Jego zdjęcie profilowe na Facebooku to rysunek, który ja stworzyłem. Bardzo lubił moje rysunki i był nimi zafascynowany. Chociaż byliśmy absolwentami tej samej szkoły, nasze kierunki studiów były różne. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w 2010 roku, gdy grałem jego dublera w filmie, w którym on grał rolę rysownika. Kiedy czekałem na planie filmowym, rysowałem rekwizyty, a on patrzył na mnie, jakby widział kosmitę. Często, gdy piliśmy razem, zawsze mówił: „Naucz mnie rysować”, ale myślałem, że tylko żartuje, więc po prostu się śmiałem. Ile musiał być rozczarowany, mając odwagę o to prosić.
Kilka lat później, niespodziewanie zadzwonił, mówiąc, że chce się nauczyć rysować na poważnie. Myślałem, że znów gra rolę artysty, ale powiedział, że od dawna miał tęsknotę za sztuką. „Nie chodzi o byle co, ale chcę rysować tak, żeby ta butelka wyglądała jak prawdziwa butelka, a ludzie jak prawdziwi ludzie” – powiedział. Rozumiałem jego uczucia. Piliśmy razem od wczesnego wieczoru do późnej nocy, i chociaż obaj byliśmy pijani, dałem mu mnóstwo zadań domowych, aby zaczął od podstaw. Ale okazało się, że nie każdy może być nauczycielem znanej osoby. Ociągałem się z sprawdzaniem jego prac, aż wszystko poszło w zapomnienie.
Czując się winny, zaproponowałem, żebyśmy się spotkali na drinka, pod pretekstem dokończenia portretu, którego nie skończyłem podczas kręcenia filmu. Jednak, nie chcąc mu przeszkadzać w szczycie jego kariery, zwlekałem z tym spotkaniem, aż do teraz.
Stare powiedzenie mówi, że dla tych, którzy doceniają twoją wartość, warto poświęcić nawet życie, ale coraz więcej takich osób odchodzi. Nadal będę rysować, ale ciągle odkładając wszystko na później, czuję się jak głupiec, co sprawia, że trochę mnie to boli.