obejrzysz sobie sam te dramy.
– OK. Jak chcesz, to je obejrzę – Dong Hoon cierpliwie słuchał swojego poruszonego brata.
– Tak, że według mnie przyczyna tej strasznej decyzji Lim Seung Kyu było poczucie winy z powodu zdrady, świadomość, jak bardzo zranił swoją żonę, wstyd, że dał się uwieść tak głupiej i wrednej babie oraz wstyd przed swoją publicznością, dla której był autorytetem. No może brał jeszcze pod uwagę czynniki finansowe, ale to chyba jako mniej istotne.
– Może miał nadzieje, że jak umrze, śledztwo zostanie zamknięte i sprawa romansu nie wypłynie na szerokie wody – zauważył Dong Hoon.
– Możliwe. Też to biorę pod uwagę. – przytaknął Gi Hoon – ale koniec końców dla samego Seung Kyu już nic się nie da zrobić… Nic… – znowu wpadał w żal, że to wszystko już jest nie do odkręcenia i nie do naprawienia.
– Rzeczywiście to jest bardzo smutne… – podsumował Dong Hoon.
– Jak myślisz, hyung, czy gdybym się do niego odezwał wcześniej z moją propozycją, to by coś zmieniło? – zapytał znienacka.
– Hmmm, trudno powiedzieć… – Dong Hoon nie chciał go znowu zepchnąć do doła, z którego trochę go wydobył – Wydaje mi się, że nie byłeś z nim aż tak blisko, aby ci się zwierzył z prawdziwych powodów rozpaczy i swoich zamiarów… – mówił to kontrolując reakcje brata.
– Ale może dałoby mu to nadziei, co? Eee, zresztą to już teraz nie ma znaczenia! Muszę się jakoś pozbierać. Dzięki, że mnie wysłuchałeś, hyung! Chyba mi minimalnie lżej, jak mawia moja Yu Ra.
– Ale konkluzję to sobie gdzieś wypisz złotymi literami – zauważył Dong Hoon.
– Jaką konkluzję? – Gi Hoon był zaskoczony.
– Że jeśli możesz kogoś wesprzeć w trudnej sytuacji, to się nie ociągaj i nie czekaj na lepszy czas, bo takiego może już nie być! Pociesz tego kogoś od razu! Szczerze i z prostotą!
– Aaa, jasne! To już będzie moja zasada i rozpropaguję ja w moich projektach – obiecał Gi Hoon.
– No to wracamy, co? – Dong Hoon poczuł się zmęczony.
– Ne! Ka dzia!
Obaj wstali z ławki i skierowali się do mieszkania Dong Hoon.
– Wjedziesz do mnie na górę? – zapytał Dong Hoon, gdy dotarli pod drzwi budynku, w którym mieszkał.
– A masz piwo?
– Coś się tam jeszcze znajdzie.
– No to jadę z tobą – Gi Hoon miał już ciut lepszy nastrój. Czuł się, jakby zrzucił z siebie znaczna część ciężaru, z którym tu przybył.
Weszli do mieszkania i Dong Hoon skierował się do łazienki, ale bratu pozwolił poszukać sobie tego, na co akurat miał ochotę. Gdy wyszedł, ten siedział już na sofie i popijał soju, zamiast piwa.
– Zmieniłeś zdanie? – zapytał.
– Nie, ale nie znalazłem piwa, to otworzyłem soju. A co nie mogę? – zapytał czupurnie.
– Nie ma piwa? – zdziwił się Dong Hoon – byłem pewien, że jeszcze mam – zajrzał do lodówki, a potem do szafki – No faktycznie nie ma. Nalejesz mi ze swojej butelki, czy mam otworzyć drugą?
– Otwórz sobie własną – usłyszał zdecydowaną odpowiedź – Coś czuję, że jeszcze sobie pogadamy – stwierdził nalewając sobie kolejny kieliszek.
– O Lim Seung Kyu? – dopytał Dong Hoon.
– Ne! Jest jeszcze kilka rzeczy, które mnie męczą… Dasz radę posłuchać? Nie jesteś zmęczony? – spojrzał na brata z prawdziwą troską.
– Mów. Należałem się już wystarczająco długo – Dong Hoon chciał utrzymać lżejszą atmosferę.
– Zastanawiam się na przykład na tym, gdzie byli tak zwani fani Lim Seung Kyu, gdy media i policja tak po nim jeździły? Co robiły te wszystkie cholerne fandomy, które krzyczały i piszczały, gdy wcześniej pojawiał się publicznie? Czy to wszystko nie jest chore i nie jest sterowane przez biznes? Dodam, przez bardzo wyrafinowany biznes, wykorzystujący socjotechnikę i manipulację? Nagle wszyscy zamilkli… zniknęli… Nie widziałem ani jednego na nagraniach sprzed budynku policji, czy prokuratury. Poważnie analizuję teraz całe te ruchy fanów i fandomów i pewnie wnioski wykorzystam w którymś projekcie.
– Ja już od dawna stwierdziłem, że celebryci są dosłownie zniewoleni przez fanów. Nie mogą być w pełni sobą, nie mogą okazywać żadnej słabości, szpetoty, nie mogą popełniać błędów, ani innych ogólnie potępianych rzeczy. Robi się z nich ‘bóstwa’, które dosłownie są czczone przez tak zwanych fanów, a wszystko po to , by się kręcił biznes. Co, niestety, prowadzi do ogromnych frustracji tych biedaków, a coraz częściej do samobójstw i to samobójstw osób bardzo młodych, które nie wytrzymują tej koszmarnej presji i życia pod kloszem.
– Ło kurdeee! Ale pojechaliśmy po bandzie! – stwierdził Gi Hoon – Kiedyś do tego jeszcze wrócimy, bo dzisiaj chce jeszcze skupić się na Lim Seung Kyu.
– OK. Co cię jeszcze męczy? – zapytał Dong Hoon.
– Czy jeśli powodem jego decyzji o śmierci było poczucie winy i wstyd z powodu domniemanego romansu… Mówię domniemanego, bo nie możemy być pewni do końca – sprostował – To czy moja propozycja miałaby dla niego jakiekolwiek znaczenie?
– No właśnie chciałem ci to uświadomić, że według mnie, mogła go trochę ucieszyć, ale w gruncie rzeczy jest mało prawdopodobne, że odwiodłaby go od samobójstwa – stwierdził Dong Hoon.
– Czinczia? Naprawdę tak myślisz?
– Pamiętaj, że ja również zostałem zdradzony i dobrze pamiętam, jak Yoon Hee mówiła mi, że gdy się dowiedziała, iż ja wiem, chciała się zabić. Nie mogła pogodzić się, że sprawiła mi taki ból, to raz, a po drugie odczuwała ogromny wstyd. Myślę, że nie zrobiła tego, z powodu naszego syna oraz dlatego, że ani ja, ani wy nie okazywaliśmy jej pogardy, potępienia itp. Łatwo nie było, ale nie robiliśmy tego, więc jakoś to przetrwała. No i nie była przecież celebrytką! – podsumował swoją wypowiedź.
– Chyba masz rację – Gi Hoon nalał sobie ostatni kieliszek soju – Tak przy okazji powiem, że jestem pod ogromny wrażeniem, jak sobie z tym oboje poradziliście – dodał.
– Nie do końca sobie poradziliśmy – Dong Hoon również nalał sobie kieliszek – Chyba przyszła już pora na ostateczne rozstanie. Nie dam rady do niej wrócić. Kochać, ufać i traktować, jak kiedyś… Nie dam rady Gi Hoon… – teraz on wpadł w podły nastrój.
– Wiem. Rozumiem, hyung – Gi Hoon spojrzał na niego z uwagą – ale ty masz Ji An… – nie spuszczał z niego wzroku i mówił dalej – Obserwowałem ją w szpitalu i jestem pewien, że ona cię kocha! Zresztą od dawna, hyung. Pora to wypowiedzieć na głos, nie uważasz? – jego pytanie zawisło nad stolikiem, niczym wyrzut sumienia.
– Nie dzisiaj, młody – usłyszał ciche, ale stanowcze stwierdzenie – Jeszcze nie dzisiaj. Muszę mieć pewność, że wrócę do jako takiego wyglądu. Ta dziewczyna nie zasługuje na starego, pokiereszowanego przez życie i wypadek faceta. Muszę choć trochę się ogarnąć. Rozumiesz?
– Moim zdaniem ona ma głęboko gdzieś twój wygląd, hyung! Poznała się na tobie bardzo szybko i wlazłeś w jej serce na pewno nie z powodu swojego zewnętrznego uroku – Gi Hoon też bywał boleśnie szczery, jak widać.
– Nie dziś, proszę – Dong Hoon nagle jakby stracił siły – Jestem zmęczony – stwierdził wstając – Idę spać. Możesz tu przenocować na sofie – powiedział jeszcze na odchodnym do brata. Wszedł do swojej sypialni i cicho zamknął drzwi. Nauczył się tego od Ji An.
Z pracy wróciła wyjątkowo szybko. Metro i autobus pojawiły się, jak na zamówienie. Ludzi też nie było tak dużo, jak zawsze. Weszła do służbowego mieszkania, które było jasne, czyste i bardzo wygodne. W niczym nie przypominało nory, w której kiedyś egzystowała. Jedyną jego wadą było to, że nie leżało w dzielnicy Hoogye, za którą nieustannie tęskniła. Gdyby mogła wybierać samodzielnie, tylko tam szukałaby lokum dla siebie. No, ale służbówka, to służbówka, nie ma co narzekać. Tym bardziej, że standard jest naprawdę wyskoki, a opłaty symboliczne potrącane z pensji.
Ji An nastawiła czajnik, by zrobić sobie kawę. Położyła telefon na kuchennej ladzie, wyjęła z niego słuchawki i kontynuowała słuchanie, co dzieje się u Dong Hoon. Po wyjściu ze szpitala miała jego zezwolenie, by móc go podsłuchiwać. Tak się oboje do tego przyzwyczaili, że dosłownie weszło im to w krew. Ona czuła się spokojniejsza o niego, a on wreszcie rozstał się z poczuciem samotności, które powoli, ale nieuchronnie spychało go stany depresyjne.
Teraz, wbrew wszelkiej logice, oddychał pełną piersią, miał chęć do życia i do podejmowania wyzwań związanych z powrotem do normalności. Miał po swojej stronie anioła, który nie tylko go znał, jak nikt inny, ale darzył szczerym, bezinteresownym uczuciem. Często zastanawiał się, czym sobie na to zasłużył, ale jak dotąd nie znalazł na to pytanie odpowiedzi. Gdyby komuś zdradził, że pozwala się podsłuchiwać tak młodej dziewczynie, pewnie wzięliby go za wariata, ale dla niego była to najprawdziwsza terapia z samotności, bólu, poczucia, że jest bezwartościowy. Ji An czuwająca w tle była dla Dong Hoon niczym balsam i koło ratunkowe w jednym. Ale wróćmy do niej i jej mieszkania.
Właśnie przebrała się w domowe ciuchy, postawiła kawę na stoliku i rozsiadła się z lubością na sofie. Najpierw myślała, że włączy sobie jakąś dramę, żeby oderwać się trochę od rzeczywistości, ale usłyszała, że do Dong Hoon przyszedł jego młodszy brat, co ją trochę zainteresowało. Rozmowa braci była tak fascynująca, że Ji An już wcale nie myślała o oglądaniu telewizji.
Nawet nie pamięta momentu, kiedy zaczęła lubić Gi Hoon. To było chyba podczas hospitalizacji Dong Hoon. Odbierała od niego dużo pozytywnej energii i aprobaty. Czuła, że ją akceptuje i miała wrażenie, że zdaje sobie sprawę ze skomplikowanej sytuacji uczuciowej, w jakiej tkwili ona i Dong Hoon. Była pewna, że jest po ich stronie.
Dziś, w tej rozmowie braci, zobaczyła Gi Hoon jeszcze z innej perspektywy. Zrozumiała, że to człowiek równie wrażliwy i inteligentny. Współczuła mu sytuacji, w jakiej się znalazł i podziwiała, jak sobie z nią radzi. Cieszyła się, że miał takiego brata, przed którym mógł otworzyć serce i zostać zrozumianym i pocieszonym. Bardzo ją to wzruszyło. I kiedy tak wsłuchiwała się w ich rozmowę, nagle usłyszała swoje imię i kontekst, w jakim się pojawiło. Była tak przejęta, że dosłownie znieruchomiała. Zastanawiała się, czy nie przestać słuchać, ale coś ja powstrzymywało. Jakby słyszała głos Dong Hoon:
– Nie rozłączaj się…
Dobrnęła więc do końca, kiedy Dong Hoon poruszony słowami brata o niej wstał i przeszedł do swojego pokoju.
– Słyszałaś? – zapytał niespodziewanie.
Odpowiedziała smsem, jak to zazwyczaj robiła.
– Tak.
– Gi Hoon podobnie, jak ty, nie owija w bawełnę, tylko wali prosto z mostu – westchnął – Nie zdenerwowałaś się?
– Nie – brzmiał kolejny sms – On ma rację. Mam w nosie twój wiek, drogę życiową, opinie innych, a ostatnio także to, jak wyglądasz i jak będziesz wyglądał – szybko przesłała kolejny sms.
– Ji An – westchnął ciężko – jesteś niemożliwa! Naprawdę nic cię nie zniechęci wobec mnie…
– Dokładnie – odpowiedziała – Im więcej się starasz, tym jesteś mi bliższy. Nic na to nie poradzę.
– No dobrze, skończmy na dziś. Jestem naprawdę zmęczony i kładę się spać. Przepraszam, że nawet nie zapytałam, jak minął ci dzień. Nie gniewasz się?
– Nie – pojawiło się na jego wyświetlaczu razem z uśmiechniętym emoji.
– Pogadamy jutro, dobrze?
– Ne!
– To dobrej nocy, Ji An! Wyśpij się!
– Dobranoc ahjussi – brzmiała jej odpowiedź.
– Ahjusii… ahjussi – westchnął niezadowolony – kiedy przestaniesz tak do mnie mówić? Już nie odpowiadaj, bo zasypiam…
Nie minęło kilka minut, jak Ji An usłyszała spokojny oddech Dong Hoon.
– Naprawdę był zmęczony – pomyślała.
„Kiedyś w knajpkach albo z braćmi siedział nawet do rana a potem szedł do pracy, a czasem na trening piłki nożnej. Teraz po wypadku i długim pobycie w szpitalu stracił swoją formę.” Ji An rozmyślała tak bezwiednie porządkując swoją malutka kuchnię i przygotowując ubranie na jutro. „ W końcu otarl się o śmierć, a wychodzenie z ran, które doznał, było dla jego organizmu ogromnym wysiłkiem”. Jej myśli wciąż krążyły wokół Dong Hoon. „Jak on może mieć wątpliwości, że jego pokiereszowana twarz jest dla mnie problemem. Nawet jeśli jest, to tylko ze względu na jego ból fizyczny i to, że się krępuje wobec ludzi z powodu swojego wyglądu. Będę musiała jak najszybciej mu to wybić z głowy.” Ta ostatnia myśl była, jak didaskalia do głównego monologu, jaki ze sobą właśnie toczyła.
Rozwiesiła komplet ubrań przygotowany na kolejny dzień pracy i położyła się do łóżka. Na szafce leżał jej telefon z odsłuchem na żywo pochrapującego Dong Hoon. Ji An była od tego uzależniona. Zasypianie przy słuchaniu jego oddechu było dla niej takie kojące…
W środku nocy nagle obudził ją jakiś niepokój. Gdy odzyskała świadomość, usłyszała, że z Dong Hoon dzieje się coś niedobrego. Jakby się szamotał, coś bełkotał w przerażeniu, momentami płakał. Ji An zerwała się na równe nogi, szybko włożyła na siebie przygotowany wieczorem zestaw ubrań, złapała torebkę i wybiegła z mieszkania. Udało jej się złapać taksówkę i po 10 minutach wysiadła pod budynkiem, gdzie mieszkał.
Na szczęście znała kod otwierający dolne drzwi i kod do jego mieszkania. Dał jej sam, kiedy wyszedł ze szpitala. „Żebyś się o mnie tak bardzo nie martwiła” – powiedział, gdy spojrzała zszokowana na niego. Nawet nie nacisnęła na dzwonek do drzwi, ani nie zapukała. Trzęsącymi rękoma wystukała właściwie cyfry i energicznie otworzyła drzwi. Pobiegła prosto do sypialni zapominając, że Gi Hoon może spać w pokoju dziennym.
Dong Hoon już tak bardzo się nie rzucał na łóżku, jak to słyszała przez telefon, ale nadal był niespokojny, spocony i napięty. Ji An zapaliła nocną lampkę i przez chwilę zastanawiała się, co powinna zrobić. Ostatecznie, kiedy przekonała się, że nie ma większego zagrożenia i Dong Hoon oddycha w miarę spokojnie, nie wybudziła go. Usiadła obok na podłodze i podparła się plecami o jego łóżko. Nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Obudziło ją lekkie dotknięcie jej ramienia przez Dong Hoon, który zszokowany zobaczył ją, gdy się obudził.
– Ji An! Co ty tu robisz? – zapytał mocno zdziwiony.
– O! Ahjussi! Jak się czujesz? – odpowiedziała pytaniem na jego pytanie.
– Normalnie – zdziwienie nie opuszczało go – Czemu pytasz? Stało się coś? – zaczynał się niepokoić.
– Nie, nie! – szybko zaprzeczyła – Tylko widzisz, usłyszałam w nocy, że się bardzo rzucasz na łóżku, pokrzykujesz i… – spojrzała na niego niepewnie.
– I co? No wyduśże dziewczyno!
– I popłakiwałeś. Przestraszyłam się i przyjechałam do ciebie sprawdzić, co się dzieje – Ji An wstała z podłogi rozprostowując jednocześnie całe ciało.
– Nic nie pamiętam. Czinczia! – Dong Hoon usiadł na łóżku i pociągnął Ji An, aby usiadła obok – Gi Hoon nie słyszał, że przyszłaś?
– Aigo! Całkiem o nim zapomniałam! – Ji An złapała się za usta – Jak mu wytłumaczymy, co ja tutaj robię?
– Nie wytłumaczymy – Dong Hoon lekko się uśmiechnął na tę obawę Ji An – Zaraz go obudzę i pogonię do pracy, a ty siedź tu po cichu. Zabawimy się w konspirację – najwyraźniej zaczynało go to bawić.
Ji An jednak nie bawiła się tak dobrze, jak Dong Hoon, ale postanowiła go posłuchać. Na szczęście miała na sobie ciuchy, w których mogła jechać prosto do pracy, a stąd miała tam znacznie bliżej, więc nie martwiła się jeszcze o ewentualne spóźnienie. Niepokoiła ją tylko myśl, że Gi Hoon może tu zajrzeć i ją odkryć, a to będzie bardzo krepujące. Wolała tego uniknąć.
– Irona! – Dong Hoon poklepał brata po ramieniu – wstawaj! Pora do roboty! Nie masz dziś żadnego spotkania? – bezskutecznie usiłował wybudzić zaspanego Gi Hoon.
– Hyung, jeszcze pięć minut… – błagał nawet nie otwierając oczu.
– Ironaaa! Jeszcze musisz wpaść do domu, by się odświeżyć! – motywował go jak mógł – Zrobię ci kawę, a ty wstawaj!
– Jesteś jak mama – usłyszał już mniej zaspaną odpowiedź – Ona nigdy nie da mi podrzemać trochę dłużej – żalił się, ale już otworzył oczy i usiadł na sofie.
– Nie ma lekko, młody. Najlepiej jest wstać od razu i nie pozwalać sobie na rozklejanie się – ja tak zawsze robiłem.
– Ale teraz możesz spać tak długo, jak chcesz… – wyrzucał mu Gi Hoon.
– Wolisz też wrócić do tego, jak nie musiałeś wstawać rano? – skontrował go Dong Hoon – zapomniałeś, jak to było na bezrobociu?
– No dobra, wygrałeś – podniósł się i powlókł do łazienki.
Dong Hoon w tym czasie przygotował dwie kawy, postawił je na stoliku przy sofie i zaczął pić swoją. Kiedy Gi Hoon wyszedł z łazienki, zapytał go:
– Nie chcesz jakiegoś mojego T-shirta czy koszuli? Mam też drogie gatki? – dorzucił z przekąsem.
– Poradziłem sobie. Nie musisz być taki uszczypliwy? – Gi Hoon dołączył do niego i łapczywie przełknął pierwszy łyk gorącej, czarnej, mocnej kawy – O, smaczna! Dzięki! Tego mi było trzeba…
– Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał Dong Hoon.
– Hmm, trochę lepiej – stwierdził – zawsze po rozmowie z tobą umiem spojrzeć na problemy inaczej i w konsekwencji znaleźć rozwiązanie. Dzięki hyung!
– A kogo teraz obsadzisz w roli, którą miał grać Lim Seung Kyu? Masz już jakiś pomysł?
– Tak… Wczoraj zanim zasnąłem pomyślałem o Kim Rae Won. Jest prawie w tym samy wieku, ma podobny wzrost i budowę ciała, a co najważniejsze też jest doskonałym aktorem. Znasz go?
– Osobiście nie – uśmiechnął się Dong Hoon – ale widziałem go w kilku rolach i rzeczywiście, przyznaję, że mi się podobał. To super, że ruszyłeś do przodu. Na pewno sobie poradzisz, młody. To nie jest nic wielkiego! – dorzucił swoją ulubioną życiową sentencję.
Kiedy obaj skończyli pić kawę, Gi Hoon podniósł się i zapytał:
– Może pożyczysz mi swój samochód? Byłoby mi szybciej…
– Nie ma sprawy. I tak prawie nie wykorzystuję – zgodził się bez wahania – ale odwieź mi go po pracy – dorzucił.
– Spokojnie, hyung. Wieczorem ci go odstawię.
Dong Hoon podszedł do szafki w korytarzu i wyjął z szuflady kluczyki.
– Jest na podziemnym parkingu. Znajdziesz go sobie?
– Spoko. Jasne. Dzięki! – Gi Hoon capnął kulczyki i włożył buty – to ja spadam! Miłego dnia hyung!
– No, tobie też! I Jedź bezpiecznie, młody! – usłyszał już prawie będąc za drzwiami.
Dong Hoon odczekał dłuższą chwilę, a potem spojrzał na ulicę, aby mieć pewność, że jego brat odjechał. Dopiero potem otworzył drzwi do sypialni. Ji An stała przy oknie i na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się niespokojnie.
– Nie wiem, jaki masz samochód, ahjussi – uśmiechnęła się – Patrzyłam, czy twój brat odjechał, ale nie byłam pewna.
– Kupiłem sobie niebieską KIA Sportage – stanął w drzwiach sypialni – chodź, zapraszam na poranną kawę.
– Nie mam już zbyt dużo czasu, ale kawę wypiję bardzo chętnie. Mogę najpierw do łazienki? – zapytała.
– Jasne! Tylko poczekaj, dam ci czysty ręcznik, bo jak znam życie, Gi Hoon pomoczył te, które tam były – Dong Hoon sięgnął do jednej z szuflad komody i podał jej szafirowy ręcznik – a nie chcesz szczoteczki do zębów?
– Chcę – Ji An była pod wrażeniem trzeźwości umysłu Dong Hoon i spokoju, jaki zachowywał, mimo dość nietypowej sytuacji.
Szczoteczka też była pięknego niebieskiego koloru.
– Wszystko ostatnio kupujesz w kolorach niebieskich, ahjussi? – rozejrzała się i dopiero teraz dostrzegła, że ściany w sypialni są błękitne, a w pokoju dziennym w trochę ciemniejszym odcieniu błękitu.
– Jakoś tak wyszło, że ten kolor przylgnął do mnie od pewnego czasu – przyznał – wprawia mnie dobry nastrój… – tu spojrzał na nią trochę niepewnie – przypominał mi morze, którego miałaś w Busan pod dostatkiem… – zawiesił na dłużej swoje spojrzenie na Ji An.
Odpowiedziała tym samym. Wytrzymała jego wzrok. Nigdy nie miała z tym problemu, jak pamiętacie. To Dong Hoon zazwyczaj uciekał od jej naładowanych uczuciem spojrzeń, a teraz sam takie zainicjował. Nie było to dla niego łatwe, ale ponieważ postanowił powoli zbliżać się Ji An do siebie, a sobie na bardziej wyraźne okazywanie jej swoich uczuć, te słowa o morzu w Busan padły nieprzypadkowo.
Nagle poczuł, jakby w jego sercu pękła mała, niewidzialna blokada, z której ciepło rozlało się po całym ciele. Stali tak przez chwilę w milczeniu. Ona z niebieskim ręcznikiem i szczoteczką, on w błękitnej piżamie, a wokół nich eksplodowały delikatne wibracje skrywanej tęsknoty, zapomnianej nadziei, dawnej bliskości i nowej fali wzruszenia. Nagle te wzajemne spojrzenia, pełne głębokiej więzi i niewypowiedzianych jeszcze słów, zatrzymały ich w bezpiecznym i cichym momencie, gdzieś między morską bryzą miłości Ji An, a pękającą skorupą tłumionego uczucia Dong Hoon.
– To ja idę do łazienki – tym razem pierwsza odpuściła Ji An, choć serce waliło jej tak głośno, że bała się, iż on to słyszy i resztką rozsądku starała się nie rzucić na niego, choć wszystko, wszystko ją do niego przyciągało.
– Drzwi po prawej – Dong Hoon z trudem wydobył z siebie tę wskazówkę, po czym ruszył w kierunku aneksu kuchennego.
Wibracje rozprysły się na kilka ognisk i nadal tętniły uczuciami w tym małym, błękitnym mieszkaniu Dong Hoon. Nawet brązowy zapach kawy harmonijnie zmieszał się z nimi i unosił, niczym legato nad nową melodią, którą przed chwilą ze swojego serca tak nieśmiało uwolnił.
Gi Hoon ostatnio bywała bardzo mało w domu. Jego projekt wszedł już mocno w fazę produkcji, więc większość czasu spędzał w agencji i w terenie. Do siebie wpadał czasem późna nocą, żeby się trochę przespać, budził się koło południa, szybko jadł i znowu wracał do pracy. Dlatego mama braci do tej pory nie miała dogodnej okazji, aby zapytać o imię kobiety, którą przywoływał Dong Hoon, gdy był w szpitalu. Sama zresztą przypominała sobie o tym coraz rzadziej.
Jednak tym razem najmłodszy z braci pojawił się w domu pod wieczór i nie zamierzał już nigdzie wychodzić. Przygotowała mu kolację i kiedy razem jedli, Gi Hoon pochwalił się, ze był o młodszego hyunga i że ten daje sobie dobrze radę.
– Wszystko u niego w porządku, oma. Ma dobry nastrój, je posiłki i stosuje się do zaleceń lekarzy. Tylko w ciągu dnia nie lubi wychodzić na miasto, bo krępują go ukradkowe spojrzenia ludzi.
– Tego się spodziewałam – przyznała starsza pani – Ludzie są tacy głupi czasami i wszystko, co odstaje od normalności budzi w nich niezdrową ciekawość. Biedne dziecko – westchnęła.
– Już niedługo, oma, niedługo. Jak mu zrobią operację plastyczną powinien wyglądać znacznie lepiej. Czytałem o tej klinice, gdzie mu bratowa załatwiła miejsce. Mają doskonałe osiągnięcia, zwłaszcza z ludźmi po urazach twarzoczaszki. Pięknie potrafią rekonstruować ich wygląd. Jak będę miał chwilę, pokażę ci w internecie, jakie cuda działają.
– Gi Hoon, jak jesteśmy przy tym temacie, może ty wiesz, kim jest jakaś Ji An? – mama nagle przypomniała sobie o tym, a syn zatrzymał pałeczki w połowie drogi do ust i zszokowany spojrzał na nią – No kiedyś w nocy przez sen wołał jakąś Ji An, płakał i przepraszał za coś – dorzuciła.
– Aaa! Ji An… – zaczął dukać niepewnie intensywnie szukając jakiejś historyjki – Ji An to jego była pracownica, której pomógł i która jemu dużo pomogła, gdy starał się o awans na dyrektora – postanowił jednak w miarę trzymać się prawdy.
– No ale czemu przywoływał ją przez sen i przepraszał? – mama nie ustępowała.
– Omaaa, nie wiesz, jak to jest ze snami? – starał się przesunąć ciężar gatunkowy rozmowy na inne tory – We snach jest mało logiki, a już jak ktoś przeżyje taką traumę, jak nasz hyung, to płacz, niespokojne sny, koszmary wpisane są w ten stan i należy uważać je za normalne – kombinował i spoglądał na mamę, czy to kupuje.
– Bo ja wiem, może i masz rację. Nigdy nie słyszałam o takiej kobiecie, więc pewnie nie jest nikim szczególnym, tylko mu się po prostu przyśniła.
– No dokładnie – potwierdził Gi Hoon – I wiesz co, oma, ja bym mu o tych niespokojnych snach za dużo nie mówił. Po co hyung ma się jeszcze tym denerwować? – wciąż patrzył badawczo na mamę.
– Dlatego pytam ciebie, a nie jego, głuptasie! – podsumowała, a on odetchnął głęboko.
Skończyli wspólna kolację i Gi Hoon usiadł sobie na sofie włączając telewizor, a mama krzątała się po kuchni. „Niebezpieczeństwo minęło… na jakiś czas” – pomyślał klikając w pilota i szukając czegoś ciekawego. „Jednak hyung musi wreszcie jakoś rozwiązać tę niekomfortową coraz bardziej sytuację. Mama nie wie, ani o zdradzie Yoon Hee, ani o tym, ze praktycznie żyją w separacji, nie mówić już o jego narastającym uczuciu do nowej kobiety. Mój reżyserski nos ostrzega mnie, że z tego może być bardzo mocny konflikt tyle tylko, że nie w dramie, a w realnym, mało tego, w naszym życiu! Jak wróci po operacji, będzie musiał coś z tym zrobić!” – Gi Hoon wreszcie wyhaczył ciekawy film, rozsiadł się rozluźniony i skoncentrował na nim.
Kiedy mama położyła się spać, Gi Hoon wyłączył telewizor i poszedł do swojego pokoju popracować nad kilkoma ważnymi sprawami związanymi z nową produkcją. Najważniejsze było znaleźć kogoś na miejsce Lim Seung Kyu. Do tej pory nie miał na to siły, ale dziś, po ostatniej rozmowie z bratem, pomyślał, że najwyższa pora coś z tym zrobić. Ludzie z ekipy czekali na nowe instrukcje.
Nie tylko on rozglądał się za aktorem, który najlepiej spełni jego oczekiwania i… który zechce przyjąć rolę i wciśnie ją w swój ewentualny grafik. Koledzy z zespoły podrzucili mu kilka propozycji, ale Gi Hoon miał już właściwie upatrzoną nową ‘ofiarę’. Bardzo poważnie myślał o doskonałym aktorze Kim Rae Won, który był mniej więcej w tym samym wieku, co zmarły, wzrostem również zbliżonym (tylko 3 cm wyższy), był tez jednym z najinteligentniejszych artystów, co dla Gi Hoon miało ogromne znaczenie.
Dziś zamierzał jeszcze raz przejrzeć jego dorobek aktorski i sceny, które najlepiej pokazywały jego możliwości. Włączył laptopa i z uwagą oglądał wybrane wcześniej filmy i seriale, a w nich konkretne odcinku i ujęcia. Po dwóch godzinach nie miał już wątpliwości, że Kim Rae Won może dobrze ogarnąć rolę, którą ma do obsadzenia. Pozostawała kwestia, czy on zechce i czy wstrzeli się w terminarz, jaki jego ekipa miała już właściwie ukończony.
Zrobił sobie notatki, zapisał dane kontaktowe do nowej agencji KRW i zamierzał jutro zlecić swojej asystentce, by zajęła się jego pozyskaniem. Na szczęście dziewczyna miała talent do takich rozmów i była bardzo przekonująca. Miała niemal stuprocentowe osiągi w takich zadaniach. Nie ukrywał, że bardzo na nią liczył i tym razem. Nie chciał trzeci raz przesiewać i analizować kolejnych kandydatów.
Gdy skończy, zatelefonował do Yoo Ra, bo wiedział, że ona tez już powinna była skończyć prace na planie serialu, który akurat kręciła.
– No jak tam u ciebie? – zapytał, gdy odebrała – skończyliście na dziś?
– Ty to masz timing! – roześmiała się – Dokłądnie w tej chwili reżyser zarządził przerwę do jutra i jesteśmy wolni – uzupełniła informacje.
– Jesteś zmęczona, co?
– Cziom! – przyznała.
– Idź do hotelu, weź gorącą kąpiel i zapakuj się do łóżka! – polecił jej – Zabraniam wszelkich popijaw i nocnych rozmów z ludźmi z ekipy! Zrozumiałaś! – mówił bardzo surowym głosem, bo znał słabość swojej dziewczyny do przebywania w towarzystwie, co potem odbijało się na formie, a w konsekwencji na grze aktorskiej – Arraso? – dopytywał się, bo nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
– Arraso! Arraso! – zgodziła się – A ty, co dzisiaj robiłeś?
– Byłem w agencji i pracowaliśmy nad szczegółami nowej produkcji. Teraz jestem w domu i skończyłem analizę kolejnego kandydata na główna rolę. Już wiem, kogo chcę! – pochwalił się.
– Pochwal się, kogo wybrałeś? – Yoo Ra była bardzo ciekawa, kto będzie jej partnerem w kolejnej produkcji.
– Uwaga… chcę dać propozycję dla… Kim Rae Won!
– Wow! Zawsze chciałam z nim zagrać! – Yoo Ra aż krzyknęła z przejęcia – Czinczia, Kim Rae Won?
– No, cieszysz się?
– Jasne! Bardzo chce go poznać i z nim zagrać! Myślisz, że masz szansę go zdobyć?
– Zobaczymy. Jutro zlecę misję Ji Woo i mam głęboką nadzieję, że go przekona.
– Ale fajnie! – Yoo Ra była bardzo podekscytowana – O dotarłam do pokoju!
– To zajmij się sobą i odpocznij! – Gi Hoon też już poczuł się zmęczony – Jutro ci powiem, jak poszło.
– Dobrze! To czai dzia!
– Ty też! I pamiętaj, że cię kocham! – Gi Hoon zaczął realizować jedną ze swoich nowych zasad, która było pokazywanie najbliższym swoich uczuć. Miłe, prawda?