Przespać ból
rozdział 2
Cała rodzina Park Dong Hoon po pierwszych dniach ciężkiego szoku i bólu musiała całkowicie zreorganizować swoje życie, w którym priorytetem stało się czuwanie przy nim. Yoon Hee, która zachowała największy dystans, choć wewnątrz bardzo cierpiała, zebrała dane od wszystkich, którzy chcieli dyżurować w szpitalu. Spisała, kto i kiedy ma wolny czas do dyspozycji, wygenerowała grafik godzinowy na najbliższy miesiąc i bardzo racjonalnie przydzieliła każdemu godziny przebywania z jej mężem.
Nikt nie narzekał. Każdy przyjął jej propozycje dyżurów z wdzięcznością deklarując, że zawsze może też przyjechać dodatkowo, jakby ktoś nie mógł się pojawić. Musielibyście zobaczyć, jaka solidarność i współczucie kierowało zarówno rodziną, jak i przyjaciółmi Dong Hoon. Coś wspaniałego!
Yoon Hee zadbała również o to, by w sali zawsze było coś do jedzenia, do picia, o pledy do przykrycia się, no dosłownie o wszystko, co było niezbędne. Pilnowała też finansów, jakie wiązały się z leczeniem Dong Hoon i jego przebywaniem w sali dla VIP-ów.
Zastanawiacie się, czy motywowało ją wciąż uciążliwe poczucie winy, czy miłość do męża? Obstawiam, że jedno i drugie. Po swojej zdradzie, upokorzeniu, rozpaczy, dzięki temu, że jej mąż był naprawdę człowiekiem sumienia i który nade wszystko stawiał dobro swoich najbliższych, w tym dobro swojego syna, mimo, że między nimi nie było już żadnej małżeńskiej namiętności, tolerował wszystkie inne aspekty życia małżeńskiego. Nie rozmawiali już o tym ale ona czuła, że tak będzie, aż Ji Seok dojrzeje na tyle, że będą mogli rozwieść się bez szkody na jego psychice.
Oczywiście pozostawała jeszcze mama Dong Hoon, która do tej pory nie wiedziała o jej zdradzie. Wszyscy wiedzieli, że jej największym marzeniem jest, aby synowie mieli swoje szczęśliwe rodziny. Nikt nie chciał jej tego zburzyć, więc dla tych dwojga osób w rodzinie starano się funkcjonować tak, by to traumatyczne doświadczanie miało jak najmniejszy wpływ na wszystkich.
Wbrew pozorom to nie było takie proste, jak na zewnątrz się wydawało. Park Dong Hoon od długiego czasu mieszkał sam w małym mieszkaniu blisko swojej firmy. Yoon Hee zajęła się Ji Seok w Stanach Zjednoczonych. Podjęła taką decyzję, kiedy jedna z kancelarii adwokackich poszukiwała swojego przedstawiciela w mieście, gdzie uczył się ich syn. Uznała to za dobrą okazję i wyjechała z Korei na bliżej nieokreślony czas. Przyjeżdżała z synem kilka razy do roku.
Mama Dong Hoon nie pochwalała takiego układu, ale wszyscy powołując się na dobro jej wnuka, tłumaczyli jej, że to najlepsza opcja. Tymczasem ona dość bacznie obserwowała swojego średniego syna i w swoim sercu dobrze wiedziała, jak bardzo cierpi. Jednak nie miała pojęcia, co było prawdziwym powodem jego samotnego bólu.
Była jeszcze jedna osoba, która już znacznie lepiej orientowała się w złożonej sytuacji uczuciowej Dong Hoon. Był nią jego młodszy brat, który już od momentu, gdy jego hyung przyznał się, że jest dziewczyna, która go rozgryzła, przeczuwał głębokie uczucie. Potem jego spostrzeżenie tylko się potwierdzało i obserwował, jak ta ukryta miłość narasta.
Gi Hoon bowiem tylko z pozoru sprawiał wrażenie niedojrzałego, porywczego faceta. Tymczasem to był mężczyzna bardzo wrażliwy, odbierający bardzo nawet bardzo subtelne sygnały ze swojego otoczenia. Jako człowiek z wyższym wykształceniem, jako reżyser umiał je prawidłowo klasyfikować i rozumieć. Przy tym wydawał się mieć więcej z introwertyka, niż ekstrawertyka, choć jego wybuchowa natura nie jednego wyprowadzała w pole.
Odkąd powrócił do branży po wielu latach bezrobocia i marnowania swoich możliwości i po ciekawym doświadczeniu pracy jako sprzątacz, zadziwiał innych swoim bystrym i świeżym spojrzeniem na rzeczywistość, oryginalnymi pomysłami i konsekwencją w budowaniu narracji. Był w tym niedościgniony dla wielu kolegów, których kariera rozwijała się podczas, gdy on był outsiderem i miał wrażenie, że wylądował na śmietnisku twórców filmowych.
Kiedy na kilka miesięcy rozstał się z Yu Ra, napisał swój pierwszy scenariusz po okresie upadku i potem bardzo szybko dostał środki na jego realizację. Swoim pierwszym filmem po powrocie do koreańskich produkcji filmowych, rozbił bank i zdeklasował całe rzesze przeciętnych reżyserów. Nikt już się z niego nie śmiał, nie krytykował, ani nie unikał. A po otrzymaniu prestiżowych nagród, to agencje i producenci walczyli o pozyskanie jego dla swoich projektów.
Tak, moi kochani, Park Gi Hoon odniósł ogromny sukces i kiedy poczuł się wreszcie coś wart, przestał odsuwać od siebie ukochaną kobietę. Zeszli się znowu z Choi Yu Ra, która, jak wiecie z jego wcześniejszą pomocą, odzyskała pewność siebie i swoich umiejętności i mogła już swobodnie zachowywać się na planie i przed kamerą. Też była sławna i od kilku lat na topie.
Ale wróćmy do wątku, w którym najmłodszy z braci mając świadomość, że Dong Hoon kocha Lee Ji An, nawet jeśli to ukrywa przed samym sobą, potrzebuje teraz jej obecności. Bardzo tego potrzebuje! O tym fakcie zdawała sobie jeszcze tylko jego szwagierka i mimo, że dziewczyna właściwie stała się jej rywalką, jeśli chodzi o uczucia męża, ze względu na to, że go tak zdradziła, akceptowała taki stan rzeczy i postanowiła tak opracować grafik dyżurów, aby JI An była przy Dong Hoon jak najwięcej, nie spotykając się przy tym ani z jego mamą, ani z synem.
Nie było to dla niej łatwe i przyjemne, jednak postanowiła, ze naprawi tyle, ile się tylko da, więc naprawdę szczerze się starała. Gi Hoon czasem wychodził z podziwu nad jej pokorą i uczciwością w podejściu do jego młodszego hyunga. Doceniał jej delikatność, poświęcenie i konsekwencję. Czasem nawet łapał się na myślach, kiedy żałował tej okrutnej zdrady. Jako mężczyzna i jako brat Dong Hoon wiedział, że o pełnym powrocie do siebie tej dwójki nie ma mowy. Choćby chcieli. Nie było już możliwe, aby jego starszy brat kiedykolwiek z miłością, a tym bardziej z namiętnością wziął swoją żonę w ramiona, całował i kochał się z nią, jak dawniej. To było już niemożliwe. I trzeba było się z tym pogodzić.
Dlatego uważnie obserwował Dong Hoon w kontekście jego nowego uczucia. Zawieszonego w próżni i w oczekiwaniu. Czasem jakby od niechcenia wypytywał go o Ji An nie wymieniając jej imienia, ale zauważył, że tylko tym rozstraja brata, więc przestał badać sytuacje w ten sposób. Ale ponieważ miał teraz znowu mnóstwo pożytecznych kontaktów, wykorzystywał je, aby trzymać rękę na pulsie tego, co porabia Lee Ji An, czy się z kimś umawia i w jakim towarzystwie się obraca.
Dlatego od razu wiedział, kiedy została przeniesiona do Seulu, co go bardzo ucieszyło, bo teraz mógł osobiście od czasu do czasu sprawdzać, co u niej. Nie ujawniając się oczywiście. Zdawał sobie sprawę i właściwie liczył na to, że tych dwoje wkrótce się spotka, jak już się zobaczą, nie było opcji, by nie powróciła siła ich uczuć. Jego intuicja reżyserska nie pozostawiała wątpliwości, że Park Dong Hoon i Lee Ji An nieuchronnie skazani są na przepiękną, głęboką, czystą miłość. Bardzo czekał na moment, kiedy ona wreszcie wybuchnie.
Zupełnie tak, jak my, prawda?
Jednak życie przynosi często wielkie niespodzianki. Niektóre dobre i szczęśliwe, inne smutne, a nawet tragiczne. To, co spotkało Park Dong Hoon, dla wszystkich jawiło się jako ogromna niesprawiedliwość. Był bowiem człowiekiem o niespotykanych standardach moralnych. W swoim życiu zawsze kierował się sumieniem i dobrem innych, nie zważając na własne konsekwencje. Dotychczasowe jego życie nie było usiane różami i mimo, że w drabinie społecznej wspiął się dość wysoko, to w wymiarze realizacji swoich wewnętrznych marzeń i oczekiwań od świata, wciąż pozostawało wiele do życzenia. Jednak wypadek, który sprawił, że otarł się o śmierć i w wyniku którego czeka go kilka ciężkich operacji, w tym operacji plastycznych głowy, twarzy, każdy uważał za niesprawiedliwy.
Jego mama ubolewała chyba najbardziej. Jak każda matka wolałaby, aby to przydarzyło się jej, a nie dziecku. Podobnie o tym myśleli jego bracia i żona. Yoon Hee była tak bardzo wstrząśnięta cierpieniem swojego męża, że nie pozwalała sobie na chwilę refleksji. Cały czas coś robiła, działała, zajmowała się synem, teściową, mężem. Czuwała nad dyżurami. Była w ruchu, aby zagłuszyć ciągłe poczucie winy, że to, co złe, znowu przytrafiło się Dong Hoon, a nie jej.
Sang Hoon, który wrócił do żony, przezywał jeszcze inaczej. Często płakał, nawet w biurze swoje firmy sprzątającej, przy swoich pracownikach. Na szczęście większość z nich pochodziła z rodzin z ich dzielnicy, więc nikt się z niego nie śmiał, a wręcz przeciwnie, współczuł i wspierał. Ae Ryun wpadła do biura, aby go zastąpić. Ich rodzinne życie wyglądało już znacznie lepiej, niż wcześniej. Długi zostały pospłacane, mieli dość stabilną sytuacje finansową, lepiej się dogadywali no i dochowali się już pierwszej wnuczki.
Gi Hoon pracował akurat nad kolejną produkcją, która była dopiero w planach. Kiedy nie siedział u brata w szpitalu, zajmował się dopieszczaniem swojego kolejnego projektu, co go bardzo angażowało. Od czasu do czasu wpadła jednak w podły nastrój z powodu swojego młodszego hyunga, ale wtedy ratowała go, jak zawsze prostolinijna, Yu Ra. Ich związek po ciężkich przejściach również wspiął się znacznie wyżej. Lepiej się rozumieli, mieli do siebie większe zaufanie, dawali sobie znacznie więcej ciepła, niż to było dawniej. Ich kariery kwitły tak samo, jak i oni. Teraz była kolejna próba, w której więcej wsparcia potrzebował Gi Hoon i jego dziewczyna doskonale sobie z tym radziła.
***
Gdy Yoon Hee, po wizycie Jeong Hui i Ji An w szpitalu, bardzo precyzyjnie przeanalizowała grafik z dyżurami przy Dong Hoon, znalazła algorytm, jaki powinna była zastosować, aby Ji An mogła czuwać przy swoim ahjussim i to jak najdłużej i najczęściej. Miało to polegać na tym, że jej dyżury zawsze były umieszczone między nią a Gi Hoon. W ten sposób nikt inny nie powinien był się na nią natknąć. Wiadomo, nie dawało to stuprocentowej gwarancji, ale miała nadzieję, że ani teściowa, ani ich syn nie pojawią się podczas jej pobytu przy łóżku Dong Hoon.
Poza tym Ji An twierdziła, że najchętniej chce siedzieć przy nim nocą, więc odpadały również przypadkowe odwiedziny dalszych znajomych, które też musiała brać pod uwagę. Pierwszy jej dyżur wyznaczyła na noc w dwa dni po ich wizycie. Ji An musiała formalnie załatwić sobie dłuższy urlop, bo trudno byłoby jej pracować po całej nocy spędzonej w szpitalu.
Yoon Hee doświadczała bardzo dziwnych odczuć, jeśli chodzi o tę młoda dziewczynę, która nagle tak mocno stanęła miedzy nią a Dong Hoon i to w tak dramatycznym momencie ich małżeństwa. Szybko pojęła, że Ji An znacznie lepiej rozumie jej męża, że skłonna jest ze szkodą dla siebie, dbać o jego dobro, że jest w tym naprawdę bezinteresowna i szczera. Całym swoim zachowaniem w czasie, kiedy startował do stanowiska dyrektorskiego w Semen, udowodniła, że nie liczy się ona, tylko Dong Hoon. Jest to tak niepodtykana cecha, zwłaszcza u młodych ludzi, że Kang Yoon Hee, mimo oczywistej niechęci i zazdrości, w swoisty sposób ją polubiła, ceniła i szanowała.
Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego jej się nie udało tak dobrze poznać Dong Hoon, zrozumieć go i zaakceptować, jak to potrafiła w krótkim czasie zrobić Ji An. Tłumaczyła sobie, że to dzięki podsłuchowi miała ułatwione zadanie, ale tak naprawdę sama w to nie wierzyła. Wiedziała jedno, że już nigdy jej małżeństwo nie wróci do normalności. Widziała i czuła, że mąż nie przeskoczy bariery tego, że należała ciałem i uczuciem do innego mężczyzny i to jego zagorzałego wroga. Jej deklaracja, że zostanie przy nim formalnie tak długo, jak on zechce, cały czas była aktualna i realizowana, bez wykorzystywania jej do jakichkolwiek nacisków na Dong Hoon. Pod tym względem musimy oddać sprawiedliwość tej – jak się o niej wyraziła onegdaj Ji An – cudzołożnicy.
Pod płaszczem nocy, ulice Seulu niosły ze sobą niewypowiedziane historie, niespełnione marzenia i sekrety, które miasto zachowywało tylko dla siebie. Księżyc, jak stary opiekun, rzucał swój blask na szklane fasady budynków, tworząc cienie, które wydawały się tańczyć w rytmie zasypiającego miasta. W jednym z takich bezsennych budynków, na oddziale intensywnej terapii, życie i śmierć, siły wewnętrzne i zewnętrzne, jakby powiedział Dong Hoon, prowadziły swój cichy taniec.
Ji An siedziała przy jego łóżku. Jej dłonie delikatnie spoczywały na jego prawej ręce. W pokoju panował przytulny półmrok, a ciszę burzył tylko miarowy szum aparatury medycznej. W pewnym momencie na chwilę pochyliła głowę i oparła ją o krawędź łóżka, starając się odnaleźć w sobie siłę, by wyrazić wszystko, co czuła, mimo że wiedziała, iż Dong Hoon nie może jej słyszeć. Jednak jej wewnętrzna intuicja mówiła, że on to wszystko odbiera, jeśli nie umysłem, to sercem. Przecież doszli już do takiego etapu, ze porozumiewali się na odległość, jeśli tylko tego chcieli.
– Ahjussi – zaczęła, a jej głos drżał ze wzruszenia, niczym liść na wietrze – pamiętasz, jak mówiłeś o ścieraniu się w życiu sił wewnętrznych z tymi zewnętrznymi? Pamiętasz? – proszę…- wciąż delikatnie, ale mocniej ścisnęła jego dłoń – nie poddawaj się! Masz dużo wewnętrznych sił… a na zewnątrz jestem ja i ci pomogę – głaskała jego dłoń z czułością – Musisz to wytrzymać i wrócić do nas – zrobiła niepewną pauzę i dodała – musisz wrócić do mnie… Ja nie chcę tu być bez ciebie. Arraso?
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka. Takie wizyty były bardzo często, gdyż cały czas Park Dong Hoon był oficjalnie na oddziale intensywnej terapii, ale ze względu na jego ustabilizowany stan zezwolono, by przebywał w prywatnym pomieszczeniu przystosowanym do ścisłej kontroli jego stanu.
Lee Ji An odkłoniła się i odeszła od łóżka, aby nie przeszkadzać pielęgniarce. Uważnie jednak swoim zwyczajem obserwowała ją, aby nawet niuans jej reakcji na to, co odczytywała z urządzeń nie uszedł jej uwagi. Gdy ta skończyła, zapytała ją, czy wszystko jest dobrze, na co pielęgniarka jedynie przytaknęła, pożegnała się i wyszła.
– Dziękuję, dziękuję, że walczysz – wróciła do swojego monologu siadając znowu jak najbliżej przy łóżku – Nie martw się o swój wygląd… To naprawdę nic wielkiego. Przyzwyczaisz się! – zastanawiała się bowiem, o czym on może myśleć, jeśli słyszy i odczuwa, co się dzieje – Najważniejsze, aby rany się zagoiły i ci nie przeszkadzały, a lekarze twierdzą, że to jest do zrobienia, jak wyjdziesz już z najcięższego etapu. Twoim zadaniem jest przetrwać, rozumiesz? Resztą się zajmiemy, lekarze i my wszyscy. Ahjussi, muszę na chwilę pójść do łazienki i zaraz do ciebie wrócę.
Potrzebowała chwili, aby się ogarnąć, bo wzruszenie zaczynało odbierać jej pewność głosu. Chciała się uspokoić i opanować, żeby nie przenosić niepokoju na biednego Dong Hoon. W końcu to był jej pierwszy dyżur i pierwsze chwile, kiedy po powrocie z Busan i po wypadku była z nim sam na sam. Czy tego chciała, czy nie, emocje dawały znać o sobie, a ona nie do końca nad nimi panowała.
Umyła twarz zimną wodą. Wzięła kilka głębokich oddechów, spojrzała sobie głęboko w oczy, a głośno wypowiedziała:
– To nic wielkiego! Fighting!
Po paru minutach wróciła na swoją pozycję, ale tym razem już nic nie mówiła. Trzymała go tylko za rękę, a swoją głowę położyła na brzegu łóżka. Słuchała jego sztucznego oddechu i nawet nie zauważyła, kiedy przysnęła.
W powietrzu zawisła cisza, pełna niewypowiedzianych jeszcze obietnic. A księżyc, niemy świadek tej sceny, bladym blaskiem oświetlał twarz Ji An, na której malowała się mieszanka bólu, tęsknoty i niezachwianej determinacji.
Rano, na dyżur przy Dong Hoon, pojawił się Gi Hoon. Nie był – oczywiście – zaskoczony obecnością Lee Ji An, bo razem ze swoją szwagierka uczestniczył w tej specyficznej konspiracji i chętnie zgodził się na taki grafik, że albo będzie przychodził zmienić Ji An, albo ona jego. W zależności od potrzeby. No i tym razem to była ich pierwsza zmiana.
Ji An Już nie spała, gdy zapukał do sali. Właściwie, to tamta nocna drzemka była jedyną podczas tego pierwszego jej dyżuru. Resztę czasu spędziła na rozmyślaniach i słuchaniu oddechu Dong Hoon. Nie czuła się zmęczona i chętnie posiedziałaby dłużej, ale po Gi Hoon do szpitala miała przyjechać ich mama, więc musiała się stąd usunąć. Kolejny raz była wyznaczona późny wieczór i noc za dwa dni. Wydawało się jej to tak odległe, ale nie skarżyła się. Wiedziała, że jej ahjussi ma wielu bliskich, którzy chcieli być przy nim i wspomagać jego rodzinę. Musiała się z tym pogodzić.
– Dzień dobry! – Gi Hoon przywitał się z nią grzecznie i przyjaźnie. Badawczo obserwował jej zachowanie. Nie widział jej odkąd pożegnali się przed jej wyjazdem do Busan.
– Dzień dobry! – Ji An też ukłoniła się i odsunęła od łóżka.
– Jakieś zmiany? – zapytał Gi Hoon – Coś się działo w nocy? – dopytywał, aby podtrzymać rozmowę, bo wszyscy dyżurujący mieli obowiązek natychmiast go informować, gdyby działo się coś niepokojącego, a ponieważ nie było żadnych telefonów od niej, wiedział, że noc minęła spokojnie.
– Nie! Nic się nie działo. – odpowiedziała Ji An – Pielęgniarka była kilka razy, ale twierdziła, że wszystko jest w normie. – relacjonowała uprzejmie.
– To dobrze. – stwierdził Gi Hoon – Możesz już iść. Bardzo ci dziękujemy – dodał.
– To ja dziękuję, że mogę choć trochę pomóc i posiedzieć przy ahjussim – powiedziała to spuszczając oczy, bo wiedziała, jak dziwnie musiało to brzmieć z jej strony.
Jednak Gi Hoon zachowywał się bardzo naturalnie i swobodnie i z jego strony nie była to żadna gra, ani poza. Naprawdę chciał, aby Ji An czuła się wśród nich dobrze. Pamiętał, ile siły i nadziei wnosiła w życie jego brata w najtrudniejszych chwilach i że robiła to zupełnie bezinteresownie. Miał do niej pełne zaufanie, bo już dawno wykazała swoją niezwykłą lojalność i oddanie. Sam jeszcze tego sobie nie uświadamiał, ale naprawdę ją polubił i dostrzegał w niej więcej dobra, niż inni. Kto wie, czy nie więcej, niż Dong Hoon. Ale nad tym zastanowimy się później.
Ji An natomiast odczuwała wobec niego pewien rodzaj dyskomfortu. Zastanawiała się, dlaczego Yoon Hee wprowadziła młodszego brata Dong Hoon do konspiracji. Kiedy krzątała się zbierając swoje rzeczy, aby wyjść, kątem oka obserwowała go, ale nic nadzwyczajnego nie dostrzegała. Dawniej, kiedy słuchała różnych jego wyskoków podczas picia, czy innych okazji, wydawał się jej mocno narwany i niezrównoważony. Jednak teraz sprawiał zupełnie inne wrażenie. Był spokojny, przyjazny i bardzo oddany swojemu bratu, a wobec niej wydawał się szczery i… prawie jak starszy brat. Tak to wewnętrznie odbierała. Sama była zaskoczona swoją tak pozytywną reakcją na najmłodszego z braci Park.
– To ja wychodzę. Do widzenia! – ukłoniła się przed otworzeniem drzwi.
– Do widzenia! – odwrócił się grzecznie do niej i ukłonił – To kiedy masz następny dyżur? – zapytał bardzo ciepło.
– Za dwa dni przychodzę znowu na noc – brzmiała odpowiedź.
– Acha, to będziesz wtedy mnie zmieniać – uśmiechnął się przyjaźnie.
– Do widzenia! – ukłoniła się jeszcze raz i po cichu wyszła z sali.
Gi Hoon i odnotował w swojej głowie, że zrobiła to bardzo subtelnie i całkowicie świadomie. Lubił ludzi delikatnych i zdających sobie precyzyjnie sprawę z tego, jak się zachowują w każdym detalu. Ji An i tutaj zdała egzamin z wysoką oceną.
Po kilku tygodniach, które wydawały się wlewać jeden w drugi niewyraźnym marazmem cierpienia i niepewności, szpitalna sala Dong Hoon stawała się powoli świadkiem niezwykłej transformacji. Zmagając się z ciężarem oparzeń, które niewyobrażalnie zmieniły jego życie, Dong Hoon pozostawał pogrążony w sztucznie wywołanej śpiączce, bezpiecznym schronieniu przed bólem i chaosem rzeczywistości.
W tej ciszy, pozbawionej snów, zaczęły się jednak dziać rzeczy, które nadawały nowy wymiar pojęciu nadziei. Lekarze, działając z precyzją godną geniuszy, przeprowadzali etap po etapie proces leczenia, który miał nie tylko uratować jego życie, ale również przywrócić mu jak najwięcej z tego, co stracił.
O operacjach plastycznych twarzy wspominano od samego początku, choć musiały poczekać na odpowiedni moment. Początkowo skupiano się na ratowaniu życia i minimalizacji uszkodzeń, a teraz, gdy Dong Hoon powoli wybudzał się z farmakologicznej śpiączki, wszystko zaczęło zmierzać w kierunku przyszłości – jego nowej, choć niepewnej przyszłości.
Powolne wybudzanie, jakie zastosowano, było jak delikatne budzenie świata pokrytego szronem pod promieniami wschodzącego słońca. Choć jego ciało pozostawało osłabione, a twarz skryta pod bandażami, w jego śpiączkowym marzeniu zaczęły pojawiać się pierwsze iskry świadomości. Zaczynał ruszać najpierw palcami, potem dłońmi, mówił przez sen, szeptał imiona, fragmenty rozmów, wyrazy pełne rożnych uczuć, w tym strachu, czułości, tęsknoty.
Każdy dzień przynosił postęp, choć nie zawsze widoczny gołym okiem. Dyżurujący przy nim przekazywali sobie informacje o dokonaniach Dong Hoon podczas ich pobytu, a te najbardziej spektakularne były przekazywane telefonicznie i rozchodziły się natychmiast do wszystkich.
Taką szeroką informacją zarządzała niestrudzona Yoon Hee, która za pomocą grupowego chata przesyłała najnowsze i najważniejsze wieści o Dong Hoon. Reakcja zawsze była natychmiastowa i entuzjastyczna. Jednak Ji An – niestety – nie mogła być uwzględniona (z wiadomych względów) w tym chacie, więc zawsze otrzymywała osobne wieści, a czasem Yoon Hee albo Gi Hoon robili screeny rozmów na grupowym czacie, aby i ją podnieść na duchu.
Ona sama doskonale rozumiała tę sytuacje i nigdy się o to nie dąsała. Zresztą dąsy nie były czymś wpisanym w jej osobowość i naturę. W ciągu tych kilku tygodni cieszyła się każdą chwilą spędzoną z ahjussim, a kiedy musiała już wracać do pracy, nie poprosiła nawet o zmianę grafika. Potrafiła prosto z nocnego czuwania iść na kilka godzin do pracy. Potem dopiero odpoczywała i odsypiała.
To przy niej Dong Hoon pierwszy raz poruszył palcem u dłoni i przy niej zaczął bełkotać przez sen. Ale oficjalnie zrobił to przy Gi Hoon i Yoon Hee.
– To nic wielkiego – myślała sobie Ji An – to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze, że robisz postępy – chwaliła swojego podopiecznego.
– Nawet podejrzewam cię, że mnie słyszysz, wiesz – mówiąc to ścisnęła mu dłoń, która natychmiast zareagowała tym samym.
Ji An aż podskoczyła z wrażenia. Jeszcze raz zwróciła się do Dong Hoon:
– Ahjussi, to ja, Ji An, czy ty mnie słyszysz? – ale tym razem nie ścisnęła jego dłoni czekając, aż on to zrobi, by mieć pewność, że jest to odpowiedź na jej pytanie, a nie odruch na sam uścisk.
Reakcja Dong Hoon była natychmiastowa. Uścisnął jeszcze mocniej jej dłoń. Ji An wybuchła płaczem i łkając ze wzruszenia mówiła:
– Ahjussi… kierowniku… naprawdę mnie słyszysz i rozumiesz? Naprawdę? Czy coś cię boli? Czy czegoś potrzebujesz? – z jej ust posypało się wiele okrzyków i pytań, ale szybko się opanowała. Dotarła do niej myśl, że nie powinna go tak mocno naciskać, a po drugie musiał szybko poinformować o tym, co się stało lekarzy i Yoon Hee.
– Zaraz do ciebie wrócę, ahjussi – znowu uścisnęła mu dłoń – pójdę powiedzieć o tym lekarzom. Zaraz wracam. – i wybiegła z sali.
Zreferowała lekarzowi, co się przed chwilą wydarzyło i ten natychmiast poszedł z nią do Sali Dong Hoon, aby przeprowadzić swoją obserwację. Ji An w tym czasie zatelefonowała do Yoon Hee i opowiedziała o świadomych reakcjach Dong Hoon. Oczywiście ta wspaniała wieść rozeszła się natychmiast lotem błyskawicy i wszyscy byli niemal w euforii tyle tylko, że myśleli, iż to Yoon Hee była pierwszym świadkiem tego wielkiego postępu Dong Hoon.
Yoon Hee powiedziała Ji An, że za chwilę tam będzie, jak zna życie, pojawi się również teściowa, bracia i może nawet któryś kumpli Dong Hoon. Kazała jej być gotową do wyjścia, a najlepiej już wyjść, żeby nie było niezręcznej sytuacji, gdyby mama Dong Hoon jakimś cudem pojawiła się w szpitalu zbyt szybko.
– Ja już wyjeżdżam z pracy – mówiła do Ji An – więc nie musisz się martwić, że zostanie na kilka minut sam. Naprawdę. – wyraźnie nalegała.
– Oczywiście – Ji An odpowiadała dość spokojnie, choć nie była zadowolona z takiego obrotu sytuacji – Spodziewała się, że jeszcze sobie ‘porozmawia’ z ajuhssim, ale co było robić. Jego żona miała rację. Zaraz w szpitalu pojawi się sporo najbliższych, więc lepiej nie robić dodatkowego zamieszania.
Spakowała swoją torebkę, wzięła żakiet i po cichu wyszła. Nawet nie poczekała na informacje od lekarza. Uznała, że lepiej będzie, jak przekaże je żonie albo matce. W końcu formalnie nic jej nie łączyło z Park Dong Hoon.
Wyszła ze szpitala boczny wyjściem. Odczuwała jednocześnie radość, że jej ahjussi zaczyna się komunikować, ale była rozczarowana tym, że musiała wyjść w tak ważnym momencie. Świat wokół niej jakby naraz nabrał światła i wibracji. Wcześniej przestała w ogóle dostrzegać eksplozję wiosny, a z nią kolorów, zapachów i dźwięków. Dawniej, jak wiecie, nie lubiła żadnej pory roku, ale tym razem piękno budzącej się przyrody i radość z budzącego się ahjussi nałożyły się na siebie i miała wrażenie, że rozpierają się w jej sercu, aż brakowało tchu.
Kiedy jechała już metrem, zatelefonowała do niej Yoon Hee.
– Ji An, bardzo cię przepraszam, że musiałaś wyjść w takim momencie – usłyszała szczerą reakcję z jej strony – Wiem, że to nie jest sprawiedliwe, bo na pewno masz tym wiele zasługi, ze Dong Hoon tak szybko reaguje na bodźce z zewnątrz…
– Nic nie szkodzi – przerwała jej Ji An – Ja rozumiem… Naprawdę, proszę się o mnie nie martwić. Najważniejszy jest ahjussi – zapewniała.
– To prawda – potwierdziła jego żona – Ale mimo to czuję się niezręcznie z twojego powodu… – zrobiła pauzę – naprawdę wszystko w porządku? Widzisz, dobrze zrobiłyśmy, bo ledwo zdążyłam wejść do sali Dong Hoon, jak pojawiła się teściowa ze szwagrami. Teraz wyszłam na chwilę, by do ciebie zatelefonować. Nawet jeszcze dobrze nie znam opinii lekarza, Ty na pewno też chcesz się dowiedzieć, co oni na ten temat sądzą. – mówiła jednym tchem, bo spieszyło jej się, aby wrócić do Sali – Dlatego zatelefonuję dziś do ciebie jeszcze raz, dobrze?
– Oczywiście – odpowiedziała Ji An – Będę ogromnie wdzięczna za informacje – dodała.
– W takim razie jesteśmy umówione. Do usłyszenia. – i Yoon Hee rozłączyła się.
Ji An jeszcze przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz telefonu, jakby znowu chciała za jego pośrednictwem wiedzieć wszystko, co dzieje się u ahjussi. Ale ten okrutnie milczał i tym razem zdana była na cierpliwe oczekiwanie informacji od Yoon Hee. Nie wiedziała nawet, kiedy ona znajdzie czas, aby je przekazać. Szary, dobrze znany smutek, znowu powrócił do jej serca i nawet w metrze zrobiło się ciemniej i pusto.
Yoon Hee jednak pamiętała o obietnicy złożonej Ji An i zatelefonowała do niej, jak tylko wszyscy się rozeszli. Nie było to zbyt szybko oczywiście, bo każdy chciał się nacieszyć tym osiągnieciem Dong Hoon. W sukurs jednak przyszedł sam lekarz prosząc obecnych, aby dali pacjentowi odpocząć, gdyż jeśli on ich słyszy, a nie widzi i nie może się poruszać, na pewno odczuwa duży dyskomfort. Trzeba dać mu dużo spokoju, aby oswoił się ze swoim stanem i powoli informować go o tym co się z nim stało i co jeszcze go czeka.
Nie musiał tego dwa razy powtarzać. Nawet mama nie ociągała się, tylko pokornie wyszła, zostawiając na miejscy jedynie Yoon Hee, która oficjalnie przejęła dyżur Ji An.
– Dzwonię do ciebie ponownie tak, jak się umówiłyśmy – rozpoczęła rozmowę bez ceregieli – Trochę to potrwało, bo wszyscy byli tak podekscytowanie, że nie chcieli wyjść, aż ich lekarz musiał przepędzić – starała się być bezpośrednia, ale cały czas wyczuwała dziwny dystans Ji An.
– Dziękuję – brzmiała krótka odpowiedź.
– Jeśli chodzi o Dong Hoon – Yoon Hee przeszła do sedna – lekarz potwierdził, że rzeczywiście jest już z nami w kontakcie i wygląda na to, że jest w miarę świadomy, co się dzieje. Wytłumaczył mu po krótce jego obrażenia i stan oraz to, dlaczego jego twarz jest cały czas zabandażowaną. Dong Hoon kilka razy sensownie odpowiadał na jego pytania. – zamilkła na chwilę czekając na ewentualne pytania Ji An.
– Ahjumma, czy lekarz mówił, kiedy odsłonią mu chociaż oczy i usta? – zapytała wprost.
– No cóż nie powiedział tego jednoznacznie, ale z kontekstu wynikało, że w ciągu najbliższej doby sprawdzą, czy można już zakładać bandaże tak, by nie zasłaniały mu oczu i ust.
– Ahjumma… – Ji An trochę zmieniła ton wypowiedzi.
– Tak? – zachęcała ja Yoon Hee – Śmiało, pytaj o co chcesz?
– Czy mogłybyśmy się spotkać gdzieś na chwilę rozmowy?
– Oczywiście – brzmiała szybka odpowiedź, ale Yoon Hee najwyraźniej była zaskoczona tą propozycją – Jak chcesz, możemy się spotkać jutro jak będziesz mnie zmieniała na dyżurze w tej kawiarni obok szpitala, dobrze?
– A kto zostanie z ahjussim? – Ji An zawsze dbała o niego przede wszystkim.
– Spokojnie, nic mu się nie stanie, jak będzie przez pół godziny sam. Ma przecież medyczną opiekę. – zapewniała.
– Dobrze, w takim razie przyjdę wcześniej i będą na panią czekała w kawiarni. Dziękuję za informacje o ahjussim.
– Nie ma za co. Masz pełne prawo, by o tym wiedzieć. Czy chcesz jeszcze o coś zapytać?
– Nie. Dziękuję. – odpowiedź Ji An znowu była krótka bez chęci kontynuowania rozmowy.
– No do będę kończyła. – stwierdziła Yoon Hee – Spotkamy się jutro. Do widzenia Ji An!
– Do widzenia! – odpowiedziała, po czym usłyszała sygnał, że połączenie zostało zakończone.
Ji An znowu miała mieszane uczucia i nastrój. Z jednej strony tak bardzo cieszyła się, że ahjussi jest już w kontakcie ze światem, ale z drugiej strony odbierała intuicyjne jego ból, zagubienie, niepewność. Chciała dać mu wsparcie będąc przy nim cały czas, ale to było niemożliwe. I tym razem nie mogła nic na to poradzić. Musiała zaakceptować tę sytuację i dać mu tyle pociechy, ile mogła. Z tą myślą zasnęła nad ranem, a Jeong Hui wstając do pracy, chodziła na palcach, by jej nie obudzić. Widziała i słyszała wszystko, więc o nic już nie chciała jej pytać.
– Biedna dziewczyna – pomyślała tylko – Na pewno chciałaby siedzieć cały czas przy Dong Hoon, a nie może. Niech sobie pośpi skoro udało się jej zasnąć. – podciągnęła delikatnie jej kołdrę, która się zsunęła i wyszła cichutko ze swojego pokoiku nad restauracją.
***
Może zastanawiacie się, co dzieje się w firmie Park Dong Hoon podczas jego przedłużającej się nieobecności? Uspokoję Was, wszystko funkcjonuje prawie normalnie. Rządy z automatu przejął Song Seok Beom, a reszta ekipy poszerzyła tylko swoje obowiązki. Nad sprawami formalnymi czuwa Yoon Hee i ona też osobiście wspiera zastępcę męża pomagając mu czasem w ważnych decyzjach.
Park Dong Hoon naprawdę dobrał swoją ekipę idealnie, a ponieważ łączyło ich nie tylko wykształcenie i praca, ale przede wszystkim przyjaźń, nikt nie narzeka, że ma teraz trochę więcej obowiązków.
Od pierwszego swojego klienta fama o ich doskonałej pracy szybko się rozeszła i firma ma naprawdę dużo klientów, których podczas nieobecności Dong Hoon nie tylko nie ubyło, ale pojawiło się sporo nowych, a wielu chętnym – niestety – musieli odmówić obiecując, że wrócą do tematu, gdy tylko szef znowu pojawi się w pracy.
To, co uspokoiłam Was? No, to wracamy do umówionego spotkania Yoon Hee I Ji An.
***
Obie weszły do kawiarni niemal jednocześnie. Wybrały jak najbardziej ustronny stolik i usiadły naprzeciwko siebie. Jeszcze zamówiły po filiżance kawy, a po jej przyniesieniu, Yoon Hee zagaiła rozmowę:
– Dziękuję, że przyszłaś – zaczęła – ja właściwie też chciałam z tobą spokojnie porozmawiać.
Ji An tylko spojrzała na nią swoim dawnym, smętnym wzrokiem, jakby zastanawiała się, od czego zacząć.
– Wiem, że pracowałaś dość długo w Busan, ale teraz chyba wróciłaś do Seulu, prawda? – zapytała tak, by pomóc Ji An rozpocząć najwyraźniej trudną dla niej rozmowę.
– Tak. Prezes Jang załatwił mi dobrą prace u swojego przyjaciela, razem ze służbowym mieszkaniem – mówiła bez emocji – Zostałam tam miło przyjęta i byłam dobrze traktowana – kontynuowała, a Yoon Hee uważnie słuchała – W marcu przeniesiono mnie do siedziby głównej Seulu.
– Aaa, więc rozumiem, że musiałaś naprawdę zrobić dobre wrażenie, skoro potrzebują ciebie tutaj – pochwaliła ją całkiem szczerze Yoon Hee.
– Ahjumma – Ji An zmieniła ton wypowiedzi – nie chcę, aby ahjussi długo był sam, więc przejdę do tematu – spojrzała na Yoon Hee tym razem badawczym wzrokiem.
– Dobrze. Zatem słucham – Yoon Hee lekko się zmieszała, ale szybko odzyskała równowagę.
– Nasza relacja jest bardzo dziwna – zaczęła Ji An – i nie powiem, żeby była dla mnie komfortowa. Pani jest oficjalną żoną człowieka, który dla mnie jest najważniejszy i najbliższy na świecie. Macie syna i wiele lat życia ze sobą – mówiła coraz szybciej, jakby chciała wreszcie wyrzucić z siebie jakiś ciężar – Pani go zdradziła, ale Ahjussi wciąż pozostaje z panią w formalnym związku i – zamilkła na chwilę przyglądając się uważnie swojej rozmówczyni – i… nie wiem, czy zostanie z panią na zawsze. Dlaczego więc – znowu zrobiła pauzę – dlaczego więc pani nie tylko pozwoliła mi go odwiedzić, ale pomaga mi być przy nim jak najdłużej? – wreszcie wyrzuciła z siebie pierwsze istotne pytanie.
Bezpośredniość i szczerość tej dziewczyny od początku ją zarówno szokowały, jak i fascynowały. Yoon Hee i tym razem została tym zepchnięta do narożnika, gdzie mogła dawać tylko ucziwe odpowiedzi, bez owijania w bawełnę.
– Widzisz, Ji An, choć udało nam się do tej pory zachować tajemnicę o mojej zdradzie wobec teściowej i syna, to jeśli chodzi o nasze relacje… – zawiesiła głos wyraźnie wzruszona – nasze relacje są nie do odbudowania…Choć o tym nie mówimy, to wiemy dobrze oboje. Dong Hoon jest, oczywiście, delikatny i grzeczny wobec mnie, ale nie ma już mowy o głębszym uczuciu… – w jej oczach Ji An dostrzegła łzy – i prawdą jest, że tak, jak kiedyś ty byłaś zazdrosna o Dong Hoon wobec mnie, tak teraz ja mogę powiedzieć to o sobie… – przerwała i spojrzała na Ji An.
Ta, jak zwykle, potrafiła zachować kamienną twarz, choć słowa, które słyszała wpadały prosto do jej serca. Odpowiedziała na spojrzenie Yoon Hee spokojnie i bez oznak tryumfu, prawie ze współczuciem, ale nic nie powiedziała.
– Będę zatem szczera, jak ty i powiem, że… – zawiesiła na chwilę głos – że jestem pewna, że Dong Hoon darzy cię głębokim uczuciem… – nie zapanowała nad łzą, która spłynęła jej po policzku – Nie zapomniał o tobie przez ten czas i wiem, że bardzo tęsknił. Wiem, bo żyłam przy jego boku wiele lat – teraz musiała już wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć łzy – Żyłam przy nim tyle lat, a nie umiałam go tak zrozumieć, jak ty i tak docenić, jak ty – dzielnie kontynuowała obiecaną szczerość – Nie wiem, dlaczego nie umiałam zaakceptować tego, jaki jest z całym majdanem jego rodziny i przyjaciół z Hoogye – te ostatnie słowa wypowiedziała z lekką złością – Po tym, co zrobiłam jest już za późno na naprawę tego, ale ty mnie nauczyłaś, że należy dbac o szczęście najbliższych nawet kosztem własnego. – znowu otarła łzy – Dlatego, gdy Jeong Hui powiedziała, że jesteś w Seulu, postanowiłam, jeśli tylko nadal darzysz Dong Hoon uczuciem, zrobić co mogę, aby dać wam szansę… Ot i całe wytłumaczenie mojego zachowania wobec ciebie – zakończyła wypijając ostatnie łyki kawy.
Ji An była poruszona jej wyznaniem. Z dwóch powodów. Pierwszy raz widziała ją tak otwartą i szczerą, a po drugie to, co powiedziała i jak to powiedziała, rozbroiło jej serce. Potwierdziła jej własne obserwacje ze spotkania z Dong Hoon i wyjaśniła, że łączy ich już tylko formalność, a ona nie liczy na odzyskanie uczucia swojego męża. Ta ostatnia informacja była dla Ji An bardzo ważna, bo cały czas miała wątpliwości, czy postępuje dobrze ponownie wchodząc w tak głęboką relację z ahjussim bez jego wiedzy o tym.
– Bardzo przepraszam za to pytanie – Ji An przejęła pałeczkę szczerości – ale co państwo zamierzacie zrobić w kwestii formalnej waszego małżeństwa?
– No cóż, już dawno obiecałam Dong Hoon, że zostanę formalnie przy nim tak długo, jak on zechce. Myślę, że czeka, aż nasz Ji Seok będzie na tyle dojrzały, by zrozumieć wszystko i by to się nie odbiło na jego psychice. A ponieważ nasz syn jest już naprawdę w takim wieku, że to wydaje się całkiem możliwe, przypuszczam, iż ta decyzja wkrótce zapadnie – zakończyła matowym głosem Yoon Hee.
Ji An nie skomentowała tego pozostając pozornie chłodną, choć w środku niej wszystko było zupełnie rozedrgane.
– Skoro już nie masz pytań, to chodźmy do Dong Hoon – Yoon Hee podniosła się z krzesła. Pójdę tylko jeszcze z tobą sprawdzić, czy nikt w tym czasie do niego nie zaglądnął i będziesz mogła przejąć nocny dyżur przy nim – uśmiechnęła się bardzo smutno.
W sali Dong Hoon nikogo nie było. Yoon Hee tylko szybko zajrzała przez drzwi i przywołała Ji An. Jedna weszła do środka, a druga wróciła do swoich obowiązków.
Ji An natychmiast dostrzegła, że zmieniono już sposób opatrunków na głowie Dong Hoon i odsłonięto jego oczy i usta. Kiedy podeszła bliżej, ze wzruszeniem dostrzegła jego zamknięte powieki. Nie miał rzęs, ale skóra oczu nie wydawała się bardzo poparzona. Dong Hoon może w ostatnim momencie odruchowo schylił głowę i kaskiem osłonił oraz ramieniem osłonił oczy. Tak sobie pomyślała w tym momencie. Usta też były odsłonięte, ale tu już widać było skutki oparzeń, niestety. Ji An ścisnęło się serce na ten widok i cała zadrżała z wrażenia i bólu.
Szkoda, że nikt jej nie uprzedził o tej ważnej zmianie. Pewnie by się przygotowała na to psychicznie, a tak wzruszenie obezwładniło ją i rozpłakała się nie mogąc się opanować. Głośny szloch wyrwał się z jej gardła.
W tym momencie Dong Hoon otworzył oczy. Ji An zalana łzami nie dostrzegła tego momentu. Starała się stłumić płacz, by nie obudzić Dong Hoon, jednak, kiedy na niego spojrzała, zamarła…
To były te oczy… To samo spojrzenie… Pełne tkliwości i smutku… Patrzył na nią tak intensywnie, że nie mogła z siebie wydobyć słowa.
– Ji An… – usłyszała charczący, obcy głos – Lee Ji An – powtórzył podnosząc jednocześnie rękę w jej kierunku.
– Ahjussi… – wyszeptała stojąc, niczym słup soli.
Dong Hoon siłą woli podniósł swoją dłoń jeszcze wyżej i Ji An wreszcie dostrzegła ten gest. Złapała go delikatnie obiema rękoma i przytuliła do jego dłoni swój policzek schylając się przy tym, aby nie musiał wykonywać tak dramatycznego ruchu.
On zaś usiłował końcami palców pogłaskać ją po twarzy, ale opatrunki mu to uniemożliwiały.
– Ji An – powtórzył jeszcze raz z wyraźnym wysiłkiem i bólem.
– Ahjussi, nic nie musisz mówić… – zareagowała zdając sobie sprawę, ile to wołanie jej go kosztuje cierpienia.
Podeszła bliżej jego głowy i ich wzrok znowu się skrzyżował. Patrzyli tak na siebie długą chwilę, a właściwiej należy napisać, że mówili tak do siebie dłuższą chwilę. Doszli już bowiem do wprawy w przekazywaniu sobie słów bez ich werbalizowania. Ji An pierwszy raz usłyszała go wtedy, gdy skasowała aplikacje podsłuchującą Dong Hoon, a on wracając wówczas do domu głośno wypowiedział słowa: „Bądźmy szczęśliwi!”. Potem było jeszcze kilka momentów, gdy mówili do siebie tylko spojrzeniem. Na przykład przy rozstaniu, a ostatnio podczas tego niespodziewanego spotkania. Tak, Ji An i Dong Hoon naprawdę słyszeli się już bez słów i teraz znowu prowadzili taką rozmowę.
Jeszcze nie pora, by Wam ją ujawnić, ale na pewno sami się domyślacie, co było najważniejszą treścią tego dialogu bez słów.
Kiedy Ji An przestała szlochać, Dong Hoon delikatnie pociągnął jej dłoń w dół chcąc, aby usiadła. Podsunęła więc krzesło bliżej jego głowy i posłusznie przysiadła pochylając się w jego kierunku.
– Ahjussi, czy ty czegoś potrzebujesz? – te słowa wypowiedziała już na głos – Może chcesz pić? – na szafce obok stała szklanka z wodą ze specjalną rurką.
Dong Hoon zaprzeczył oczami. Najwyraźniej nie chciał, aby odchodziła od niego nawet na moment. Dla niego ta chwila była również bardzo wzruszająca, ale miał jeszcze bardzo ograniczone możliwości komunikacji, więc chciał, aby była blisko, jak najbliżej, bo to go uszczęśliwiało.
Ji An zrozumiała i przysunęła się najbliżej, jak mogła, a głowę oparła na skrawku poduszki. Znowu wsłuchiwała się w jego oddech, co ją uspokajało i goiło wszelkie rany. Dong Hoon natomiast potrzebował czuć jej ciepło jak najbliżej, bo wewnątrz jego zagubionego serca i umysłu znowu ścierały się dawne siły zewnętrzne i wewnętrzne, które wprowadzały tam dużo niepokoju.
Mama Dong Hoon narzekała, że wyznaczają jej, kiedy ma jeździć do szpitala, ile siedzieć przy swoim synu. Cały czas była z tego niezadowolona i odgrażała się, ze pojedzie tam, kiedy chce.
– Omma, nikt ci nie zabrania jechać do hyunga, kiedy tylko chcesz – zapewniał Gi Hoon – ale musieliśmy to jakoś zorganizować, bo raz było przy nim pełno ludzi, a potem nie było nikogo, kto by przy nim został.
– To czemu się denerwujesz, jak chce jechać poza wyznaczonym mi czasem? – pytała buńczucznie.
– Bo szkoda twoich sił i czasu. Też musisz odpoczywać i masz przecież zawsze sporo do zrobienia w domu, u Jeong Hui… – ostatnie słowa wypowiadał niezbyt pewnie kontrolując, co tym razem mama chce przeforsować.
– Mogę? Naprawdę? – zapytała wpatrując się w jego oczy intensywnie.
– Możesz!
– No to jadę do Dong Hoon! Teraz!
– Ommmmmma! – Gi Hun tracił cierpliwość – Ja nie mam czasu cię zawieźć, a nie chcę być się męczyła metrem i autobusami.
– Poradzę sobie – stwierdziła stanowczo, włożyła buty i zabrała torbę z jakimś jedzeniem – Wychodzę.
– Ommaaa! – Gi Hoon skapitulował na myśl, że będzie w godzinach szczytu ściśnięta w metrze – No dobrze, zadzwonię do studia i powiem, że przyjadę trochę później. Choć zawiozę cię.
Co jak co, ale wszyscy trzej bracia troszczyli się i o zdrowie swojej matki, i o jej bezpieczeństwo. Teraz najmłodszy z nich nie miał wyboru i musiał jej ustąpić, bo inaczej umarłby z niepokoju o nią.
Pomógł mamie usiąść w samochodzie i poprosił, by chwilę poczekała, bo musi jeszcze gdzieś zatelefonować. Odszedł na bezpieczna odległość i wybrał numer do szwagierki. Kiedy odebrała od razu zapytał:
– Kto teraz jest przy hyungu?
– Jak to kto, twój starszy hyung – brzmiała odpowiedź – a dlaczego pytasz?
– Bo mama uparła się, że jedzie do niego poza swoim dyżurem i już mam ją w samochodzie. Wolałem się upewnić, że nie ma tam akurat Lee Ji An.
– Nie ma jej. Ona przeważnie siedzi z nim w nocy. Zmieniłam ją dziś rano, a po mnie przejął dyżur szwagier, więc możecie spokojnie tam pojechać – stwierdziła.
– OK. To dobrze. Zaraz ją tam zawiozę. Dzięki! Do widzenia! – rozłączył się i wrócił do samochodu.
Korki w Seulu robiły się już coraz większe, więc przejazd zabrał im sporo czasu.
– Mówiłem, że to kiepski pomysł – Gi Hoon mamrotał do siebie pod nosem.
– Jak będziesz miał swoje dzieci, to może mnie choć trochę zrozumiesz – mama jednak usłyszała, co mówił – Chociaż ojcowie też aż tak bardzo się dziećmi nie przejmują… – dorzuciła odwracając głowę z dezaprobatą, by obserwować ulicę za oknem.
Kiedy wreszcie dotarli do szpitala, trudno było znaleźć miejsce do zaparkowania. Gi Hoon znowu mamrotał niezadowolony, ale w końcu mu się udało wcisnąć auto i mogli wyruszyć w kierunku sali Dong Hoon.
Sang Hoon był bardzo zdziwiony ich przybyciem. Spojrzał znacząco na młodszego brata, a ten tylko wzniósł oczy w górę i rozłożył bezradnie ręce.
– Omma! – najstarszy z braci podszedł do niej i uścisnął ją serdecznie – Niepotrzebnie się męczyłaś o tej porze… – zaczął.
– Jak to niepotrzebnie? – oburzyła się starsza pani – Jak to niepotrzebnie? Miejsce matki jest przy dziecku, zwłaszcza jak jest chore! Masz córkę i też mnie nie rozumiesz? – odsunęła go chłodno podchodząc do swojego średniego syna.
Dong Hoon właśnie się obudził, bo dotarł do niego głos oburzonej matki. Spojrzał na nią i chropawym głosem przywitał:
– Dzień dobry omma!
– Nic nie mów! – zgromiła go – Lekarz twierdzi, że nie powinieneś jeszcze dużo mówić.
Dong Hoon poddał się. Zresztą i tak mówienie rzeczywiście sprawiało mu sporo trudności, a przede wszystkim silny ból. Jego drogi oddechowe były mocno poparzone i było jeszcze zbyt wcześnie, aby mógł normalnie mówić. Prawdą też było to, że miał się powstrzymywać przed mówieniem.
Mama tymczasem rozsiadła się na krześle i, jak zwykle, lekko trzymała Dong Hoon za rękę. Gi Hoon poinformował, ze wychodzi i odwiezienie mamy pozostawia starszemu bratu. Sang Hoon natomiast usiadł trochę wybity z pantałyku na sofie i zaczął nerwowo jeść obiad, który przywiozła mama. Do sali dochodziły odgłosy Seulu z godzin szczytu. Dong Hoon zamknął oczy i znowu zasnął. Sen był dla niego cały czas prawdziwym błogosławieństwem. Przynosił zapomnienie o tym, co się stało i co jeszcze przed nim. Pozwalał tez skrócić czas oczekiwania na Ji An, za którą coraz bardziej tęsknił.
Gi Hoon ze szpitala pognał prosto do studia, gdzie właśnie rozpoczął swój kolejny projekt według własnego scenariusza. Mieli dzisiaj ustalać optymalną obsadę oraz ekipę techniczną. Roboty więc było co nie miara i jego asystentka już była na miejscu zajmując się przygotowaniem do tego spotkania i burzy mózgów, jaka na pewno będzie miała miejsce. Gi Hoon zgromadził wokół siebie ludzi o świeżych pomysłach i niebanalnym myśleniu. Tylko z takimi mógł się dogadywać. Wszyscy inni go mocno irytowali i wybuchał wówczas, niczym odbezpieczony ale opóźniony granat.
Kiedy dotarł na miejsce, już z daleka słyszał ożywione głosy, ale miał wrażenie, że nastrój dyskusji jest jakiś dziwny, inny, niż zazwyczaj. Otworzył drzwi do Sali konferencyjnej i stanął, jak wryty. Obecni spojrzeli na niego jakimś smutnym i zarazem niepewnym wzrokiem.
– Mo? Mo? – zapytał – Co się stało? – bo widział, że coś go ominęło, cos bardzo istotnego.
Pierwsza odezwała się asystentka:
– Reżyserze, nie słyszałeś o Kim Seung Kyu?
– Jak mogłem o nim nie słyszeć, skoro jest pierwszy na liście do obsady naszej głównej roli? – trochę się wkurzył – Żarty sobie robisz?
– Reżyserze… – asystentka i pozostali byli wyraźnie skonsternowani – Jakby ci to powiedzieć…
– Prosto i wyraźnie! – Gi Hoon irytował się coraz bardziej – Czy coś się stało? – zawsze najpierw wybuchał, a potem myślał i teraz było podobnie. Po reakcji obecnych zaczynał łapać, że coś jest nie tak – Wyduś to wreszcie! – wypalił.
– Lim Seung Kyu nie żyje… – powiedziała cichym i smutnym głosem.
Gi Hoon zamurowało. Spojrzał po kolei po wszystkich obecnych, ale zrozumiał, że to nie jest żaden z niewybrednych żartów, jakie sobie czasem robili. W Pomieszczeniu zapanowała – dosłownie – śmiertelna cisza. Gi Hoon podszedł do dużego stołu i usiadł. Dał innym znać, by tez usiedli.
– A teraz powoli wyjaśnijcie mi, co Ji Woo właśnie wyartykułowała? – spojrzał po swoich współpracownikach surowym wzrokiem.
– Lim Seung Kyu – tym razem odezwał się operator kamery – dwie godziny temu został znaleziony martwy na jednym z parkingów na drodze na górę Namsan – wziął oddech i chciał mówić dalej, ale Gi Hoon aż się podniósł na tę informację.
– Jeśli to jest jakiś żart, to natychmiast przestańcie! – znowu choleryczne usposobienie wzięło górę nad nim i szokująca wieść natychmiast wyprowadziła go z równowagi.
– Niestety – reżyserze – kontynuował operator – możesz włączyć jakikolwiek kanał informacyjny, to przekonasz się sam.
Gi Hoon sięgnął po pilot telewizora i kliknął, aby go włączyć. Nie musiał zmieniać kanału, bo na tym akurat mówiono o tragicznej śmierci ulubieńca Koreańczyków. Pokazywano jego zdjęcia, fragmenty ról i spotkań z fanami jednocześnie przekazując informacje o tym, co już ustalono. Gi Hoon wyłączył telewizor i przez dłuższą chwilę siedział, jak spetryfikowany. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, ale i tak miał problem z ogarnięciem tego, co do niego docierało. Jeszcze dziś rano, zanim musiał odwieźć mamę do szpitala, szukał argumentów, by przekonać Lim Seung Kyu do wzięcia tej roli. Znali się z kilku spotkań w gronie producentów filmów i miał wrażenie, że nadają na tych samych falach. Fajnie im się rozmawiało i w lot chwytali swoje myśli i pomysły. Gi Hoon również bardzo wysoko oceniał role, jakie miał na swoim koncie ten prawie pięćdziesięcioletni aktor, więc jadąc dziś na spotkanie chciał mocno naciskać na pozyskanie jego do ich serialu. A tu nagle taka wiadomość. Jego mózg przetwarzał ją wciąż od nowa, resetując kolejne opcje typu ‘a ja się spodziewałem’, ‘a ja miałem nadzieję’, ‘a ja byłem pewien’. Żadna z nich już nie pasowała do rzeczywistości. Pozostawało mu jedynie sformatować dysk twardy i oprogramowanie swojego umysłu, aby mógł bez sprzeciwu przyjąć do wiadomości, to, co się stało. Wstał od stołu z bladą twarzą, przeprosił swój zespół i powiedział, że musi wyjść, a spotkanie odbędą następnego dnia. Wyszedł na sztywnych nogach, a zebrani popatrzyli tylko po sobie i wrócili do rozmów, jakie toczyli przed przybyciem ich szefa, czyli do absorbcji tej sensacyjnej informacji i przetwarzania jej na różne sposoby.
Nasz ulubiony reżyser był naprawdę zszokowany i zaczynał być załamany. Po wyjściu z budynku agencji, wsiadł do samochodu i pojechał prosto do Jeong Hui. Musiał się odnaleźć, przeanalizować sytuację, dowiedzieć się, co naprawdę stało się Lim Seung Kyu i wymyślić plan B.
Po drodze słuchał oficjalnych wiadomości, które zdominowane były – rzecz jasna – sprawą śmierci znanego aktora. Nagle wszystkie media i policja zaczęli mu współczuć i wychwalać jego osiągnięcia. A przecież od kilku miesięcy dosłownie pastwili się nad nim, bo z policji do mediów wyciekła wiadomość i toczącym się postępowaniu w związku z podejrzeniem o zażywanie substancji zabronionych. Wszyscy rzucili się na Lim Seung Kyu, jakby już zapadł wyrok i prześcigali się z spekulacjach na jego temat. Agencje pozrywały z nim umowy i domagały się za to rekompensaty. Stał się właściwie persona non grata w swoim środowisku i nie miał już szans na kolejne role.
Dlatego zbuntowany Gi Hoon zamierzał pozyskać go do swojego projektu, a ponieważ samodzielnie decydował o wszystkim, nie musiał nikogo prosić o pozwolenie. W nosie miał ewentualny bojkot swojego nowego serialu, bo nie robił go z myślą o ludziach podatnych na manipulacje i sensacje. Mocno wierzył, że są jeszcze w koreańskim społeczeństwie jednostki mądre, sprawiedliwe i wrażliwe na wartości. To dla nich kręcił swoje filmy, a ten miał być wyjątkowy.
Jakżeż teraz żałował, że nie skontaktował się z Lim Seung Kyu dzień, dwa, może trzy dni wcześniej… Kto wie, czy to by go nie uratowało…
– Gdyby miał po swojej stronie kogokolwiek… – myślał Gi Hoon – Gdyby wiedział, że jestem z nim i potrzebuję go… – Gi Hoon sięgnął po kieliszek. Siedział samotnie przy ladzie i nie miał ochoty z nikim rozmawiać – czuł, że nadciąga w jego kierunku wielka depresyjna chmura, której mógł nawet dać nazwę: „Za późno!” Brakowało mu młodszego hyunga, który był w zasadzie jedyną osobą, z jaką pił i dyskutował, gdy nachodziły go takie emocjonalne i mentalne doły. Dong Hoon nie zadawał głupich pytań, nie oceniał, nie krytykował. Umiał słuchać i – co najważniejsze – rozumiał go bez słów.
– Dlaczego nie zadzwoniłem do Lim Seung Kyu wcześniej? – Gi Hoon znowu zaczął się katować tą myślą – Dlaczego to jest takie ostateczne i nieodwracalne… Już nic nie mogę dla niego zrobić… Nic się już nie da naprawić… – nalewał sobie kolejne kieliszki soju, ale wyrzuty sumienia wciąż wypływały na wierzch.
Jeong Hui obserwowała go już od dłuższej chwili i była zaniepokojona aurą smutku, jaka emanowała od najmłodszego z braci Park. Jeszcze trochę i Gi Hoon spadnie z krzesła, a już na pewno nie dotrze do domu na własnych nogach. Dała znak dwóm chłopakom z sąsiedztwa, aby odprowadzili go do domu, ale to nie było takie proste. Gi Hoon domagał się kolejnej butelki, bo jak twierdził nie zalał jeszcze swojej winy.
Jeong Hui zatelefonowała do Sang Hoon, aby odebrał i odstawił swojego brata do domu, bo ten nikogo nie zamierzał słuchać.
Pojawił się po pół godzinie i razem z trzema innymi kumplami wcisnął całkiem pijanego i płaczącego Gi Hoon do samochodu. Zawiózł go do mieszkania Dong Hoon, aby nie denerwować matki. Wtaszczyli go z dużym trudem na górę. Najstarszy z braci został przy nim, a reszta wróciła do siebie. Zdjął z nieprzytomnego wreszcie brata wierzchnie ubrania i zapakował do łóżka. Zadzwonił do matki, aby nie czekała na niego, gdyż wezwali go pilnie na plan filmowy. Potem zadzwonił do żony i powiedział, że nie wróci na noc, bo ma ekstra dyżur przy Dong Hoon. Rozebrał się, umył i położył obok pijanego brata.
– Oj, będziesz miał jutro kaca, jak stąd do Jeju – westchnął ze współczuciem patrząc na śpiącego – i nie minęło kilka minut, jak sam spokojnie zasnął.
Kiedy Sang Hoon przyjechał na swój dyżur do szpitala i wszedł do sali brata, stanął jak wryty. Nie było tam, ani Dong Hoon, ani jego żony, którą właśnie miał zmienić. Nogi się pod nim ugięły, a spanikowany umysł podpowiadał najgorsze scenariusze przyczyny tego, co widział. Spanikowany poszedł do gabinetu pielęgniarek, bo dowiedzieć się, co się stało, ale kiedy miał już otwierać drzwi, winda, która była w pobliżu otworzyła się i wyszła z niech Yoon Hee.
– O! Cześć szwagier! – przywitała się z nim zupełnie swobodnie. Jednak, gdy dostrzegła jego bladą twarz i trzęsące się dłonie, zrozumiała, że przeraził go widok pustego łóżka brata, więc natychmiast go uspokoiła – Dong Hoon pojechał na pierwszą turę przeszczepów na twarzy – wyjaśniała – rano lekarze uznali, że warto sprawdzić, jak goją się jego rany i stwierdzili, że pora na pierwszy krok, bo jest dobrze.
Sang Hoon opierając się o ścianę plecami zjechał do pozycji siedzącej. To, co przed chwilą przeżył, przerosło go, a teraz siły, które cudem z siebie wykrzesał, nagle go opuściły i stracił panowanie nad swoim ciałem. Yoon Hee dostrzegła, że za chwilę – swoim zwyczajem – szwagier rozpłacze się, jak dziecko.
Podeszła do niego i usiadła obok na ziemi. Najpierw nic nie mówiła, tylko potrzymała go za rękę. Potem łagodnym głosem powiedziała:
– Już dobrze. Miałeś prawo źle to zinterpretować… Powinnam była cię uprzedzić… Ale wszystko potoczyło się naprawdę szybko i niespodziewanie… – tłumaczyła się, bo rzeczywiście zabrakło jej pod tym względem wyobraźni – Przepraszam… chodźmy do sali, to ci wszystko opowiem.
Podniosła się, stanęła naprzeciwko szwagra i wyciągnęła do niego dłoń, aby pomóc mu wstać. Sang Hoon skorzystał z tego i jeszcze na chwiejących się nogach wrócił do pozycji stojącej. Jak małe dziecko posłusznie poszedł za nią do sali.
Yoon Hee najpierw nalała mu do szklanki zimnej wody, a potem zaproponowała kawę, ktor tak lubił. Usiedli na sofie. Sang Hoon wreszcie wydobył z siebie głos:
– Myślałem, że mu się coś stało… Naprawdę… – mówił zachrypniętym ze wzruszenia głosem – Te kilka minut były chyba gorsze od tych, gdy dowiedziałem się o jego wypadku – dodał.
– Wiem – przyznała Yoon Hee – Bardzo cię przepraszam, że natychmiast nie przekazałam ci informacji, ale naprawdę z emocji straciłam poczucie czasu – tłumaczyła się – Siedziałam najpierw pod salą, gdzie go badali i gdzie trwały konsultacje w jego sprawie, a potem, jak przewieźli go do sali operacyjnej, utknęłam tam myśląc tylko o Dong Hoon. Kiedy spojrzałam na zegarek, przypomniałam sobie o tobie i natychmiast wróciłam, ale ty już zdążyłeś wszystko zobaczyć i się wystraszyć…
– Dlaczego musimy przez to przechodzić… – Sang Hoon wciąż był roztrzęsiony – Dlaczego to przytrafiło się właśnie jemu? Łe? Łe? – najwyraźniej nagromadzone emocje znajdowały ujście kierując go ku pierwotnemu wydarzeniu, z którym również się jeszcze nie uporał.
– Na to nie ma żadnej odpowiedzi – Yoon Hee mówiła jak najspokojniej – Wypadki po prostu się zdarzają…
– Ale dlaczego częściej zdarzają się dobrym ludziom? Łe? – Sang Hoon nie odpuszczał.
– Może dlatego, że oni wolą narazić siebie a nie innych? – Yoon Hee sama w tym momencie uświadomiła sobie, że tak właśnie często się dzieje. Dong Hoon nie wysłał na tę niespodziewaną kontrolę swoich pracowników, tylko pojechał sam biorąc ze sobą jedynie najmłodszego z nich, którego trzymał na dystans i za swoimi plecami, jak sobie słusznie wyobrażała, ale tego już na głos nie wypowiedziała – Nasz Dong Hoon jest właśnie takim człowiekiem… – podsumowała.
– Co oni mu właściwie dzisiaj zrobią? – wreszcie zadał bardziej konkretne pytanie.
– Podobno jakimiś sposobami poprawią ruchomość szyi, ale jeszcze dokładnie mi tego nie wyjaśnili. Zapytamy, jak Dong Hoon wróci – stwierdziła – Czy poradzisz już sobie, bo ja muszę lecieć do Ji Seok? – zapytała uważnie oceniając, czy szwagier już jako tako się pozbierał.
– Ka! – usłyszała – Idź! Poradzę sobie i poczekam tu na niego – sięgnął po filiżankę z kawą.
– Jakby coś się działo, natychmiast zadzwoń – poprosiła zabierając torebkę i żakiet z sofy.
– Jasne – brzmiała odpowiedź.
– To ja wychodzę. Trzymaj się!
Yoon Hee wyszła dość niepewnie, ale nie miała wyboru. Od wypadku Dong Hoon zakres jej obowiązków znacznie się powiększył i brakowało jej czasu na takie niespodziewane sytuacje, jak ta z roztrzęsionym szwagrem. W samochodzie wybrała jeszcze numer do Gi Hoon, zreferowała mu, co się stało oraz doradziła, aby ktoś dołączył do Sang Hoon, bo jest bardzo poruszony.
Późnym wieczorem na swój dyżur zjawiła się Ji An. Tym razem zmieniała najmłodszego z braci, który jeszcze zanim dotarła do szpitala zadzwonił do niej, by poinformować o tym, co dziś wydarzyło się. Nie chciał, by także i ona przeżyła kolejny wstrząs, wchodząc do Sali Dong Hoon. Ale okazało się, że szwagierka ja już uprzedziła i dziewczyna była gotowa psychicznie na te niby małe, a jednak dla nich wszystkich, wielkie zmiany.
Dong Hoon był jeszcze uśpiony, bo w pewnym sensie odnowiono jego częściowo zagojone rany, jednak już z daleka widać było zmiany w opatrunkach. Zwłaszcza dłonie były już prawie całkiem odsłonięte, co na bliskich robiło ogromne wrażenie. Mogli zobaczyć skalę poparzeń i zmian na skórze i mogli wyobrazić sobie ból, jakiego doznał podczas wybuchu, a potem podczas gojenia się ran. Z drugiej strony to, że zdjęto mu już bandaże na rękach napawało optymizmem i było dowodem, że wszystko zmierza ku lepszemu.
Ji An, jak zwykle, zapukała delikatnie do drzwi i weszła na zaproszenie Gu Hoon.
– O jesteś! – przywitał ją z nutą sympatii
– Dobry wieczór! – Ji An nawet na niego nie spojrzała, bo od wejścia magnetycznie wpatrywała się w śpiącego Dong Hoon.
– No! Hyung robi postępy, jak wiesz – Gi Hoon podszedł razem z nią do łóżka – zobacz, ma odsłonięte dłonie i trochę większe otwory na oczach i ustach.
Ji An nie odpowiadała. Stała bez ruchu i nad czymś intensywnie myślała. Gi Hoon poczuł potrzebę zagadania tej niezręczności i przekazywał jej skróconą wersję dzisiejszych wydarzeń. Łącznie z tym, jak bardzo wystraszył się starszy hyung, kiedy tu przyszedł i zobaczył puste łóżko. Jednak na niej to jakby nie robiło wrażenia. Odpłynęła w swoje myśli. Gi Hoon cofnął się i z zainteresowaniem reżysera obserwował reakcję dziewczyny.
– Hmm – mruknął po swojemu – ona naprawdę jest oryginalna – pomyślał – taka szczera w swoim zachowaniu. Nic nie robi na pokaz, a jednocześnie wszystko w sobie kontroluje. Lubił analizować jej ruchy, spojrzenia, słowa i sposób, jaki je wypowiadała. Zamierzał to wykorzystać do kreowania jednej z najważniejszych postaci swojego nowego projektu.
– Ji An – odezwał się w końcu do niej.
– Tak? – o dziwo, słyszała go.
– Poradzisz sobie? – zapytał całkiem serio.
– Tak, proszę się nie martwić – zapewniała.
– Hyung jest jeszcze na środkach usypiających i lekarze nie potrafią dobrze określić, kiedy zacznie odzyskiwać świadomość. Wtedy może odczuwać ból i konieczne będzie ich wsparcie – mówił jej to intensywnie przyglądając się jej reakcjom, zwłaszcza niewerbalnej, bardzo wysublimowanej mikroekspresji Ji An, która go fascynowała.
– Będę o tym pamiętać i jak się obudzi powiadomię lekarzy – mówiła spokojnie i pewnie.
– W takim razie ja się zrywam – Gi Hoon pozbierał swoje szpargały reżyserskie i zamknął laptopa – spokojnej nocy Ji An! – powiedział wychodząc z sali.
– Dobranoc! – odpowiedziała kłaniając się, ale on już tego ani nie usłyszał, ani nie zobaczył.
Zostali sami. Nareszcie.
Ji An się trochę rozluźniła, kiedy przestała czuć na sobie baczne spojrzenie najmłodszego z braci, który sobie nie zdawał sprawy, że ona doskonale wiedziała, jak pilnie ją obserwuje. Właściwie nic nie robiła, aby cokolwiek udawać, ale podświadomie kontrolowała się i usztywniała. Wciąż nie była pewna tego, co on wie, co on myśli i jakie są jego intencje, jeśli chodzi o nią i jej relacje z ahjussim.
Nachyliła się nad Dong Hoon i wsłuchiwała się w tak dobrze znany oddech. Delikatnie dotknęła odsłoniętej dłoni, której gojąca się skóra była pomarszczona i szorstka.
– Ahjussi – wyszeptała – czy to bardzo boli? – i dwie duże łzy spłynęły po jej policzkach, a potem na łóżko śpiącego.
Siedziała przy nim aż do rana. Nie pamięta, kiedy zasnęła z głową opartą o brzeg łóżka i jedną ręką położoną na dłoni Dong Hoon. Kiedy się ocknęła odrętwiała, spostrzegła, że to jego dłoń czule przykrywa jej własną. Podniosła głowę i zobaczyła wpatrujące się w siebie oczy Dong Hoon. Była pewna, że się lekko uśmiechają.
– Anjo! – usłyszała chrapliwe przywitanie.
– Ahjussi! Od kiedy nie śpisz? Nic cię nie boli? Muszę powiadomić lekarzy – była wściekłą na siebie, że tak nawaliła.
– Spokojnie, Ji An – powiedział cichym głosem – już tu byli. Wszystko jest dobrze – uspokajał zdenerwowaną opiekunkę.
– Jak mogłam tak mocno zasnąć? – Ji An wstydziła się i wściekała jednocześnie – Przepraszam! Bardzo przepraszam!
– Przestań – poprosił – chciał jej powiedzieć coś bardzo ważnego, ale nie wtedy, gdy była taka poruszona. Przytrzymał więc jej dłoń dając znak, by usiadła na krześle obok.
Usiadła posłusznie, ale wstydziła się spojrzeć mu w oczy. Siedzieli więc dość długą chwilę w milczeniu tak, że słychać było tylko pikanie pozostałej wciąż aparatury szpitalnej.
– To ja pójdę porozmawiać z lekarzami – Ji An chciała wstać, ale Dong Hoon potrzymał ją już całkiem silnym uściskiem. Pozostała więc przy jego łóżku wciąż trochę roztrzęsiona.
Dong Hoon nie spieszył się. Pogłaskał jej dłoń, a potem podniósł ją lekko i złapał w obie swoje ręce. Ji An patrzyła na to z niedowierzaniem. Wreszcie odważyła się spojrzeć w jego oczy. Były załzawione.
– Ahjussi, czy coś ciebie boli? Dlaczego płaczesz? – zapytała zakłopotana.
– Ji An – starał się mówić, jak najciszej, aby nie zmęczyć wciąż obolałych strun głosowych i gardła – Ji An – ja bardzo chciałem przyjść na nasze umówione spotkanie… Bardzo się cieszyłem…
– To nie jest teraz ważne – Ji An zaoponowała.
– Jest ważne… Pewnie było ci przykro… Może się nawet wystraszyłaś… – przerwał na chwilę, by dać sobie odpocząć, ale cały czas ściskał obiema dłońmi jej rękę.
Lee Ji An była tak zszokowana tym, co działo się tego poranka, że całkiem zamilkła i już nie sprzeciwiała się poczynaniom Dong Hoon.
– Chciałem wtedy powiedzieć ci coś bardzo ważnego… – kontynuował już znacznie poważniejszym tonem, ale znowu zrobił długą pauzę szukając odpowiednich słów – Widzisz… Ja bardzo tęskniłem za tobą…i bardzo chciałem cię znowu zobaczyć… Chciałem ci powiedzieć… – spojrzał na nią z bólem w oczach – eee teraz to już nie ma znaczenia… – nagle zmienił swój ton, puścił dłoń Ji An i odwrócił głowę w drugą stronę.
Ji An i tak dostrzegła, że zaczął płakać. Podniosła się, jak oparzona, złapała papierową chusteczkę i podeszła do niego od drugiej strony, by otrzeć mu łzy, które wpływały pod bandaże.
– Ahjussi! – nachyliła się i delikatnie otarła jego oczy – Czy ty myślisz, że ja nie wiem, co chciałeś i chcesz mi powiedzieć? – spojrzała mu prosto w oczy – Naprawdę?
Dong Hoon wytrzymał to jej surowe spojrzenie i widać było, że waży kolejne słowa, jakie chce jej przekazać, ale Ji An go uprzedziła.
– Chciałeś mi powiedzieć, że odejdziesz od żony, bo syn już jest wystarczająco dojrzały, że pozostaje jeszcze kwestia twojej mamy, której nie chcesz martwić rozwodem. Chciałeś mi powiedzieć, że beze mnie nie byłeś i nie będziesz szczęśliwy… – mówiła, jak nakręcona – i wreszcie chciałeś sprawdzić, jakie są moje plany i uczucia – skończyła wracając na właściwą stronę łóżka odprowadzana otępiałym z wrażenia wzrokiem Dong Hoon. Stanęła nad nim i tym swoim upartym spojrzeniem dopowiedziała całą resztę.
Chyba zrozumiał, bo w jego oczach pojawiły się ogniki nadziei. Jeszcze przesłonięte mgłą wzruszenia, ale już coraz wyraźniejsze. Znowu złapał jej rękę.
– Ji An – chciał coś powiedzieć, ale ona znowu mu przerwała.
– Tak, wciąż cię lubię, ahjussi… – wypaliła – ustawiłeś poprzeczkę tak wysoko, że nie znalazł się żaden mężczyzna, który by mnie poruszył choćby trochę – dodała – Nie, nie byłam w pełni szczęśliwa, bo to jest niemożliwe bez ciebie – jej prostolinijność znowu powalała – Nie przeszkadzają mi twoje rany, zmieniony wygląd i głos, twój wiek i skomplikowana sytuacja – ciągnęła bezlitośnie szczerze – chce być tylko blisko ciebie, bo inaczej nie będę szczęśliwa… – o! zrobiła krótką pauzę i spojrzała surowo na Dong Hoon – i myślę, że ty nie będziesz szczęśliwy beze mnie – zakończyła stanowczym tonem, co było dość nowe w jej osobowości.
Dong Hoon został zdemaskowany i rozłożony na czynniki pierwsze. Ta mała osóbka naprawdę była niebezpieczna w swojej umiejętności obserwacji, intuicji, logiki i wyciągania wniosków. Oto wyrecytowała niemal wszystko, co chciał jej wówczas powiedzieć na spotkaniu, na które nie dotarł i co chciał przed chwilą jej zasygnalizować. Ona to już wiedziała…
Zamknął na chwilę oczy, by złapać równowagę. Ji An natomiast opadła na krzesło i też usiłowała się opanować. Sytuacja zaczynała trochę wymykać się spod kontroli, a przecież jej ahjussi wciąż był w ciężkim stanie i nie należało go niczym szokować. Przestraszyła się swojej szczerej reakcji. Tym bardziej, że Dong Hoon zamknął oczy i zamilkł. Nie wiedziała, jak to zinterpretować, więc siedziała cicho i czekała, co będzie dalej.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka, by sprawdzić parametry i samopoczucie pacjenta. To pomogło im choć trochę zdystansować się do tego, co się właśnie wydarzyło. Ji An odeszła od łóżka i poszła do łazienki, a Dong Hoon odpowiadał na pytania pielęgniarki. Kiedy wyszła, Ji an znowu podeszła do łóżka, stanęła nad nim i łagodnie wpatrywała się w otwarte już oczy swojego ahjussi.
– Przepraszam – odezwała się ponownie – chyba przesadziłam…
– Ji An – jego głos, choć odmieniony i zachrypnięty był wyraźnie wzruszony – nie wiem, co ci powiedzieć… chyba nawet nie muszę… ty wszystko o mnie wiesz… od dawna… Dziwi mnie tylko to, że… – szukał właściwych słów – że mnie obdarzyłaś uczuciem… dawniej… – znowu się zastanawiał – i z tego, co przed chwilą powiedziałaś rozumiem, że wciąż nie jestem ci obojętny… To jest dla mnie tak niepojęte… tak cenne…
– Ahjussi – przerwała mu – przestań tyle mówić! – będziesz w lepszej kondycji, to sobie pogadamy… Przy piwie i soju, jak dawniej – starała się nadać atmosferze lżejszego kalibru – To, co powiedziałam przed chwilą miało cię uspokoić, że się na ciebie nie gniewam i nie szokuje mnie twój wygląd, bo pewnie dużo o tym myślałeś. O reszcie porozmawiamy kiedy indziej, o?
– Yymm! – brzmiała krótka odpowiedź.
– No to sobie wyjaśniliśmy co nieco – skwitowała.
– Ji An? – Dong Hoon jednak chciał coś jeszcze.
– Tak?
– Czy mogłabyś znowu… – spojrzał na nią niepewnie – czy mogłabyś znowu zainstalować w moim telefonie podsłuch? – wypalił niespodziewanie.
– Łe?! – jednak nawet Ji An można było czasem mocno zaskoczyć.
– Chcę do ciebie mówić, jak będziesz daleko… i chcę wiedzieć, że mnie słyszysz… – wpatrywał się w nią uparcie – Nie chcesz? Jeśli nie chcesz, to przepraszam…
– Ahjussi, w sumie to doskonały pomysł! – Ji An była zdziwiona, że sama na to nie wpadła – Ale naprawdę mogę? – teraz ona miała skrupuły.
– Proszę…
Ji An miała wrażenie, że oczy ahjussi się uśmiechały.
– OK! Zróbmy tak. Teraz?
– Jeśli możesz…
– A masz tu gdzieś swój telefon? – zapytała rozglądając się.
– Jest w szufladzie… Jeszcze z niego nie korzystałem – teraz uśmiechną się nawet ustami.
Ji An wyjęła smartfona i szybko zainstalowała aplikację. Przypomniała sobie, jak robiła to kiedyś w tłoku w metrze w niecnych celach i ona też się uśmiechnęła. Potem włączyła tę aplikację na swoim i zademonstrowała Dong Hoon, że działa mówiąc do mikrofonu jego telefonu i odsłuchując na swoim.
– Mam cię znowu pod kontrolą – skwitowała zadowolona.
Dong Hoon podniósł dłoń z kciukiem do góry. Wyglądał na bardzo zadowolonego.
– Połóż mi telefon na wierzchu szafki – poprosił.
– Sie robi, szefie!
Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że zaraz powinien pojawić się na swoją zmianę Gi Hoon. Była podwójnie zadowolona, bo ciężki kaliber sytuacyjny został opanowany, a ona znowu będzie mogła wsłuchiwać się w oddech i rozmowy swojego ahjussi. Tym razem już nie było jej tak bardzo ciężko wychodzić z sali, co spostrzegawczy Gi Hoon natychmiast wyhaczył i podejrzliwie zlustrował zarówno swojego brata, jak i wychodzącą dziewczynę.
Jak widzicie nasz Dong Hoon ma się coraz lepiej. Pewnie gdyby nie rany i bandaże, na które wciąż był skazany, już dawno kombinowałby z opuszczeniem szpitala. Jednak ubytek skóry i czas, jaki jest potrzebny na gojenie się oraz czekające go przeszczepy i operacje plastyczne, skutecznie zatrzymywały go w tej sali. Prosił wszystkich swoich opiekunów, aby przestali już doglądać go przez 24 godziny na dobę tłumacząc, że już mu nic nie grozi, a oni maja dużo swojej pracy. Jednak nikt nie chciał go posłuchać. I tak grafik dyżurów, z małymi przesunięciami od czasu do czasu, wciąż był aktualny.
Dziś na noc pojawiła się jego mama. Oczywiście z torbami jedzenia dla niego i dyżurujących. Kiedy wszystko rozpakowała i poukładała część w lodówce, siadła przy nim i głaszcząc go po ręce, mówiła:
– Jak będziesz głodny, powiedz mi. Zrobiłam dla ciebie różne potrawy, które już pozwolono ci przełykać. Arrasso? – zapytała stanowczo.
– Arrasso, omma! – usłyszała cichą zgodę i poczuła, jak syn ściska jej dłoń.
– Och, synku, jak ja się cieszę, że już trochę mówisz, że ruszasz rękoma.
Dong Hoon chciał się do niej uśmiechnąć, jednak okolice ust wciąż były obolałe i zamiast jego uroczego kiedyś uśmiechu, pojawiał się dziwny grymas w dodatku w dużej części zasłonięty jeszcze bandażami. Ale matka i tak go dostrzegła. Podniosła się i pogłaskała go po zabandażowanych wciąż policzkach, po czym usiadła znowu na krześle. Spostrzegła, że syn wygląda na sennego, więc już się nie odzywała. Po chwili wstała i zgasiła górne światło pozostawiając tylko dwie małe lampki na szafce koło łóżka i przy sofie. Poprawiła posłanie Dong Hoon i poukładała rzeczy na szafce. Zauważyła, że wyciągnął z szuflady swój telefon i trzymał go na wierzchu, co też ją ucieszyło, bo oznaczało, że sprawy mają się coraz lepiej. Po kilku minutach usłyszała miarowy oddech syna, więc odeszła dalej i usiadła na sofie. Była zmęczona, więc co jakiś czas popadała w drzemkę, ale mimo to nie położyła się, tylko okryła pledem i czuwała na siedząco.
W pewnym momencie obudziła się słysząc, że Dong Hoon wierci się niespokojnie, jakby czegoś się obawiał.
– Biedactwo – pomyślała – pewnie teraz miewa koszmary – Wybudziła się całkowicie i obserwowała go, aby ewentualnie wezwać pomoc, gdyby uznała to za stosowne.
Jednak Dong Hoon po chwili uspokoił się, ale zaczął coś mamrotać. Matka podeszła bliżej, bo myślała, ze chce jej coś powiedzieć, ale zobaczyła, że Dong Hoon cały czas śpi.
– Ji An… – usłyszała nieznane sobie imię – Ji An… przepraszam… nie mogłem przyjść… nie gniewaj się – syn najwyraźniej zwracał się do jakiejś kobiety.
Usiadła znowu przy jego łóżku trochę zdziwiona jego niespokojnym snem.
– Tak ładnie teraz wyglądasz… – Dong Hoon – kontynuował swoją rozmowę z kimś zupełnie obcym dla niej – jak pięknie się umiesz uśmiechać… Jesteś wreszcie szczęśliwa, Ji An – i znowu to imię. Matka była tak zdziwiona, że całe zmęczenie i senność już zupełnie ją opuściły. Wsłuchiwała się w syna, jakby to był ktoś obcy, ktoś, kogo mało znała.
Dong Hoon jednak przestał mówić przez sen i spał już spokojnie do samego rana. Kiedy się obudził, mama krzątała się przy lodówce zastanawiając się, co może zaproponować synowi na śniadanie. Ani słowem nie pisnęła na temat jego nocnych majaczeń. Zamierzała jednak przy najbliższej okazji wypytać o jakąś Ji An jego braci. Intuicja podpowiadała jej, że to nie jest jakiś mało ważny sen.
Ji An w drodze do pracy, kiedy usłyszała, że Dong Hoon ponownie zasnął, odsłuchała, co działo się w nocy. Już prawie dojeżdżała do właściwej stacji metra, kiedy na nagraniu pojawił się najpierw niespokojny oddech ahjussi, potem dziwne szmery i odgłosy trzeszczącego łóżka, a potem szuranie stóp i szepty jego mamy, która najwyraźniej podeszła do syna. Zaraz potem usłyszała swoje imię wymawiane przez Dong Hoon, co ją bardzo zdziwiło.
– Woła mnie przy swojej mamie? – ale już po chwili zrozumiała, że on woła ją przez sen i że przez sen ją znowu przeprasza, bo nie pojawił się na umówionym spotkaniu.
Ji An podkręciła głośność, aby lepiej słyszeć podczas chaosu wysiadania i wychodzenia z metra. Bardzo zaniepokoiła ją reakcja mamy Dong Hoon, która do tej pory chyba w ogóle nie wiedziała o jej istnieniu. Ona sama znała ją tylko z opowiadań i dawnych nagrań z podsłuchu. Zdawała sobie sprawę, że ta starsza pani cieszy się dużym autorytetem, szacunkiem, a przede wszystkim oddaną miłością wszystkich swoich synów. Jeśli więc do tej pory żaden z nich nie wyjawił jej istnienia kogoś takiego, jak ona, to na pewno mieli ku temu powód. Zresztą nie trudno było odgadnąć, jaki. Nie chcieli martwić matki, ani zdradą Yoon Hee, ani pojawieniem się w życiu Dong Hoon innej młodej kobiety, która stawała się dla niego coraz ważniejsza.
Ji An zastanawiała się, kiedy te nocne majaczenia Dong Hoon wyjdą na jaw i jego mama zapyta braci, kim ona jest.
– Jakby tu uprzedzić Gi Hoon, że mogą znaleźć się w niezręcznej sytuacji? – zastanawiała się – Przecież nie mogę im powiedzieć, że mam zainstalowany podsłuch…
Postanowiła zaryzykować i wysłać sms do Dong Hoon:
„Ahjussi, w nocy mówiłeś przez sen i wołałeś mnie po imieniu. Myślę, że twoja mama to słyszała. Chciałam Cię tylko o tym uprzedzić. Skasuj sms po odczytaniu.”
Najwyraźniej nie mógł go odczytać od razu, bo odezwał się do niej gdzieś po pół godzinie:
– Ji An… – usłyszała słuchając go na żywo – Nie martw się. Uprzedzę braci i żonę, więc coś wymyślą. Pora, aby moja mama powoli zapoznała się z całą sytuacją, bo gdyby coś wypłynęło niespodziewanie i poza kontrolą, będzie jeszcze gorzej. Nie martw się, proszę. Kończę, bo szwagierka wraca do mnie z łazienki.
Nikt nie domyślał się nawet, dlaczego Dong Hoon już od wielu godzin miał taki dobry nastrój. Nawet ekipa medyczna była pod wrażeniem jego pozytywnego nastawienia i spokojnego znoszenia bólu i innych niedogodności. Wszyscy byli z tego bardzo zadowoleni, ponieważ dobre nastawienie i optymizm jest kluczowy w regeneracji i powrocie do zdrowia.
Ae Ryun, która właśnie miała przy nim dyżur, kiedy zobaczyła jego radosne spojrzenie, skwitowała:
– No szwagier, następnym razem, jak przyjdę, to pewnie będziesz już, jak dawniej popijał z braćmi, co?
– Z tobą też – brzmiała dowcipna odpowiedź, na którą żona Sang Hoon tylko pokiwała z niedowierzaniem głową i się roześmiała.
– OK, to jesteśmy umówieni – podeszła do szafki i zaczęła z niej zbierać niepotrzebne drobiazgi – A co ty już nawet z telefonu korzystasz? – podniosła jego smartfona i wytarła blat pod nią.
Dong Hoon chciał kątem oka podejrzeć, czy jego gorącej linii z Ji An nic nie zagraża, ale bandaże na twarzy jeszcze mu na to nie pozwalały niestety. Na szczęście szwagierka tylko poukładała na szafce kilka drobiazgów, zabrała brudną szklankę i talerzy i odświeżyła całą powierzchnię wilgotną chusteczką.
– Dziękuję – usłyszała chrapliwy i trochę obcy głos, do którego jeszcze nie przywykła.
– Drobiazg – skwitowała – nie chcesz się czegoś napić, albo cos przekąsić? – zapytała.
– Chętnie się napiję… kawy – zażartował Dong Hoon, któremu jeszcze nie wolno było pić takich wyskokowych napojów.
– No proszę, nawet żarciki się tobie sypią – Ae Ryun przyniosła sok z mango i podała przez specjalną rurkę – grzeczny chłopiec – pochwaliła go z przekąsem.
To wszystko Ji An słyszała na żywo, bo w pracy akurat nie robiła nic wymagającego pilnej uwagi.
– Gdyby oni tylko wiedzieli, skąd ahjussi ma taki dobry nastrój… – pomyślała. Z resztą ona również była radośniejsza, odkąd znowu miała go na podsłuchu i to legalnym tym razem.