k-drama.pl

Drugiego sezonu już nie będzie

Ale jest ta kontynuacja!
Edit Content

Kilka dni po niespodziewanym, ale ważnym dla niej spotkaniu Park Dong Hoon w kawiarni, Lee Ji An zebrała się wreszcie na odwagę i wysłała do niego sms’a:

„Jestem głodna! Kup mi coś do jedzenia!”

Odczekała kilka sekund i wysłała kolejnego:

„ Żartuję 😊 To ja kupię ci coś drogiego do jedzenia!”

To już nie była ta sama, zamknięta w sobie dziewczyna. Dziś nikt już by nie uwierzył, jak bardzo była kiedyś wycofana, nieufna i zdołowana. Jej pracodawcy i współpracownicy doceniali inteligencje Ji An, jej świetną organizację, kreatywność i życzliwe nastawienie do innych! Tak, tak, nie pomyliłam się, nasza ‘dzikuska’ była uznawana za miłą i – uwaga! – pogodną osobę. Widzieliście przecież, jak jasno i modnie była ubrana podczas tego przypadkowego spotkania z Dong Hoon. On sam na jej widok nie potrafił ukryć ogromnego wrażenia, jakie na nim zrobiła. Pamiętacie? No właśnie. Ale wróćmy do sms’ów.

Dong Hoon był akurat na spotkaniu biznesowym, kiedy nadeszło pierwsze powiadomienie o nadesłanej wiadomości. Telefon leżał obok dokumentów, które omawiał z klientem, więc tylko zerknął na wyświetlacz i… zatkało go! Miał wrażenie, że w jednej chwili cofnął się o kilka lat. Stracił wątek rozmowy i zaczął coś dukać do rozmówcy. Kiedy dotarł drugi sms i jego treść mignęła mu przed oczami, został całkowicie wybity z tematu, co w jego przypadku nigdy się nie zdarzało. Przeprosił klienta informując, że musi natychmiast pójść do toalety.

Niby już ją widział… i rozmawiał z nią, a jednak te dwa sms’y tak bardzo go poruszyły, że nie mógł zebrać myśli. Wpatrywał się w telefon kilka minut, a przez jego głowę przelatywały tak drogie mu wspomnienia. Dobrze, ze w toalecie akurat nikogo nie było, bo, gdy spojrzał w lustro, zobaczył w swoich oczach łzy, a dłoń z telefonem wyraźnie mu drżała.

– Co się ze mną dzieje? – wypowiedział na głos i aż sam się wystraszył. – Przecież to nic wielkiego? Po prostu spotkam się nią, pogadamy, powspominamy… – łudził samego siebie.

Wreszcie zorientował się, że trochę czasu upłynęło i Lee Ji An z pewnością czeka na jego odpowiedź.

– Gdzie i kiedy się spotkamy? – kliknął i wysłał nadal stojąc zupełnie rozbity. – Mam spotkanie. Zatelefonuję do ciebie później. – dorzucił, jak ona, drugi sms.

Obmył twarz chłodną wodą, przeczesał dłonią włosy, wyprostował się i starał się wrócić do klienta z pewną miną. Jednak drżenie w jego wnętrzu nie odpuszczało.

Kiedy Ji An odczytała obie jego wiadomości, zaczęła się zastanawiać, dokąd go zaprosić. Ofert było mnóstwo, jak to w Seulu, ale długo nie mogła się zdecydować. Nie, nie chciała mu ani zaimponować, ani go zaskoczyć. Chciała, żeby to było przyjazne, ciche miejsce z drogim, ale smacznym jedzeniem. Korciło ją bardzo, aby wrócić z nim znowu do Hoogye. Przeszukała internet i w końcu, dzięki wielu pozytywnym rekomendacjom i zdjęciom, które jej się spodobały, wybrała nieznaną sobie restaurację (najwyraźniej nową) „Wrócisz Tu!”. Zaintrygowała i spodobała się ta nietypowa nazwa. Wysłała więc jej lokalizację do Dong Hoon’a i zapytała, kiedy będzie miał czas na ich spotkanie.

Kiedy ten odebrał wiadomość był po spotkaniu i właśnie miał wychodzić z biura swojej firmy. I bum! Kolejny raz został znokautowany. Restauracja, do której chciała zaprosić go Lee Ji An była dosłownie naprzeciwko domu, w którym mieszkał od kilku miesięcy.

– Zrobiła wywiad i dowiedziała się, gdzie mieszkam? – zastanawiał się, bo to było do niej podobne – Eee, niemożliwe… – przekonywał sam siebie. Sam lubił się tam stołować, bo jedzenie było naprawdę pyszne. – Widziała mnie tam? – jego umysł cały czas pracował – Eee, niemożliwe… To na pewno jest przypadek. – ale wciąż trudno mu było uwierzyć w taki zbieg okoliczności.

– Mam wolne popołudnie w najbliższą sobotę. Zaproponuj kiedy. – odpisał.

Ji An się ucieszyła, bo mimo bliskiego terminu udało jej się zarezerwować stoli dla dwojga i… nie musiała długo czekać na spotkanie, sobota była już za dwa dni.

– 15.17, restauracja „Wrócisz Tu!”, stolik na moje nazwisko – dodała gifa z eleganckim posiłkiem i kliknęła „wyślij”.

– 15.17? Co to za godzina? – zdziwił się już nie po raz pierwszy tego dnia Dong Hoon. – Może po prostu źle trafiła palcem – pomyślał.

– Może być. To jesteśmy umówieni – odpisał z windy. Patrzył znowu na swoją twarz w lustrze i nie poznawał jej z tym wyrazem tkliwości, wzruszenia i nadziei. Co się ze mną dzieje? Chłopie! To tylko miłe spotkanie po latach. Tak, jak się kiedyś z nią umawialiście… To nic takiego. Nic takiego! – nie zauważył, że ostatnie zdanie wypowiedział na głos wychodząc z windy. W ogóle mało widział odkąd dostał jej pierwszy sms.

Edit Content

Wszystko w ostatnich dniach toczyło się tak szybko, jakby ktoś podkręcił prędkość przeglądania filmu. Wcześniej, kiedy Lee Ji An przeniosła się do Busan, a Park Dong Hoon odszedł z korporacji i założył własną firmę, czas był bezlitośnie ospały. Rozstanie bolało, niczym wyrwa w sercu, której nie sposób było czymkolwiek zastąpić. Życie toczyło się niby normalnie, ale okrutnie wolno.

Dla Dong Hoon była to praca, rodzina, Hoogye, praca, rodzina, Hoogye, praca… Dla Ji An otworzył się nowy świat, nowi ludzie, nowe możliwości. Zewnętrzne życie pojaśniało i nabrało sensu. Wiosna i inne pory roku zaczęły się jej podobać, ale w środku ciągle czegoś jej brakowało. A może powinnam być szczera i napisać, że kogoś jej brakowało? Nawet mi jest trudno przyznać się do tej wewnętrznej prawdy, więc wyobraź sobie, jak im było ciężko się z tym pogodzić…

Znasz to? Kiedy pustkę w sercu zakopujesz codziennością, rutyną, hałasem świata. Uciekasz tak bardzo, bo masz już dość bólu utraty, tęsknoty, złudzeń. Chcesz o tym zapomnieć, więc zatracasz się w szalonym wirze tego, co wnosi każdy dzień i usilnie się na tym koncentrujesz.

Ale tak dzieje się tylko do czasu… Tylko do momentu, kiedy przekorne życie postawi cię w sytuacji, w której cała nagromadzona sceneria, maski, rekwizyty opadną, a wyrwa w sercu będzie widoczna w całej swej okazałości, ba! Zobaczysz, że jest jeszcze większa i bardziej bolesna! Znasz to?

Jeśli tak, to dobrze rozumiesz, co się naprawdę wydarzyło podczas tego z pozoru mało znaczącego spotkania Ji An i Dong Hoon, doładowanego jeszcze krótką wymianą sms’ów i perspektywą bliskiego spotkania. Opadły z nich skrzętnie uformowane zabezpieczenia i znowu stali się bezbronni wobec prawdy własnych uczuć i pragnień.

Myślisz, że coś z tego będzie? Ja sama jeszcze nie wiem… Musimy poczekać na dalszy ciąg wydarzeń.

Edit Content

Stał przy oknie i z góry patrzył na wejście oraz przeszkloną salę restauracji „Wrócisz Tu!”. Myśli przeskakiwały ze wspomnień do wyobrażeń sobotniego spotkania i ponownie do wspomnień. Stracił poczucie czasu, ale dzisiaj już nikt na niego nie czekał. Nie poszedł ani na obiad ze swoimi przyjaciółmi z firmy, ani na picie z braćmi u Jeong Hee (a jakże!). Nie miał nastroju, aby dziś z kimkolwiek rozmawiać. Wolał w ciszy zastanowić się nad ewentualna strategią spotkania z Lee Ji An. Czuł przez skórę, że to będzie punkt zwrotny w jego życiu, choć tego wrażenia nawet w myślach nie śmiał werbalizować.

Jego nowe, dość już poukładane życie znowu drżało w posadach, a Dong Hoon bardzo chciał je nadal kontrolować. Z takim trudem osiągnięta równowaga i stabilizacja mogła być zagrożona w obliczu napływającej fali starych i nowych uczuć, nadziei i pragnień. Zwłaszcza tych najgłębszych, zakopywanych mozolnie przez ostatnie lata.

– Mam tam pójść wcześniej i poczekać, czy lepiej wejść punktualnie, a może nawet z lekkim poślizgiem? – zastanawiał się.

Każda z tych opcji była w jego sytuacji prosta do realizacji. Jednak nie był pewien, która była optymalna. Jeśli pojawi się przed Ji An, będzie to demaskowało jego niecierpliwość. Gdy przyjdzie  się punktualnie, poczuje się jak sztywniak i formalista, a lekkie spóźnienie się zupełnie nie było w jego stylu.

– Od kiedy stałem się taki skrupulatny? – złapał się na mało przyjemnej samocenie. – Już same kombinacje w związku z tym spotkaniem były dla tego, już prawie pięćdziesięcioletniego mężczyzny, żenujące. – Dobrze, że nikomu nie muszę o tym mówić – spojrzał na swoje odbicie w oknie, bo już znacznie pociemniało. – Dlaczego się tak przejmuję i tak… i tak… to przeżywam? – przez chwilę nie umiał nawet nazwać swojego stanu.

Odszedł od okna, usiadł na sofie i włączył telewizor, ale – oczywiście – ani nic nie słyszał, ani nie widział. Myśli i uczucia nadal się w nim kotłowały, jakby zupełnie zerwały się ze smyczy.

– Oj, kiepsko to widzę – kliknął na pilota wyłączając telewizor. – Może jednak lepiej było pójść do Jeong Hee i napić się z braćmi i kolegami? Przecież ja dzisiaj chyba nie zasnę! Niech mnie ktoś wyłączy! – Zaczynał naprawdę panikować. – żeby taki dojrzały facet, jak ja drżał na myśl o spotkaniu z młodą kobietą! Chyba hyong miał rację, kiedy mówił, że my, trzej bracia, mamy bardzo małe doświadczenie z kobietami… Dopiero teraz to zrozumiałem.

Postanowił, że przejdzie się trochę, a może nawet pobiega, aby zmęczyć ciało i zagłuszyć dominujące nad nim emocje.

Edit Content

Chcecie wiedzieć, co w tym czasie działo się w głowie i sercu Lee Ji An? Jasne, że chcecie!

Trzeba przyznać, że u niej wszystko wyglądało znacznie prościej. Przecież wciąż była młodą kobietą, przed którą życie było otwarte. Zwłaszcza po jej przełomie i kilkuletniej metamorfozie. Ji An stała się pewna siebie i swoich możliwości, przestała obawiać się ludzi, nie brakowało jej ani na mieszkanie, na buty, czy na jedzenie, ba! Mogła nawet sporo oszczędzać, bo zarabiała znacznie więcej, niż wtedy, gdy zmywała gary po pracy w korporacji. Nikt już jej nie zabierał zarobionych pieniędzy i nikt nie wchodził nieproszony w jej przestrzeń, do jej mieszkania i do jej życia.

Jedyne, co się nie zmieniło. To głęboka więź, jaką wciąż odczuwała wobec swoje ajhussi. Nie oglądała się za przystojniakami, którzy coraz liczniej kręcili się wokół niej. Nie chodziła na randki w ciemno, ani inne aranżowane tego typu spotkania. Jej wymagania były tak wywindowane przez Dong Hoon, że jeszcze nie znalazł się nikt taki, który by spełniał choć w połowie takie warunki. Kiepska sprawa? Niekoniecznie! Ji An świadomie i podświadomie czekała na… na coś, co miała mocne przekonanie miało wkrótce nadejść.

Pierwszym znakiem, że kolejna zmiana się zbliża, było oddelegowanie jej w firmie do centrali w Seulu. Wiedziała, że wcześniej, czy później spotka Park Dong Hoon i jeśli to nastąpi, z łatwością oceni, nową sytuacje i nowy ich kontakt. Postanowiła, że jeśli Dong Hoon uporał się ze swoim małżeństwem, przebaczył żonie i nadal żyją razem, pozostanie na uboczu traktując go jako przyjaciela. Ale gdyby okazało się, że jednak się rozeszli, o! wówczas nawet przed sobą nie ukrywała, że będzie o niego walczyła! Za nic miała fakt, iż on niedługo skończy 50 lat, a ona jest o połowę młodsza!

– To naprawdę jest nic! To nic nie znaczy! – myślała i, co najważniejsze, była o tym głęboko przekonana. Wszak przeszła szkolenie u niego samego ze stuprocentowym potwierdzeniem.

Tak, że widzicie Kochani, zanosi się na bardzo interesujące zderzenie postaw, emocji, uczuć i oczekiwań na tym sobotnim spotkaniu. Będzie się działo, oj będzie się działo!

Edit Content

W piątek około południa do firmy Park Dong Hoon zadzwonił klient z prośbą, że potrzebuje aktualnej oceny bezpieczeństwa kilku budynków, a jeden z nich trzeba obejrzeć jeszcze dzisiaj. Jego współpracownicy zareagowali na to dość nerwowo, bo już marzyli w szybkim wyjściu z pracy i rozpoczęciu weekendu, a podczas takich inspekcji zazwyczaj trzeba było pracować dłużej.

Ale znacie Dong Hoona i wiecie, że zawsze kieruje się sumieniem i obowiązkiem. Oczywiście przyjął zlecenie i postanowił pojechać tam z tylko jednym pracownikiem. Reszta mogła być spokojna o swój początek weekendowej balangi. Szybko spakowali sprzęt i pojechali na miejsce.

 W ostatnich promieniach popołudniowego słońca Park Dong Hoon wraz z przedstawicielem firmy, panem Kimem, dokonywali inspekcji zewnętrznych murów starego biurowca. Pan Kim, w niepewności marszcząc czoło, przyglądał się, jak Dong Hoon pieczołowicie badał każdą szczelinę.

– Prezesie, jest pan pewien, że to bezpieczne? Te ściany wydają się być w opłakanym stanie –  zauważył  Hyung Kyu, najmłodszy z pracowników, którego zabrał ze sobą.

Dong Hoon, skupionym wzrokiem oceniał pęknięcia ciągnące się wzdłuż muru. –

– Musimy to dokładnie zbadać. Bezpieczeństwo jest priorytetem, a te ściany mogą kryć w sobie więcej, niż się wydaje – odparł, jego głos był spokojny, a słowa precyzyjnie dobrane.

Jednak w trakcie ich rozmowy, kiedy przeszli na drugą stronę budynku, powietrze nagle wypełnił subtelny, lecz wyraźny zapach gazu. Dong Hoon natychmiast się zatrzymał, wyostrzając zmysły. –

– Czujesz to? – zapytał Hyung Kyu

– To gaz? – chłopak zrobił się mocno niespokojny i podświadomie cofnął się kilka kroków chowając za narożnikiem budynku.

Zanim Dong Hoon zdążył odpowiedzieć, świat wokół eksplodował ogromną kulminacją dźwięku i ciepła. Potężna fala z impetem uderzyła w Dong Hoona, wyrzucając go w powietrze z siłą, która wydawała się przekraczać granice rzeczywistości. Jego ciało, bezwładnie wirujące w powietrzu, było niczym liść w wirze burzy.

Poczuł, jak wszystkie jego zmysły są przeszywane bólem i gorącem, a po chwili świat wokół ucichł, a czas zdawał się zwalniać. Mim zdążył ułożyć kolejną myśl, ciemność i cisza ogarnęły go całkowicie, pochłaniając każdy przebłysk świadomości.

***

Lee Ji An miała właśnie wychodzić z biura, kiedy nagle jej serce zadrżało, a dziwny niepokój ogarnął jej umysł. Już dawno nie odczuwała takich wrażeń. Kiedyś zdarzało się jej, kiedy babcia zostawała w domu sama, a brutalny wierzyciel wpadła niespodziewanie i ja katował. Zawsze wtedy rzucała wszystko i gnała do domu, by ratować staruszkę, ale dziś nie wiedziała kompletnie, co się dzieje.

W windzie spojrzała na swoje odbicie w lustrze i spostrzegła, że jest strasznie blada, a poprawiając fryzurę zobaczyła drżenie dłoni.

– Zdecydowanie coś jest nie tak? – pomyślała, ale nie mogła znaleźć przyczyny tego niepokoju i to było jeszcze bardziej przerażające dla niej.

 

Edit Content

Yeon Hyung Kyu został zabrany do szpitala razem z Park Dong Hoon, ale właściwie nie odniósł żadnych obrażeń. Jednak ratownicy uznali, że jest w szoku i musi być obserwowany przez jakiś czas. W karetce siedział, jak spetryfikowany, bez ruchu i bez żadnego wyrazu na twarzy. Podano mu leki uspokajające i pozwolono siedzieć w tylnej części miejsca przeznaczonego dla pacjentów. Cała uwaga ratowników skupiła się na Dong Hoon. Rozcięto mu ubranie i uruchomiono respirowanie mechaniczne. Kontrolowano jego parametry życiowe. Jedne z ratowników na bieżąco udzielał informacji dla szpitala, do którego był wieziony, aby tam przygotowano odpowiednie służby i pomieszczenia. Nie wyglądało to dobrze.

Nawet odrętwiały Hyung Kyu zdawał sobie sprawę, że jest źle, nawet bardzo źle. Nagle zaczął odczuwać drżenie całego ciała, którego nie mógł opanować. Dostrzegł to jeden z ratowników i okrył kocem termicznym zwracając się do niego spokojnym, pełnym otuchy tonem.

– Proszę się nie martwić, to nie wygląda dobrze, ale pana przełożony żyje i daje sobie radę. Szpital jest już przygotowany i zostanie oddany w dobre ręce. – tłumaczył rozdygotanemu mężczyźnie – Wyjdzie z tego – dorzucił ściskając mu drżące dłonie w geście dodania odwagi.

Kiedy dojechali na miejsce, co prawda Yeon Hyung Kyu wyszedł pierwszy z karetki, aby zrobić miejsce na wyjazd noszy, ale to Park Dong Hoon zajęto się jako pierwszym. Oddelegowana do niego ekipa już czekała przed wejściem i natychmiast go przejęła szybko wwożąc do środka. Dopiero wówczas ktoś podszedł do drugiego pacjenta, posadził na wózku i zabrał na oddział ratunkowy.

Minęła może godzina, nim biedny Hyung Kyu pół leżąc na łóżku kończył przyjmowanie kolejnej kroplówki i powoli wychodził z odrętwienia.

– Czy ktoś w pracy już wie o wypadku? – to była pierwsza jego myśl – Czy jego rodzina wie już o tym? – nie potrafił odtworzyć biegu wydarzeń, które się dopiero co rozegrały.

Poszukał telefonu w kieszeni służbowej kurtki i wybrał numer szefa sekcji, Song Seok Beom. Ten dość długo nie odbierał, ale w końcu najwyraźniej już zakropionym alkoholem głosem zapytał:

– Łe? Skończyliście już? Chcecie do nas dołączyć?

Hyung Kyu przez chwilę się zastanawiał, bo jego umysł był wciąż otępiały.

– Hyung… – wydusił zachrypniętym głosem – hyung…

– Łe, łe, łe? – wyduś wreszcie, o co chodzi? – niecierpliwił się Seok Beom, a tle słychać było nawoływania reszty towarzystwa.

– Hyung… był wypadek… szef jest w szpitalu… Chyba go operują…

W słuchawce zapadła cisza, bo Seok Beom nakazał ręką, by towarzystwo się uciszyło. W jednej chwili wytrzeźwiał i zarzucił młodszego przyjaciela lawiną pytań.

 

– Jaki wypadek? Co się stało? Gdzie jesteście? W jakim szpitalu? Jaka operacja? – i dużo więcej znaków zapytania posypało się w stronę wciąż roztrzęsionego Hyung Kyu. – Zaraz tam będziemy! –  rzucił na koniec.

 

I rzeczywiście, nie minęło 20 minut, jak on i Dae Ri wpadli z impetem do szpitala. Odszukali Hyung Kyu i teraz już twarzą w twarz rzucali pytaniami. Jednak dość szybko zorientowali się, że ten nie jest w najlepszej kondycji i przystopowali trochę. Seok Beom stwierdził, że pójdzie dowiedzieć się osobiście, a Kim Dae Ri podsunął sobie stołek i usiadł przy koledze. Jeszcze nigdy nie widziano na jego twarzy takiej powagi, jak teraz.

Edit Content

Kiedy Seok Beom wrócił z otrzymanymi informacjami na temat aktualnej sytuacji, był blady, a na jego twarzy położył się dziwny cień. Ciężko usiadł przy łóżku Hyung Kyu, nabrał powietrza i wydusi ciężkim głosem:

– Walczą o życie szefa… Doznał bardzo ciężkich poparzeń głowy, twarzy, szyi, gardła i klatki piersiowej… Jest na stole operacyjnym… Jeszcze nie ma żadnych informacji, co się tam dzieje… Operacja będzie bardzo długa… Nie ma pełnej gwarancji, że szef ją przeżyje, ani że się uda…

Zamilkł i pochylił głowę, a z jego piersi wyrwał się tłumiony dotąd szloch. Dae Ri objął go ramieniem, ale sam miał łzy w oczach. Najmłodszy z nich, który dopiero co zaczął w miarę logicznie myśleć, znowu drżał na całym ciele. Cała trójka dobrze zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, a ich bezsilność sprawiała, że czuli się bezużyteczni.

– Acha, poproszono mnie o kontakt do rodziny szefa, ale nie wiedziałem, kogo im podać. To taka tragiczna informacja. – kontynuował drżącym głosem Seok Beom. – Powiedziałem im, że sami poinformujemy rodzinę, która na pewno się tu pojawi. Ustalmy razem, do kogo najpierw zadzwoni, bo ja nie wiem… – spojrzał na przyjaciół załzawionymi oczyma.

-Na pewno nie do mamy! – od razu wyrwało się z ust Dae Ri.

– No to pozostaje najstarszy brat albo najmłodszy – stwierdził Seok Beom – Nie wiem, naprawdę, ni wiem, komu pierwszemu to przekazać. Jeden się rozpłacze, a drugi eksploduje – skwitował.

– Ja bym zatelefonował do młodszego – włączył się Hyung Kyu – to narwaniec, ale potrafi myśleć i działać logicznie.

– Tak uważasz? – zapytał Seok Beom – A ty, Dae Ri, kogo byś wybrał? – zwrócił się do drugiego kolegi.

– Młody chyba ma rację. Dzwońmy do Gi Hoon. Nie ma na co czekać. – wyciągnął smartfon, kolejny raz wziął głęboki wdech i kliknął na połączenie.

Kilka sekund, kiedy czekali, aż ten odbierze, ciągnęły się w nieskończoność. Telefon był włączony na głośnomówiącą opcje, więc wszyscy słyszeli sygnał łączenia.

– No co tam, brachu? – usłyszeli znajomy głos Gi Hoon, młodszego brada Park Dong Hoon – Mam odebrać hyonga, czy co? – Gi Hoon myślał, że znowu ostro zabalowali i będzie musiał odwieźć Dong Hoona do domu.

– Hmm – odchrząknął nerwowo Seok Beom – To nie to… – kontynuował niezbyt pewnym głosem – Widzisz, musisz przyjechać do szpitala… Twój hyong miał wypadek…

– Co! Co!? – Gi Hoon, tak jak przewidywali, zareagował bardzo nerwowo – Ale nic mu nie jest? – krzyczał do słuchawki – Nic mu nie jest, prawda? No odpowiadaj gnojku! – słyszeli jak miotał się prawdopodobnie ubierając buty.

– No więc… szef żyje… – Seok Beom starał się mówić jak najspokojniej – Trwa operacja. Musisz tu przyjechać jako opiekun. Wszystko ci powiedzą…

– A ty nie możesz mi wyjaśnić, co się stało? – wybiegł z domu.

– Widzisz, to nie jest rozmowa na telefon… Po prostu przyjedź, jak najszybciej.

– Iiii shiii! – zaklął Gi Hoon – i usłyszeli, że zatrzymuje taksówkę. – Zaraz tam będę, tylko szybko podajcie, który to szpital, bo kierowca słucha.

 

Edit Content

Ji An postanowiła, że w sobotę, oprócz spotkania ze swoim ahjussim, nic innego ważnego nie będzie robiła. Wstała dość wcześnie, w dość dobrym nastroju i wybrała się na szybkie zakupy, bo w lodówce wiało już pustką po całym tygodniu pracy. Wracając ze spożywczych zakupów na chwilę zatrzymała się przed wystawą sklepu z markowymi ciuchami, bo na wystawie przyciągnęły jej uwagę fajne… tak, tak, trampki! Pod tym względem bardzo się nie zmieniła. Lubiła prostotę i wygodę.

– Hmm, a może włożę takie na spotkanie – pomyślała z przekorą, bo wciąż pamiętała, jak Dong Hoon przezywał, że zimą nosi takie nieadekwatne buty. – Te przynajmniej maja dobrą markę i ładny kolor.

Teraz stać ją było nawet na niespodziewane fanaberie, które jej się nie przytrafiały. Jednak dziś miała tak dobry humor, że nawet kupienie czegoś niepotrzebnego wydawało się na miejscu. Weszła, kupiła. Nawet nie przymierzała, bo wiedziała, że będą akurat. Wróciła do domu i dopiero teraz przygotowała sobie śniadanie.

Patrzyła na nowy nabytek i zastanawiał się, co do nich włoży. Nie zamierzała ubierać się jakoś specjalnie elegancko, ale chciała jasnymi kolorami zaznaczyć, że w jej sercu też już jest znacznie więcej światła. Koniec końców zdecydowała się na spodnie dżinsowe, T-shirt w kolorze zbliżonym do nowych trampek, czyli błękitnym i na to dużą koszulę z kołnierzem, rozpinaną, w białym kolorze.

Makijaż był bardzo delikatny. Odkąd pracowała z Busan, przyzwyczaiła się, że jak inne kobiety, podkreśla swoje walory twarzy, a ukrywa mankamenty. Mogła sobie na to pozwolić i nawet sprawiało jej to przyjemność, że nie odstawała od swoich koleżanek w pracy. I to była jedna z mniej znacznych zmian u Ji An.

Około drugiej po południu była już w pełni gotowa. Za pół godziny miała zamówioną taksówkę. Pozostało tylko oczekiwanie. Nie była zdenerwowana, ale na pewno była podekscytowana. W końcu to nie było jakieś tam spotkanie. To było spotkanie po latach z jej ahjussim, z osobą dla niej najważniejszą, choć wciąż tak oddaloną fizycznie.

Myśląc o tym od przebudzenia, zapomniała o dziwnym niepokoju, jaki ją wczoraj dopadł. Widać emocje dnia dzisiejszego przebiły wcześniejsze niepokojące doznania. Czekając tak na spotkanie, nie planowała ani, co będzie mówić, ani jak będzie się zachowywać. Nigdy nie lubiła nic udawać, ani kreować się na kogoś, kim nie jest, a już na pewno nie przed Park Dong Hoon. Przed nim zawsze była szczera, nawet, kiedy nic nie mówiła.

– Pora wyruszać – spostrzegła około wpół do trzeciej. Wstała, ostatni raz rzuciła okiem na swoje odbicie, wzięła torebkę i przed drzwiami włożyła nowe trampki – Fything! – powiedziała do siebie na szczęście i wyszła z mieszkania.

Edit Content

Na miejsce dotarła sporo przed czasem, ale taki był jej plan. Chciała być pierwsza, sprawdzić, czy z rezerwacją jest wszystko ok i po prostu poczekać przy stoliku na Dong Hoon. W końcu to ona go zaprosiła, więc powinna go tym razem traktować, jak swojego gościa. Myślenie o takich drobiazgach pozwalało jej nie ulegać emocjom, które jednak odczuwała, ale do czasu, nim nie oceni całej sytuacji, nie miała zamiaru ich ujawniać. Nie chciała Dong Hoon znowu namieszać w życiu.

Kiedy wszystko było gotowe, siadła przy stoliku i zanurzyła się we wspomnienia z Busan.

– Jak ja to wytrzymałam? – sama nie mogła się nadziwić – Tak daleko, tak daleko od niego. I tak długo… – wróciły do niej chwile, kiedy w samotności prawie wyła z tęsknoty i kiedy resztką woli powstrzymywała się przed wskoczeniem do pociągu do Seulu, byle tylko go zobaczyć.

Wiele razy też chwytała za telefon i wpatrywała się w jego numer, ale świadomość, że on stara się na nowo ułożyć życie rodzinne, sprawiała, że rezygnowała z kliknięcia i rozmowy. Fakt, że on do niej nie zadzwonił ani razu, bardzo ją bolał, ale rozumiała go. Nawet czuła, jak jest mu ciężko po tym, co przeszedł w kontekście zdrady żony.

– Ale mogłeś do mnie zatelefonować… – pomyślała z żalem i trochę wbrew sobie. No cóż trudno jest oszukać własne serce. Ono zawsze zdemaskuje nawet najlepiej poukładane plany umysłu i jego najlepiej dobrane wymówki.

Spojrzała za okno, bo ich stolik był tuż przy witrynie restauracji. Pogoda była wiosenna, a wtedy w Seulu jest naprawdę magicznie. Wszędzie kwitną różowe kwiaty na drzewach, słońce jeszcze tak bardzo nie praży, ludzie chodzą mocno zakochani, cudownie rozkojarzeni. Podobnie było i na tej ulicy. Spojrzała na nowoczesny apartamentowiec naprzeciwko i pomyślała:

– Może to Dong Hoon dopuścił go do użytku? – wydawał się taki jak on, prosty, solidny, estetyczny. – Mogłabym tu zamieszkać – stwierdziła.

Pierwszy raz spojrzała na zegarek na telefonie, który położyła na stoliku. Była już 15.17.

– Hmm, może jedzie samochodem i utknął w korku? A może metrem i nie zdążył na pociąg? – jej umysł bezwiednie szukał przyczyny, że jej gość się jeszcze nie pojawił.

Napiła się wody i znowu obserwowała ulicę. Kelnerowi, który podszedł, powiedziała, że jeszcze czeka na drugą osobę i da mu znać, jak będzie czegoś potrzebowała. Nie zauważyła, nawet, jak obraz ulicy zniknął i jej mocno pracujący umysł zaczął projektować swoje obrazy.

– Może zapomniał… Może pomylił godziny… Może pojechał pod zły adres… Może… – połapała się, że zaczyna się naprawdę denerwować. Ze zwiększoną siłą wrócił do niej wczorajszy niepokój i nałożył się na obecną niepewność. – Kurde, to do niego niepodobne! – jeszcze raz sprawdziła wymianę sms’ów z Dong Hoon i wszystko w niej wyglądało normalnie. Gdyby nie chciał lub nie mógł się pojawić, napisałby wprost. To w końcu jest jej ahjussi, którego dobrze zna.

Po pół godzinie oczekiwania, postanowiła napisać do niego kolejnego sms’a z żartobliwym przypomnieniem o spotkaniu. Wysłała, ale cały czas miał status nieodczytanego! Niechętnie kliknęła na zieloną słuchawkę. Pojawił się sygnał, który szybko zamienił się w komunikat, że aktualnie właściciel tego numeru jest poza zasięgiem lub ma wyłączoną komórkę.

– Jak to! – ten fakt wydał się jej tak surrealistyczny, że jeszcze raz spróbowała połączyć się, ale operator bezlitośnie informował, że nie może zrealizować połączenia a z tym numerem.

Lee Ji An była zupełnie zdezorientowana. W ogóle nie brała pod uwagę takiej ewentualności, że Dong Hoon po prostu się nie pojawi, mało tego, nie będzie się mogła z nim skontaktować.

– I co teraz? – pomyślała i poczuła, że po jej policzkach spływają łzy.

Edit Content

W szpitalu najpierw pojawił się Gi Hoon, a dość szybko po nim najstarszy z braci, Sang Hoon. Teraz wokół łóżka Hyung Kyu zebrało się już czterech facetów i każdy z nich lamentował na własny sposób. Kiedy już wszyscy jako tako się wygadali, Sang Hoon postawił zasadnicze pytanie:

– Jak i kiedy powiedzieć o tym mamie? – spojrzał po twarzach pozostałych – Musimy jej powiedzieć, bo nawet nie wiadomo, czy Dong Hoon przeżyje operację – dorzucił niepewnym głosem.

– Ale jak chcecie ją poinformować? – zapytał Dae Ri – Chyba nie przez telefon? – spojrzał na braci.

Ci również spojrzeli po sobie z bólem i niepewnością. Zapadła cisza, Każdy z tych mężczyzn szukał w głowie pomysłu, jak przekazać starszej już matce, że jej ukochany syn, o którego zawsze tak się martwiła, jest w bardzo ciężkim stanie i nawet może umrzeć. Jak to zrobić?

Myślę, że jest to jedno z najtrudniejszych wyzwań w ogóle. Nawet poinformowanie żony o śmierci męża, nie jest tak bolesne, jak przekazanie jakiejkolwiek matce złej wieści na temat jej dziecka. Jednak zawsze ktoś musi się tego podjąć, bo matka nie może zostać nieświadoma sytuacji. Teraz to zadanie czekało jednego z braci. Który udźwignie taki ciężar? Który sobie z tym poradzi?

– Dobra… Ja to zrobię – zdeklarował się Gi Hoon – Zaraz do niej pojadę i powiem osobiście – Musze tylko się uspokoić i ułożyć w głowie, jak to zrobić – rozejrzał się po obecnych – jakieś wskazówki?

– Nie rób długiego wprowadzenia do tematu, bo matki mają swoją intuicję i prawdopodobnie, jak cię zobaczy, od razu wyczuje, że coś jest nie tak – stwierdził SeoK Beom – więc jej dodatkowo nie denerwuj. – dodał.

– No, też tak uważam – przytaknął Dae Ri – zadbaj o to by siedziała, tylko nie każ jej tego robić! Po prostu ją posadź, a potem spokojnie i w prostych słowach powiedz swoje.

– A jak mi zemdleje? – zapytał nie nażarty przerażony Gi Hoon.

– Nasza mama nie jest taka słaba – włączył się do dyskusji Sang Hoon – ona już wiele widziała i wiele przeszła. Wytrzyma i to. Będzie zdruzgotana, ale na pewno nie zemdleje.

– W takim razie jadę do niej, a wy tu czekajcie na koniec operacji. Jak będzie coś nowego wiadomo, od razu do mnie telefonujcie! – dorzucił na odchodnym.

– Jasne! O to się nie martw! Idź! Dasz sobie radę. Przywieź ją tutaj! – inni poklepali go po plecach i dodawali otuchy, jak umieli.

Edit Content

Gi Hoon wykonał zadanie bardzo dobrze. Nie minęły dwie godziny, jak wrócił z nią do szpitala. Jednak starsza kobieta choć starała się ze wszystkich sił nie okazywać, wszyscy widzieli, jak bardzo była poruszona. Cała trójka jeszcze raz poszła do informacji dowiedzieć się na temat stanu Park Dong Hoon, ale żadnych nowych wieści nie było. Odesłano ich pod sale operacyjną, skąd w każdej chwili mógł wyjść jakiś lekarz lub nawet cały zespół operacyjny.

Zostawili więc współpracowników Dong Hoon i poszli oczekiwać na koniec operacji bezpośrednio pod salą.

– Szkoda mi mamy szefa – przyznał Seok Beom – właściwie to współczuję im wszystkim – szybko dodał.

– No, oni są ze sobą tak bardzo związani, a szef wydawał się zawsze oczkiem w głowie tej rodziny, a tu nagle taka tragedia… – zauważył smętnie Dae Ri.

– Weźcie przestańcie smęcić! – Hyung Kyu, mimo, że był też poszkodowanym, starał się podtrzymać pozytywne nastawienie w tej zgoła depresyjnej sytuacji – Biadolicie, jak baby! – dorzucił.

– Masz rację, młody – przytaknął mu Seok Beom – skupmy się na tym, że szef przeżył, a nasi koreańscy lekarze są naprawdę świetni. Skoro cały czas o niego walczą, to musi być szansa, że będzie dobrze. – podniósł się ze stołka, by rozprostować nogi – A ty chociaż już czujesz lepiej? O! Zaraz ci się skończy kroplówka! – zauważył.

– Po tym, jak zobaczyłem rodzinę szefa, zapomniałem o własnej traumie. Mnie się właściwie nic, nie stało, tylko się wystraszyłem, więc jakoś się ogarnę. Nie wiem, co mi tu wpompowali, ale tak, czuję się lepiej. – stwierdził już całkiem normalnym głosem.

– Ale wiecie nad czym się zastanawiam? – zagadnął Dae Ri.

– Nad czym? – zapytali dwaj pozostali.

– Czy nie powinniśmy o tym poinformować też Lee Ji An – wypalił niespodziewanie – wkońcu była jego bliską przyjaciółką, czy jakoś tak. Nie uważacie?

– Hmm, nie pomyślałem o tym – przyznał Seok Beom – Tak dawno jej nie widziałem i prawie o niej nie wspominaliśmy, że wyleciała mi z głowy.

– A wiecie, czy szef utrzymywał z nią kontakt, jak przeniosła się do Busan? – zapytał najmłodszy z trójki, czyli Hyung Kyu.

– Właśnie! – podekscytował się Dae Ri – szef chyba nigdy o niej nie mówił. Ja sobie nie przypominam, a wy?

– Też nie słyszeliśmy – potwierdzili.

– Tak, czy inaczej, myślę, że ona chciałby wiedzieć o tym wypadku i stanie swojego byłego szefa i przyjaciela. – zastanawiał się głośno Seok Beom – Ale ja nie mam do niej kontaktu, a wy?

I w tych oto okolicznościach wyszło, że faceci, którzy tak się zachwycali niegdyś postawą tej niezwykłej dziewczyny, kiedy tylko znikła z ich oczu, po prostu o niej zapomnieli. Teraz nagle okazuje się, że przydałby się jakikolwiek kontakt do niej, ale żaden z nich nie zadbał o podtrzymanie tej znajomości, a szefa akurat nie da się zapytać. Znowu na ich twarze powróciły smętne miny, a wokół łózka Hyung Kyu zapadła wymowna, ciężka cisza.

Edit Content

Kiedy Ji An wróciła mocno zdezorientowana do swojego mieszkania, nadal nie wiedziała, co myśleć o tym, że jej ahjussi nie pojawił się na umówionym spotkaniu. Zarówno to, jak fakt, że nie odpisywał na sms’y, a sygnał w jego telefonie był wyłączony, zaczynało ją coraz bardziej niepokoić. To było do niego tak bardzo niepodobne, że jedynym logicznym wytłumaczeniem stało się to podświadomie odsuwane, a mianowicie, że musiało się coś stać i to coś naprawdę poważnego.

Na myśl przychodziła jej mama Dong Hoon, syn, bracia.

– Może ktoś z nich zachorował, albo miał wypadek… – te myśli dopuszczała, choć też bardzo ją zasmucały – jednak nie miała odwagi z głębokiej podświadomości dopuścić do głosu przeczucia, że mogło się coś stać samemu Park Dong Hoon…

Jednak przypomniała jej się ta chwila z piątku, kiedy nagle poczuła ból w sercu i duży niepokój. Miała wrażenie, że teraz to wróciło i w powiązaniu z nieobecnością Dong Hoon i brakiem możliwości kontaktu z nim, wpychało ją w strefę paniki.

Nie mogła sobie znaleźć miejsca w domu i nie mogła się niczym zająć. Snuła się po mieszkaniu jak lunatyk. Tylko jej umysł intensywnie szukał, co powinna zrobić.

– Chyba pojadę do restauracji Jeong Hui? – pomyślała, choć wiedziała, że jej wizyta może wydać się dziwna.

Obie bowiem spotykały się tak, jak sobie obiecały na pogrzebie babci Ji An, że będą spędzały razem Święto Dziękczynienia i Nowy Rok. A ona nagle wpadnie tak niespodziewanie.

– Pojadę tam! Trudno! Nawet jeśli unnie będzie zszokowana! Choć znając ją prędzej się ucieszy – stwierdziła na głos. – Ona na pewno będzie wiedziała, jeśli stało się coś niedobrego w rodzinie Park Dong Hoon.

Wyszła z domu nawet nic nie jedząc i pomimo dość późnej pory. A przed nią była dość długa jazda do Hoogye. Innej opcji nie widziała. Musiała dowiedzieć się, co się stało, bo nie miała już wątpliwości, że tak właśnie było.

Edit Content

Kiedy Lee Ji An dotarła do restauracji Jeong Hui, ta była jeszcze zamknięta dla klientów, ale drzwi wejściowe, jak zwykle były otwarte. Weszła do środka. Unnie nie było na dole. Krzyknęła więc głośno, ze przyszła, a kiedy nikt się nie odezwał, niepewnie weszła po schodach na górę, do tak dobrze sobie znanego pokoiku. Zapukała i odczekała chwilę. Zza drzwi dochodził jakby cichy szloch. Jeszcze raz zapukała i uchyliła drzwi delikatnie.

– Unnie, to ja, Lee Ji An. Jesteś tu? – ale pytając, od razu poznała odpowiedź. Jeong Hui siedziała skulona pod ścianą i płakała. Nawet nie spojrzała na gościa. Była jakby nieobecna.

– Unnie! Co się stało? – zapytała cichutko i podeszła do zapłakanej przyjaciółki – Dlaczego płaczesz?

Dopiero, kiedy ją delikatnie dotknęła, Jeong Hui zorientowała się, ze ma gościa i to jakiego gościa! Podniosła wzrok na Ji An i ta zobaczyła, że jej oczy są już czerwone i całkiem opuchnięte, jakby płakała od dłuższego czasu. Chciała się po swojemu uśmiechnąć do przybyłej, ale na twarzy pojawił się jedynie dziwny grymas, w niczym nie przypominający jej uśmiechu.

– Oh, Ji An, przyszłaś? – zapytała prawie bezgłośnie i złapała ją za rękę.

– Jestem unnie, co się dzieje? Dlaczego tak płaczesz? Ktoś ci zrobił przykrość, czy co? – przez chwilę pomyślała, że te łzy są znowu z powodu dawnej miłości Jeong Hui, ale ona szybko wyprowadziła ja z błędu.

– Ji An… – spojrzała uważnie na młodą przyjaciółkę, o której od dawna wiedziała, że kocha Park Dong Hoon miłością czystą i bezsilną – Ji An… kochana moja… Jak mam ci powiedzieć? – ścisnęła mocno jej dłoń, którą cały czas trzymała w swojej.

W tym momencie Lee Ji An zorientowała się, że dzieje się naprawdę cos strasznego. Za dużo tu niby przypadków. Nogi się pod nią trochę ugięły, ale dzielnie dopytywała się dalej.

– Unnie, powiedz mi szybko, co się stało, bo już nie wytrzymam tego napięcia. Przyjechałam tu właśnie z tego powodu. Nie mogę się skontaktować z Park Dong Hoon. Byliśmy umówieni, a on się nie pojawił. Nie odczytuje sms’ów, a w telefonie pojawia się sygnał, że jest poza zasięgiem. Co się dzieje, mów mi szybko! – na koniec jej głos przestał już być cichy i delikatny, a stał się pełen niepokoju i całkiem głośny.

– Usiądź tu koło mnie, kochana, już ci wszystko powiem. Siadaj. – Jeong Hui poklepała miejsce na podłodze tuz koło siebie. Otrzeźwiała na myśl, ze oto będzie musiał tej biednej dziewczynie przekazać bardzo tragiczną wiadomość i wiedziała, że to będzie dla niej ogromny wstrząs. Chciała to zrobić, jak najdelikatniej, ale to niebyło proste.

Ji An usiadła, a raczej osunęła się na podłogę plecami po ścianie. Jej ciało było całe napięte w oczekiwaniu na coś strasznego.

– No mów – powiedziała nieswoim głosem, bo gardło się jej ścisnęło z przerażenia.

– Nasz Park Dong Hoon maił wypadek. Żyje! Żyje! – natychmiast dodała te informacje, bo czuła, jak Ji An zesztywniała na te słowa – Miał ciężką operację, która się powiodła, ale jest w stanie krytycznym. Jeszcze nie wiadomo, co będzie dalej… – przerwała, bo Ji An z bólu zwinęła się w kłębek i wydawało się, ze nie może złapać oddechu.

– Ji An… on żyje… i na pewno będzie żył… będzie dobrze… zobaczysz – nie wiedziała, jak ją pocieszyć i  wzmocnić, bo dziewczyna wydawała się zupełnie odrętwiała i nieobecna. Nawet płakać nie mogła z bólu.

Odwróciła się do niej, zapominając całkiem o swoim smutku i łzach i przytuliła ją. Głaskała po głowie i zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Jednak Ji An nie kontaktowała. Jakby jej dusza wyrwała się z ciała i te pozostawało puste i bez życia. Jeong Hui była przerażona. Przeszło jej przez myśl, że Ji An jest w ciężkim szoku i powinna wezwać kogoś na pomoc. I pierwsza, odruchowa myśl była, żeby zatelefonować do… Dong Hoon. Potem do jego mamy, a potem do któregoś z braci. Ale przecież oni wszyscy prawdopodobnie teraz byli w szpitalu przy łóżku biednego Dong Hoon. Spostrzegła, że nie ma do kogo zatelefonować po pomoc…

Edit Content

Jeong Hui ogarnęła się, jak mogła, podniosła Ji An do pozycji siedzącej, oparła ją o ścianę i przytrzymując ją sięgnęła po dzbanek z wodą, który miała na szafce. Nalał trochę do szklani i podała dziewczynie do wypicia. Cały czas mówiła do niej łagodnym głosem, starając się ją uspokoić i przywróć do zmysłów.

Kiedy Ji An już stabilnie i o własnych siłach siedziała wsparta o ścianę, Jeong Jui szybko zeszła do łazienki, aby namoczyć zimną wodą mały ręcznik, a wracając z powrotem przyniosła również woreczek z lodem i butelkę soju z kieliszkami. Pomyślała, ze te rzeczy mogą się jeszcze przydać.

Lee Ji An nadal siedziała prawie bez ruchu, ale progres był taki, że zaczęła cichutko płakać, co oznaczało, że emocje znalazły wreszcie ujście, co – oczywiście – było dobrym znakiem.

– Napij się jeszcze, kochana – podała jej jeszcze raz wody, a na podłodze przed nią postawiła soju i dwa kieliszki. Liczyła na to, że alkohol pomoże przyjaciółce uwolnić ból, emocje i może słowa. To przyniosłoby jej przynajmniej małą ulgę, bo w tej chwili była kłębkiem cierpienia.

– Dziękuję – wyszeptała niemal bezgłośnie Ji An – Czy możesz mi opowiedzieć, co się stało i jak bardzo poważny jest stan mojego szefa? – dorzuciła drżącym głosem.

– Powiem ci wszystko co wiem, ale może najpierw strzelimy sobie po kieliszku soju, to się trochę wyluzujesz? O? – nalała do obu kieliszków i jeden z nich włożyła do ręki Ji An.

Ji An podniosła alkohol do ust i wypiła beznamiętnie. Wydawało się, że po prostu wykonuje komendy swojej przyjaciółki. Ta wzięła z jej ręki kieliszek i napełniła jeszcze raz.  

– Nie żałuj sobie – dodała – będzie ci trochę lżej – no śmiało. Ja też wypiję.

Po tych dwóch kieliszkach Jeong Hui odczekała jeszcze kilka chwil, aby alkohol zrobił swoje i zaczęła wyjaśniać zszokowanej Ji An, co się stało i jakie procedury musiał przejść Dong Hoon. Sama przy tym co chwilę musiała wycierać oczy i nos, bo znowu polały się łzy, choć tak bardzo chciała trzymać fason ze względu na Ji An.

Ta siedziała nadal nieruchomo pod ścianą, wpatrywała się matowym wzrokiem przed siebie, ale widać było, że słucha uważnie. Po jej policzkach nie lały się pojedyncze łzy, tylko dwa strumienie łez, które kapały na jej podkurczone pod brodę kolana. W pewnym momencie zaczęła drżeć na całym ciele i zaraz potem z jej piersi wyrwał się koszmarny szloch.

Jeong Hui znowu była przerażona, bo tym razem Ji An wpadła w drugą skrajność i trudno ją było ukoić. Postanowiła więc dać się jej wypłakać i przynajmniej częściowo wyrzucić z  siebie ogromny ładunek cierpienia. Ji An bełkotała na zmianę:

– Przepraszam, chciałam zatelefonować wcześniej, naprawdę chciałam, przepraszam! Nie umieraj! Zostań ze mną! Co ja bez ciebie zrobię? Przepraszam! – i tak przez dłuższą chwilę.

Jeong Hui podawała jej kolejne chusteczki i głaskała po głowie, po plecach, sama roniąc przy tym wiele łez.

Edit Content

Wieść o wypadku Park Dong Hoon rozniosła się Hoogye lotem błyskawicy. Wszyscy koledzy z klubu piłkarskiego i ze szkoły chcieli go odwiedzić w szpitalu, ale Jeong Hui, u której – jak zwykle – się zbierali doradziła im, aby wysłali tylko trzech oddelegowanych kumpli.

– Don Hoon jest w śpiączce farmakologicznej, więc i tak z nim nie pogadacie – objaśniała cierpliwie kolejnym przybyłym – Poza tym ma ograniczone możliwości odwiedzin, bo jest na intensywnej terapii, gdzie wpuszczają tylko najbliższych – kontynuowała – Kupcie jakieś kwiaty i coś dobrego dla jego mamy i braci, którzy tam cały czas czuwają i zapewnijcie, że całe Hoogye jest z nimi w tym smutnym czasie. To wystarczy póki co. – zakończyła stanowczym głosem.

Towarzystwo zaczęło się zastanawiać, kto powinien pojechać do szpitala. Wszyscy byli chętni, ale w końcu wybrano pierwszą delegację, które jutro miała odwiedzić Dong Hoon. Potem, jak to zwykle bywało, wszyscy sobie popili i zrobiło się gwarno.

Jeong Hui wymknęła się na chwilę do swojego pokoiku na górze. Chciała zobaczyć, co u Ji An, bo nie pozwoliła jej pójść samej do domu. Umówiły się, że jutro pojadą razem do szpitala, a najpierw wpadną do mieszkania Ji An, aby mogła się odświeżyć i przebrać. W pracy przez telefon wzięła sobie kilka dni wolnego, więc nie musiał się tym przejmować. Jeong Hui rozłożyła dla niej posłanie, postawiła na szafce lekkie jedzenie i coś do picia i tak, jak teraz, zaglądała do niej co jakiś czas.

Tym razem zastała ją już prawie uspokojoną. Leżała na boku, ale nie spała.

– Potrzebujesz czegoś? – zapytała Jeong Hui.

– Nie, dziękuję. – brzmiała cicha odpowiedź.

– Nie przeszkadzają ci hałasy z dołu?

– Yym – zaprzeczyła Ji An.

– To dobrze, bo wyobraź sobie, że ta cała czereda z Hoogye chciała się jutro zwalić do Dong Hoon i to jednocześnie – Jeong Hui chciała trochę rozerwać przyjaciółkę lżejszą konwersacją – ale wyperswadowałam im ten pomysł i zgodzili się, że oddelegują tylko trzech spośród siebie.

– Acha…

– Dowiem się, o której tam pojadą, to my się wybierzemy po nich, żeby było już spokojnie, dobrze?

– Tak, unnie. Tak zróbmy…

– To wracam na dół, bo zaraz będą mnie tuja szukać – zamknęła delikatnie drzwi i zeszła do swoich gości na dole.

Kiedy Ji An została sama, znowu zaczęła płakać. Ile by teraz dała, by móc chociaż słuchać jego oddechu i bicia jego serca… Byłaby dużo spokojniejsza. A tak bała się, ze lada moment odezwie się telefon z… nie nie chciała nawet o tym myśleć. I znowu polały się łzy. W jej głowie kotłowało się tyle myśli, a wszystkie sprowadzały się do tego, ze zmarnowała tyle czasu, kiedy mogła się z nim kontaktować, rozmawiać chociaż przez telefon, wymieniać sms’y, mailować. Jednak uznała, że powinna uszanować decyzję Park Dong Hoon o podtrzymywaniu małżeństwa i rodziny, więc nie chciała na siłę kontynuować tej znajomości, mimo, że to kosztowało ja wiele bólu i tęsknoty.

Edit Content

Światło w prywatnej sali dla VIP-ów, którą wynajęła dla Dong Hoon rodzina, było ciepłe i przyciemnione. Za oknami tętniło nocne życie Seulu, a jego barwne światła odbijały się w aparaturze podtrzymującej życie pacjenta. Na sofie, pół siedząc i pół leżąc drzemał lekko pochrapując Sang Hoon. Na krześle przy łóżku siedziała mama Trzech Braci. Jej włosy ostatnimi czasy nagle całkiem posiwiały. Trwała nieruchomo przy synu i trzymała go za rękę, którą co jakiś czas czule głaskała.

– Wyjdziesz z tego, synku – szeptała – Będzie dobrze, mój chłopcze. Tylko przetrwaj jeszcze trochę, o? O? – prosiła wpatrując się bezsilnie w liczne rurki, rury, kable i światła urządzeń otaczających łóżko syna, które wydawały co jakiś czas różne dźwięki układając się w specyficzną, szpitalną symfonię.

– Zaraz tu będzie twoja Yoon Hee i Ji Seok. Już są na lotnisku. Gi Hoon ich przywiezie prosto do ciebie, kochanie. – znowu czule pogłaskała syna.

W tym momencie do sali weszła dyżurna pielęgniarka, aby sprawdzić aktualne parametry chorego. Mama odsunęła się od łóżka, żeby jej nie przeszkadzać i stanęła przy oknie jakby chciała w światłach nocnego Seulu wypatrzyć jadących tu bliskich. Sang Hoon przechylił się na drugi bok i nadal drzemał, ale nie ma się co dziwić, najpierw, jak zwykle pracował z bratem osiem godzin, a potem przyjechał prosto do szpitala i czuwał przy Dong Hoon, aż pojawi się ich mama.

Nagle pielęgniarka niechcący potrąciła nogę stojaka na kroplówki i obudziła najstarszego z braci.

– Co? Co? Wcale nie śpię… – był trochę zorientowany przez chwilę. Wyprostował się i rozejrzał po pomieszczeniu.

– Jeszcze ich nie ma? – zapytał, kiedy w pełni oprzytomniał.

– Jeszcze nie – potwierdziła mama – Idź do łazienki się choć trochę odśwież zanim przyjadą – zwróciła się do niego swoim normalnym tonem, jakim zwykła mówić do najstarszego i najmłodszego syna.

Sang Hoon posłusznie pomaszerował do łazienki, w która była wyposażona ta sala. Pielęgniarka w tym czasie skończyła sprawdzanie zapisów aparatury, zrobiła notatki, ukłoniła się i wyszła. Wcześniej po cuchu przekazała mamie informacje, że wszystko wygląda prawidłowo.

Starsza pani znowu zajęła miejsce przy łóżku syna.

– Widzisz, jaki jesteś dzielny – wróciła do monologu z Dong Hoon wierząc głęboko (tak jak tylko matki to potrafią), że on ją słyszy.

Sang Hoon tymczasem wyszedł z łazienki i zapytał, co powiedziała pielęgniarka. Uspokojony relacją matki, podszedł na chwilę do brata z drugiej strony łóżka i z troską na niego popatrzył. Potem sięgnął po wystygłą już kawę i usiadł na sofie głęboko wzdychając.

Edit Content

Ji An z jednej strony poleciałaby na skrzydłach do szpitala i tam została już na stałe, ale z drugiej strony, kiedy uzmysłowiła sobie, kto i jak wytłumaczy mamie i synowi Dong Hoon, kim ona jest i dlaczego chce czuwać przy chorym tak samo, jak najbliżsi, traciła pewność i nie wiedziała, jak postąpić. Kiedy wieczorem leżały już obie na swoich posłaniach, Jeong Hui wyczuła, że jej przyjaciółkę dręczy coś jeszcze oprócz obawy o swojego szefa.

– Ji An, może chcesz porozmawiać ze mną o Dong Hoon i o tym, co się teraz dzieje – zapytała niepewnie – Nie ściskaj w sobie tyle zmartwień… Powiedz, co cię dręczy… Postaram się pomóc, albo po prostu być w tym z tobą… – zachęcała delikatnie. Wiedziała, jak zamkniętą i cichą osobą jest jej młoda przyjaciółka.

– Unnie – Ji An niespodziewanie zareagowała na tę propozycję – Chciałbym pojechać do pana Park’a, ale nie w odwiedziny, tylko na dłużej… – spojrzała nieśmiało na Jeong Hui – Chciałbym być przy nim cały czas… Czy to wypada? Czy to jest możliwe? – zapytała szczerze.

– Hmm… – chrząknęła z zakłopotanie, bo takiego pytania się nie spodziewała – Rzeczywiście twoja dłuższa tam obecność wydawałaby się niestosowna, zwłaszcza w oczach mamy Dong Hoon i jego syna. Bo inni raczej znają twoją bliską z nim zażyłość… – przerwała na chwilę zastanawiając się głęboko.

– No właśnie – potwierdziła w tym czasie Ji An – Przecież nie mogę tak nagle zaproponować, że zostanę tam na takiej samej zasadzie, jak jego rodzina…

– Wiesz co, jak spotkam Gi Hoon na osobności, omówię z nim tę sprawę. Mam wrażenie, że ten chłopak jest dobrze zorientowany… hmmm…, że tak powiem… w tej sytuacji i chyba byłby po twojej stronie. Więc, jak jutro tam będziemy, nie wyrywaj się od razu z ta propozycją. – spojrzała na Ji An – Musisz wytrzymać, a ja postaram się załatwić ci tę wejściówkę, bo jestem pewna, że to będzie bardzo dobre dla Dong Hoon.

– Dziękuję, unnie… – wyszeptała.

– Nic się nie martw, młoda. Twoja unnie dobrze rozumie, co się dzieje i naprawdę, chcę cię wspierać. – nie mówiła wprost, że domyślała się jej uczuć wobec Dong Hoon, które odkryła jak ta była jeszcze pośród nich – Uzbrój się w cierpliwość, a ja się wszystkim zajmę, o?

– O! – usłyszała zdecydowaną i krótka odpowiedź.

Później obie zanurzyły się w swoich myślach i czekały na sen. Do małego pokoiku nad restauracją Jeong Hui zajrzał pyzaty, srebrny księżyc i bladym blaskiem oświecił twarze obu kobiet. Obie miały zamknięte oczy i wydawało się, że śpią, ale Ji An pod dotknięciem promieni księżyca otworzyła oczy i wpatrywała się w niego, jakby szukając pocieszenia. Przypomniała się jej babcia i wieczór, kiedy Dong Hoon nakrył ją zwożącą babcie w sklepowym wózku, aby popatrzyła na księżyc. Pamiętała, w jakim szoku była, gdy wracając z tej eskapady, odkryła, że on czekał na nie obie, aby pomóc wnieść babcię do domu. Była wówczas pod tak ogromnym wrażeniem tego, co zrobił i jak subtelnie to zrobił, że jeszcze dziś dreszcz wzruszenia przebiegł po jej ciele. Wciąż słyszała w głowie i w sercu to ciepłe, krótkie zdanie: „Jesteś dobra…”

A teraz ten cudowny mężczyzna leżał w szpitalu, po ciężkiej operacji, nieprzytomny, a ona zamiast siedzieć u jego boku, musiała szukać pretekstu, by tam w ogóle pójść… Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. Bezsilność była taka trudna do zniesienia. Ji An była dziewczyną, która zawsze znajdowała wyjście z sytuacji, ale tym razem okoliczności były takie, że nic nie mogła zrobić, oprócz tego, by pojechać tam z kurtuazyjną wizytą razem z unnie i po kilku minutach wyjść.

– Jak ja to zrobię? – pomyślała – Jak ja od niego odejdę? Przecież nie dam rady… Nie dam rady…

Edit Content

Wreszcie nastał dzień, kiedy Lee Ji An miała zobaczyć swojego ahjussi, ale naprawdę w najgorszych snach nie spodziewała się, że to będzie takie straszne. Wiele w życiu przeszła i wiele widziała, jednak myśl, że stanie przy łóżku poturbowanego, poparzonego i nieprzytomnego Park Dong Hoon, nigdy nie przeszła jej przez myśl. Była tak spięta, że oprócz kawy nie mogła rano nic zjeść choć Jeong Hui bardzo ją o to prosiła.

– Musisz mieć siłę, kochana… To nie będzie proste… Zjedz cokolwiek…

– Nie mogę, przepraszam unnie, ale naprawdę nic nie przejdzie mi przez gardło. – patrzyła błagalnie na swoją starsza przyjaciółkę. – Wytrzymam. Nie martw się. Nie zemdleję. Spokojnie.

– No trudno. – skapitulowała Jeong Hui – I samotnie jadła pierwszy tego dnia posiłek.

Do szpitala dotarły bez żadnych problemów. Gi Hoon dokładnie im wytłumaczył, gdzie jest vipowska sala jego brata, więc dość szybko stanęły przed odpowiednimi drzwiami z informacją, że leży tam pacjent Park Dong Hoon. Po drodze kupiły piękny bukiet i trochę smacznego jedzenia dla rodziny, która przy nim czuwała na okrągło. Kiedy dotarły na miejsce, Ji An znowu jakby zesztywniała i pobladła.

– Dasz radę? – Jeong Hui zapytała cichutko i wzięła ją swoim zwyczajem pod rękę.

– Ne… – odpowiedziała Ji An, ale w jej oczach widać było ból i przerażenie oraz to, jak bardzo chciała to ukryć przed osobami, które za chwilę zobaczy wewnątrz.

– To wchodzimy – Jeong Hui delikatnie zapukała i otworzyła drzwi słysząc pozwolenie z wewnątrz.

W środku akurat znajdowały się w tym czasie mama i żona Dong Hoon. Po grzecznym przedstawieniu Ji An starszej pani i serdecznym przywitaniem się z nią Jeong Hui, Yoon Hee podprowadziła obie przybyłe do łóżka męża. Obie stanęły zszokowane na widok, jaki zobaczyły.

Twarzy Dong Hoon nie było w ogóle widać. Cała była owinięta bandażami, nawet oczy. Yoon Hee dopiero co przeżyła podobny moment, więc zdawała sobie sprawę, co odczuwają obie przyjaciółki jej męża. Zaczęła im spokojnie wyjaśniać, dlaczego jest tak szczelnie obandażowany.

– Wiem, że widok jest wstrząsający – spojrzał katem oka na młodszą kobietę – ale Dong Hoon doznał głębokich poparzeń z bardzo bliskiej odległości. W takich przypadku stosuje się opatrunki, które zakrywają całą twarz, w tym oczy. Głównym celem takiego opatrunku jest ochrona uszkodzonej skóry przed infekcjami oraz utrzymanie odpowiedniego nawilżenia i warunków do gojenia się ran. Opatrunki te są projektowane tak, aby umożliwić skórze oddychanie, a jednocześnie chronić ją przed czynnikami zewnętrznymi. Podobno, jeśli oparzenia obejmują obszar oczu, opieka medyczna stara się równoważyć potrzebę ochrony i leczenia ran z koniecznością zachowania funkcji wzrokowej. Dlatego u Dong Hoon zastosowano specjalne opatrunki i maści okulistyczne, aby zapobiec uszkodzeniu oka i wspierać proces leczenia. Na szczęście jego oczy nie uległy całkowitemu uszkodzeniu i lekarze twierdzą, że będzie widział.

– Aigoo! – pierwsza wydała z siebie dźwięk Jeong Hui – Dong Hoon, jak to się mogło tobie, właśnie tobie przydarzyć?

– Czy… – Ji An z ogromnym wysiłkiem usiłowała o coś zapytać – Czy, ahjussi będzie mówił? Co z jego twarzą? Czy on czuje ból? – jak wypowiedziała słowo, z jej ust natychmiast posypały się kolejne pytania, prosto z jej ściśniętego serca.

– Profesor, który go operował, twierdzi, że Dong Hoon będzie mógł mówić, że będzie słyszał, to tak, ale… – Yoon Hee spojrzała uważnie na kobiety.

– Ale co? – dopytywała nerwowo Jeong Hui.

– Ale jego twarz już nie będzie taka sama… Czeka go kilka przeszczepów i długa rehabilitacja. – widziała, jak ogromne wrażenie robi na nich ta informacja – Musimy się skupić na tym, że on to przeżył i że zostanie z nami, więc postarajmy się z tym pogodzić i być dla niego wsparciem, kiedy odzyska przytomność.

Edit Content

Lee Ji An tak, jak przewidywała, z trudem wyszła z sali, gdzie leżał jej ahjussi. Jeong Hui i Yoon Hee zdawały sobie sprawę, co dzieje się z dziewczyną, ale ponieważ w pomieszczeniu była mama Dong Hoon, nie chciały wprowadzać niepotrzebnego zamieszania. Ta kobieta i tak bardzo cierpiała, co należało uszanować i nie wystawiać jej na nowe wstrząsy.

Dlatego obie, jak mogły, delikatnie i przyjaźnie wzięły Ji An pod ręce rozmawiając przy tym między sobą. Miały nadzieję, że to nie wyglądało dziwnie w oczach starszej kobiety. Za drzwiami Jeong Hui objęła odrętwiałą ponownie Ji An i posadziła na najbliższym krześle.

– Wiem, kochana, wiem, jak ci ciężko, ale musiałyśmy wyjść… – tłumaczyła – Mama Dong Hoon nie może już mieć więcej do dźwigania, rozumiesz, prawda?

– Ji An – Yoon Hee kucnęła przed siedzącą i objęła ją ramionami – dziękuję ci, że tu przyszłaś, bardzo.

Ji An lekko podniosła zapłakane oczy i spojrzała na nią. Przypomniały jej się czasy, gdy pomagała jej w zeznaniach na policji. Nadal czuła do niej niechęć pomieszaną z zazdrością o to, że ona mogła być fizycznie przy Dong Hoon, choć między nimi nie było już uczucia. Nie miała jednak ani siły, ani ochoty odezwać się do tek kobiety, która zdradziła tak wspaniałego mężczyznę. Tymczasem Yoon Hee była już przyzwyczajona do małomówności i niechęci Ji An i starała się, aby jej to jak najmniej przeszkadzało. Chociaż to ona była naprawdę zazdrosna o tę młodą kobietę, która skradła serce jej męża. Ale ponieważ skradła bez podstępu, bez zagarniania go dla siebie, bez narzucania się ze swoją miłością, z pokorą przyjmowała jej zwycięstwo na tym polu.

Teraz, gdy widziała czysty ból Ji An, nawet jej głęboko współczuła i szczerze chciała jej pomóc, wiedząc, że ona może wnieść wiele w przywrócenie Dong Hoon do życia po tym koszmarnym wypadku.

– Obiecuję ci – kontynuowała – że razem z jego braćmi postaramy się, abyś mogła tu bywać, jak najwięcej. Chcesz tego, prawda?

Ji An tylko lekko potwierdziła skinieniem głowy.

– Ja wiem, że Dong Hoon potrzebuje twojego wsparcia i jego bracia też to rozumieją, ale z mama to zupełnie inna historia, więc musimy to precyzyjnie rozplanować. Zaufasz mi jeszcze raz?

Znowu tylko skinienie głowy.

– To teraz jedź z unnie do domu, a ja się tym zajmę. Wszystko poukładamy tak, żebyś była przy Dong Hoon jak najwięcej i swobodnie. Zbierz jeszcze trochę siły i poczekaj. – Yoon Hee uścisnęła ją i się wyprostowała spoglądając znacząco na Jeong Hui.

– Dasz radę już wstać, kochana? – Jeong Hui ścisnęła jej dłoń.

Na to pytanie Ji An odpowiedziała niepewnie podnosząc się z krzesła. Zachwiała się, ale obie kobiety ją podtrzymały troskliwie.

– Dacie radę? – zapytała Yoon Hee.

– Spokojnie, zejdę z nią na dół i zamówię taksówkę. Zabieram ją znowu do siebie, więc się nie martw.

– Dobrze. Daj znać, jak dojedziecie. – poprosiła Yoon Hee.

– Oczywiście. A teraz wracaj do środka, bo mama zaraz tu wyjdzie i zrobi się niezręcznie – zauważyła Jeong Hui.

– Do widzenia! – pożegnała się Yoon Hee – bardzo dziękuję, że przyjechałyście. Szczerze! – dorzuciła zamykając za sobą drzwi sali.

Edit Content

Kiedy obie dojechały do restauracji i mieszkania Jeong Hui, było już ciemno. Ji An jak automat wysiadła z taksówki i w milczeniu, noga za nogą, weszła do środka. Nikogo nie było, bo na to popołudnie restauracja była oficjalnie zamknięta. Siadły przy jednym ze stolików. Jeong Hui poszła przygotować jakąś ziołową herbatę, a Ji An, niczym pozbawiona duszy wpatrywała się przed siebie.

Przed oczami cały czas miała swojego ahjussi z głową owiniętą bandażami, otoczonego różnymi przewodami i rurkami, słyszała miarowy oddech respiratora i dźwięki innej aparatury. Miała wrażenie, że jej głowa zaraz eksploduje, a serce rozpadnie się na tysiące kawałków.

Jeong Hui przyniosła dwie filiżanki z rumiankiem. Jedna postawiła przed zrozpaczoną przyjaciółką. Siadła obok niej.

– Napij się, Ji An – zachęciła – to nam dobrze zrobi.

– Dlaczego on? – usłyszała szept – dlaczego on? – Ji An powtórzyła znacznie głośniej – Dlaczego? Łe? Łe? – fala mieszanych uczuć zaczynała się z niej znowu wylewać.

– To się zdarza, kochana. Wypadki chodzą po ludziach i tym razem trafiło na naszego Dong Hoon.

– Mieliśmy się spotkać po takim długim czasie… chciałam mu wreszcie kupić drogi posiłek… To, co tylko będzie chciał… – Ji An wyrzucała z siebie cały żal. Czuła się winna, że nie spełniła tej obietnicy wcześniej i było jej teraz z tym bardzo ciężko.

– Jeszcze go zaprosisz na dobry obiad – Jeong Hui mówiła bez przekonania.

– Jeśli był tak ciężko poparzony w głowę, twarz, to skąd wiesz, unnie, że on będzie mógł jadać normalne posiłki… Poza tym, z tego, co zrozumiałam, najgorsze zagrożenie jeszcze całkiem nie minęło. Nikt też nie wie, czy się wybudzi i jak będzie funkcjonował jego umysł… – wzięła filiżankę do ręki, ale tak się jej dłonie trzęsły, że nie mogła jej utrzymać i szybko ponownie odstawiła.

Jeon Hui wstała i poszła do kuchni poszukać rurki do picia. Wróciła, podsunęła filiżankę Ji An bliżej niej i włożyła rurkę.

W tym momencie do restauracji wszedł Gi Hoon.

– Zobaczyłem napis, ze masz zamknięte, ale światło się świeciło, więc mnie to zaintrygowało – tłumaczył od progu – O! Lee Ji An ssi, dobry wieczór! – był dość zaskoczony tym spotkaniem. Spojrzał pytająco na nunę.

– Ji An była umówiona z Dong Hoon, ale on się nie pojawił, ani nie odpisywał, więc zaniepokojona przyjechała do mnie – wyjaśniała Jeong Hui – Właśnie wróciłyśmy ze szpitala i trudno nam się pozbierać, po tym, co zobaczyłyśmy… – skwitowała.

– Nie wiedziałem, że jesteś w Seulu – Gi Hoon  siadając naprzeciwko Ji An – usiłował nawiązać z nią rozmowę.

Jednak ona była zbyt wzburzona i nie chciała przed nim ujawniać, jak bardzo przezywa, to, co zobaczyła i czego się dowiedziała. Złapała za rurkę i zaczęła pić rumianek.

– No tak, widok Dong Hoon robi wrażenie, zwłaszcza za pierwszym razem – Gi Hoon kontynuował, ale oczami głową dawał znaki Jeong Hui, które można by tak zwerbalizować: „Co się z nią dzieje?

Jeong Hui wstała i też subtelnie dała mu znać, aby poszedł za nią.

– Oj! Zapomniałam wynieść śmieci. – powiedziała głośno – Gi Hoon pomożesz mi? – wzięła jakiś worek z kuchni i oboje wyszli przed restaurację.

„Czy oni myślą, że jestem głupia?” – pomyślała Ji An. Wiedziała, że będą mówić o niej, ale mało ją to obchodziło. Była nawet zadowolona, że wreszcie na chwilę została sama. Oparła głowę na stole i pogrążyła się z rozmyślaniach.

Tymczasem na zewnątrz trwała dość ożywiona dyskusja, co z nią zrobić i jak zrobić, aby mogła być dopuszczona do Dong Hoon.

– Yoon Hee obiecała, że to załatwi – mówiła Jeong Hui – ale ja nie wiem, jak to wyjaśnicie waszej mamie. Przecież oficjalnie to zupełnie obca osoba. Ona nawet jej nigdy nie widziała i… chyba o niej nie słyszała… – tu spojrzała na Gi Hoon szukając potwierdzenia.

– Fakt. Masz rację. Hyung nigdy w domu o niej nie wspominał… Hmm… Ale jestem pewien, że cały ten czas tęsknił za nią… I jej obecność przy nim mogłaby być dużym wsparciem… Hmm… – niby mówił do Jeong Hui, ale tak naprawdę to głośno myślał.

– Musicie coś wymyślić, bo ta dziewczyna jest w okropnym szoku i rozpaczy – stwierdziła Jeon Hui – wiedziałam, że on nie jest jej obojętny, od dawna to wiedziałam, ale nie spodziewałam się, że to jest tak silne uczucie… – spojrzała na Gi Hoon – A ty wiedziałeś coś na ten temat?

– Mmm… – potwierdził myśląc o czymś intensywnie. – To da się zrobić – nagle coś przyszło mu do głowy – Tak, to da się zrobić!

Scroll to Top